Doktor Vallee nie bez powodu zadaje pytanie, czy idea „gości z kosmosu” nie służy jako „przykrywka dla zamaskowania rzeczywistej, nieskończenie bardziej złożonej natury technologii, która została zaobserwowana?”. Twierdzi on, że „nie mamy do czynienia z idącymi jedna za drugą falami inwazji z kosmosu. Mamy do czynienia z systemem kontroli”.

DZIESIĘCIOLECIA PO ZAKOŃCZENIU drugiej wojny światowej stały się widownią nie tylko burzliwego rozwoju różnych wschodnich kultów religijnych oraz ich rosnącego wpływu na Zachodzie. Ujrzały one również narodziny i rozwój innego zjawiska, na pierwszy rzut oka wydawałoby się zupełnie nie związanego z religią, lecz po bliższym zbadaniu okazującego się — podobni e jak wschodnie kulty — znakiem „ery postchrześcijańskiej” i „nowej świadomości religijnej”. Owo zjawisko to „niezidentyfikowane obiekty latające”, które rzekomo miały być obserwowane niemal we wszystkich zakątkach świata od czasu, kiedy w 1947 r. zauważono pierwszy „latający talerz”.
 

 Właściwe człowiekowi łatwowierność oraz zabobonność, charakterystyczne dla naszych czasów nie mniej niż dla innych momentów historii, doprowadziły do tego, że zjawisko to powiązano z „orszakiem z psychów” okrążającym kulturalny świat. Jednak zainteresowanie tym problemem przejawili również ludzie w miarę poważni i odpowiedzialni; państwowe placówki zorganizowały odpowiednie badania, a niektórzy uczeni napisali nawet książki na ten temat. Badania te nie osiągnęły pozytywnego rezultatu, jeśli chodzi o poznanie obiektów jako rzeczywistości fizycznej. Jednakże najnowsze teorie, wysunięte przez grupę uczonych dla wyjaśnienia owego fenomenu, wydają się być bliższe zadowalającego wyniku niż teorie wcześniejsze. Otóż najnowsze teorie doprowadzają nas do „granic rzeczywistości” (taki tytuł nosi zresztą jedna z nowszych książek naukowych na ten temat) — do granicy między rzeczywistością psychiczną a duchową, do zbadania której uczeni ci nie posiadają już naukowych instrumentów. Bogactwo wiedzy zawartej w Biblii oraz w pismach Ojców Kościoła, a odnoszącej się właśnie do tej drugiej rzeczywistości, daje chrześcijaninowi uprzywilejowaną pozycję i wyjątkową możliwość, by móc ocenić te nowe hipotezy oraz samo zjawisko UFO w ogóle.

 Chrześcijanin jednak mniej niż samymi fenomenami zainteresowany jest rodzajem umysłowości, mentalnością, jaka jest z nimi związana: jak ludzie najczęściej objaśniają UFO i dlaczego? Jednym z pierwszych, którzy w taki właśnie sposób podeszli do tego zjawiska w swych pracach naukowych, był wybitny szwajcarski psycholog Carl Gustaw Jung. W swojej książce z 1959 r. zatytułowanej Latające talerze: współczesny mit o rzeczach widzianych na niebie wyjaśnia te fenomeny przede wszystkim jako zjawisko o znaczeniu psychologicznym i religijnym. I choć sam nie próbuje zgłębiać ich jako „rzeczywistości obiektywnej”, niemniej prawidłowo wskazuje na tę sferę ludzkiej wiedzy, do której one rzeczywiście się odnoszą. Współczesne badania, chciaż ich punktem wyjścia była „obiektywna”, a nie psychologiczna strona problemu, nieuchronnie doszły do konieczności wysunięcia „psychicznej” hipotezy dla wyjaśnienia owego zjawiska.

 Jeżeli chcemy zająć się zjawiskiem UFO z religijnego i psychologicznego punktu widzenia, powinniśmy przede wszystkim przemyśleć historię problemu za pomoc ą tych terminów, w jakich zwykle objaśniali zjawisko „latających talerzy” ci, którzy wierzyli w ich istnienie, od czasu pierwszych obserwacji w latach 40. CO LUDZIE GOTOWI BYLI ZOBACZYĆ NA NIEBIE?

Odpowiedź na to pytanie znaleźć można w krótkim przeglądzie popularnej literatury fantastyczno-naukowej.

Duch fantastyki naukowej

Historycy fantastyki naukowej zazwyczaj sytuują jej narodziny na początku XIX stulecia. Niektórzy upatrują jej źródeł w opowiadaniach Edgara Allana Poego, łączących w sobie realizm opisu z „tajemną” i okultystyczną treścią. Inni za pierwszego twórcę fantastyczno-naukowego uważają angielską pisarkę Mary Wollstonecraft Shelley (żonę poety Percy B. Shelleya); jej Frankenstein albo współczesny Prometeusz, wiążący fantastykę naukową z okultyzmem, stał się z czasem punkte m odniesienia dla wielu dzieł tego gatunku.

Typowe książki fantastyczno-naukowe pojawiły się jednak później, pod koniec XIX i na początku XX w., poczynając od Julesa Verne’a i Herberta Wellsa, aż po współczesnych autorów. Z podrzędnego gatunku literackiego, charakterystycznego dla amerykańskich „makulaturowych” wydawnictw periodycznych lat 30. i 40., fantastyka naukowa przeistoczyła się w następnych dziesięcioleciach w pełni uznany i szanowany na świecie gatunek literacki. Poza tym wiele obrazów filmowych, które osiągnęły niesłychany sukces, pokazuje, jak duch fantastyki naukowej zawładnął wyobraźnią szerokich mas. Tanie i sensacyjne filmy science-fiction z lat 50. ustąpiły miejsca modnym i „ideowym” obrazom w rodzaju Odysei kosmicznej 2001, Gwiezdnych wojen czy Bliskich spotkań trzeciego stopnia, nie wspominając już o najpopularniejszym i najdłuższym z telewizyjnych seriali — Gwiezdnym safari.

Duch fantastyki naukowej wypływa z filozofii, czy też ideologii, która częściej pozostaje w domyśle, niż jest wyrażona bezpośrednio w słowach, z którą zgadzają się praktycznie wszyscy twórcy science-fiction. Filozofię tę można z grubsza zawrzeć w następujących stwierdzeniach:

1. Religia — w tradycyjnym sensie —jest nieobecna, albo traktowana powierzchownie lub błędnie. Ten gatunek literacki sam w sobie jest bez wątpienia produktem ery „postchrześcijańskiej” (co widać już w utworach Poego i Shelley). W fantastyce naukowej wszechświat przedstawiany jest w sposób całkowicie świecki, choć niekiedy z mistycznymi elementami wschodnimi bądź okultystycznymi. „Bóg” jeżeli w ogóle jest wspominany, to jedynie jako nieokreślona i bezosobowa siła (na przykład „Moc” w Gwiezdnych wojnach — energia kosmiczna, posiadająca zarówno swoją dobrą, jak i złą stronę). Rosnąca fascynacja współczesnego człowieka tematyką science-fiction to najlepsze świadectwo zagubienia tradycyjnych wartości religijnych.

2. W centrum fantastyczno-naukowego Wszechświata (w miejscu nieobecnego Boga) pojawia się CZŁOWIEK — zwykle nie taki, jakim jest obecnie, lecz taki, jakim „stanie się” w przyszłości, zgodnie ze współczesną mitologią ewolucji. I chociaż w bohaterach fabuł science-fiction można jeszcze zobaczyć ludzi, to cały wysiłek autora skupia się na ich kontaktach z „supermanami” („nadludźmi”) różnego typu — od „wyżej rozwiniętych ras” przyszłości (a niekiedy i przeszłości) do przybyszów z innych galaktyk. Idea możliwości istnienia „wysoko rozwiniętego” rozumnego życia na innych planetach stała się częścią świadomości współczesnego człowieka w tak wielkim stopniu, że nawet poważne rozprawy naukowe (i półnaukowe ) traktują ją jako coś zrozumiałego samo przez się. Jedna z popularnych serii książkowych (Erich von Daniken, Bogowie z kosmosu) przedstawia przypuszczalne świadectwa obecności w dawnych dziejach ludzkości „pozaziemskich istot”, czyli „bogów”, którym przypisane zostaje nagłe przebudzenie rozumu w człowieku, tak trudne do wyjaśnienia na gruncie zwykłej teorii ewolucji. Poważni uczeni w Związku Sowieckim zastanawiają się nad tym, czy zniszczenie Sodomy i Gomory nastąpiło w wyniku wybuchu nuklearnego, czy „pozaziemskie” istoty już przed wiekami odwiedzały Ziemię, czy Jezus Chrystus był „kosmonautą ” i czy dziś, być może, nie stoimy u progu „drugiego przyjścia” rozumnych istot z przestrzeni kosmicznej (patrz: Shelly Ostrander, Lynn Schroeder, Psychic Discoveries Behind the Iron Curtain, Bentham Books 1977; Wiaczesław Zajcew, Gosti iz kosmosa, Sputnik 1/1967 oraz Chramy i kosmiczeskije korabli, Sputnik 1/1968).

Szacowni uczeni na Zachodzie tak bardzo wierzą w istnienie „pozaziemskich istot rozumnych”, że już od osiemnastu lat próbują nawiązać z nimi kontakt za pomocą radioteleskopów, obecnie zaś co najmniej w sześciu miejscach naszej planety astronomowie prowadzą poszukiwania rozumnych sygnałów z kosmosu. Z kolei współcześni „teologowie” protestanccy i katoliccy, którzy przywykli podążać za nauką, dokądkolwiek by ona prowadziła, debatują nad nowymi problemami w dziedzinie „ekzotologii” („teologii przestrzeni kosmicznej”), dotyczącej możliwej natury „pozaziemskich ras” (patrz: Time z 24 kwietnia 1978 r.). Nie da się zaprzeczyć, że świat, który powołał do życia fantastykę naukową, posiada nieodpartą siłę przyciągania nawet dla wielu uczonych mężów naszych czasów.

Przyszłe „wyewolucjonowane” istoty w literaturze science-fiction niezmiennie przedstawiane są jako te, które „przerosły” ograniczenia współczesnego człowieczeństwa, zwłaszcza granice „osobowości”. Podobnie jak „Bóg” fantastyki naukowej, człowiek stał się do zadziwiająco bezosobowy. W książce Arthura Clarka Koniec dzieciństwa nowa rasa ludzka podobna jest do dzieci, lecz z twarzami pozbawionymi oznak indywidualności; są oni już przygotowani, by poprowadzono ich przez dalsze „ewolucyjne” transformacje, żeby w końcowym rezultacie stać się bezosobowym „nadrozumem”. W ogóle literatura science-fiction, w odróżnieniu od chrześcijaństwa (za to w zgodzie z niektórymi szkołami wschodniej myśli), postrzega „ewolucyjny rozwój” oraz „duchowość” jako wciąż wzrastającą depersonalizację.

3. Fantaści widzą przyszłość świata i ludzkości jako „projekcje” dzisiejszych odkryć naukowych. W gruncie rzeczy jednak te „projekcje” zadziwiająco przypominają codzienną rzeczywistość okultystycznych i otwarcie demonicznych doświadczeń wielu wieków. Wśród cech, które posiadają „wysoko rozwinięte” istoty przyszłości, znajdziemy między innymi: telepatię, umiejętność lewitowania, materializowania i dematerializowania, zmieniania widzialnej formy rzeczy lub stwarzania iluzorycznych scen czy istot siłą „czystej myśli”, zdolność poruszania się z szybkością o wiele przewyższającą możliwości współczesnej techniki, opanowywania ciał mieszkańców Ziemi; a także rozwijanie „duchowej” filozofii, jaka „przewyższy wszystkie religie” i obiecuje stan, w którym „rozwinięte istoty rozumne ” nie będą już więcej zależne od materii. Wszystko to są typowe chwyty i obietnice czarowników i biesów. W nowej książce na temat historii science-fiction zauważono, że „współczesnym aspektem fantastyki naukowej jest dążenie do wyjścia poza granice normalnego doświadczenia […] za pośrednictwem wyobrażenia osób i zdarzeń, które pokonują granice czasu i przestrzeni w takim sensie, w jakim je znamy”. Scenariusze Gwiezdnego safari czy innych historii science-fiction, z ich futurologicznymi „naukowymi” wynalazkami, czyta się niekiedy jak urywki z żywotów dawnych świętych prawosławnych, w których opisywano działanie czarowników w czasach, gdy czarownictwo było jeszcze jednym z głównych przejawów pogańskiego życia. W ogóle fantastyka naukowa nie jest ani za bardzo naukowa, ani futurologiczna — już prędzej cofa się ona do „mistycznych” źródeł współczesnej nauki, do nauki przedoświeceniowej, która jest znacznie bliższa okultyzmowi. Ta sama praca na temat historii science-fiction stwierdza, że „korzenie fantastyki naukowej, jak i korzenie samej nauki, tkwią w magii i mitologii”. Dzisiejsze badania i eksperymenty w dziedzinie „parapsychologii” także wskazują na postępujące przenikanie się nauki i okultyzmu — jest to wizja, z którą fantastyka naukowa znajduje się w pełnej zgodzie.

Science-fiction w Związku Sowieckim (gdzie gatunek ten jest popularny tak samo jak na Zachodzie, choć rozwija się nieco inaczej) zajmuje się tymi samymi problemami, co i na Zachodzie. W ogóle tematyka „metafizyczna” w sowieckiej fantastyce naukowej (która rozwija się pod bacznym okiem cenzorów-materialistów) ewoluuje pod wpływem zachodnich autorów lub pod bezpośrednim oddziaływaniem hinduizmu, jak w przypadku pisarza Iwana Jefremowa. Czytelnik literatury science-fiction, mówiąc słowami Grebensa, „pozostaje z całkowicie chwiejną sposobnością krytycznej oceny różnicy między nauką a magią, między uczonym a czarownikiem, między przyszłą realnością a fantazją”.

„Fantastyka naukowa i na Wschodzie, i na Zachodzie — twierdzi tenże autor — dowodzi, podobnie jak inne aspekty współczesnej kultury, że najwyższym stopniem humanizmu jest okultyzm” (patrz: G. V. Grebens, Ivan Efremov’s Theory of Soviet Science-Fiction, Vantage Press, New York 1978).

4. Fantastyka naukowa, jako gatunek futurologiczny, niemal z samej swojej natury skłania się ku utopii; wiele powieści lub opowiadań jest w całości wypełnionych opisem doskonałych społeczeństw przyszłości, w większości pozostałych zaś autorzy mówią o „ewolucji” współczesnego społeczeństwa, prowadzącej je do czegoś wyższego, lub o spotkaniach z wyżej rozwiniętymi cywilizacjami, które przynoszą nadzieję na rozwiązanie dzisiejszych problemów i poradzenie sobie ze wszystkimi niedostatkami ludzkości. „Doskonałe istoty” z przestrzeni kosmicznej często posiadają zdolność „wszechwiedzy”, zaś lądowania statków kosmicznych na Ziemi często zapowiadają „apokaliptyczne” zdarzenia — zazwyczaj zstąpienie życzliwych istot, które chcą kierować ludźmi w ich „ewolucyjnym doskonaleniu się”.

Można powiedzieć, że literatura science-fiction XX w. jest wymownym znakiem utraty chrześcijańskich wartości i chrześcijańskiego spojrzenia na świat; stała się ona potężnym środkiem rozpowszechniania niechrześcijańskiej filozofii oraz poglądów na życie i na historię, pozostając w gruncie rzeczy pod nieskrywanym lub zamaskowanym wpływem okultyzmu i wschodnich religii; w krytycznym czasie kryzysów oraz stanów przejściowych ludzkości stała się ona główną siłą, zmuszającą do nadziei czy nawet do oczekiwania na „gości z kosmosu”, którzy rozwiążą wszystkie problemy ludzkości i powiodą człowieka ku nowemu „kosmicznemu” wiekowi w historii. I chociaż na pozór literatura science-fiction nie jest religijna, lecz naukowa, to w rzeczywistości jest ona jedną z głównych form apostolstwa (w świeckiej formie) owej „nowej świadomości religijnej”, która zaleje ludzkość w miarę ustępowania chrześcijaństwa.

Należy koniecznie o tym wszystkim pamiętać, gdy przystępujemy do analizowania rzeczywistych informacji o pojawieniu się „niezidentyfikowanych obiektów latających”, stanowiących zadziwiającą odpowiedź na pseudoreligijne nadzieje, jakie nagromadziły się w człowieku ery „postchrześcijańskiej”.

 Spotkania z UFO i ich naukowe badania

Chociaż fantastyka w pewien sposób przygotowała ludzi na pojawienie się UFO, nie możemy oczywiście przy „obiektywnej” ocenie rzeczywistości tego zjawiska opierać się na literaturze bądź na ludzkich nadziejach i pragnieniach. Zanim więc przejdziemy do kwestii, czym jest UFO naprawdę, powinniśmy zapoznać się z faktami dotyczącymi natur y i wiarygodności badań, które były prowadzone w tej dziedzinie. Czy rzeczywiście istnieje coś „tam”, na niebie, czy też jest to wynik wypaczonego postrzegania oraz psychologicznego i pseudoreligijnego dążenia, by „przyjmować pragnienie za realność”?

 Zasługujący na zaufanie opis fenomenu UFO przedstawi ł francuski uczony, który mieszka obecnie w Kalifornii — dr Jean Vallee, uchodzący za wysokiej klasy specjalistę w dziedzinie astrofizyki i cybernetyki oraz zwią­zany od wielu już lat z naukową analizą problemu UFO. Jego świadectwo jest dla nas szczególnie cenne również z tego powodu, że badał on uważnie spotkania z UFO poza Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza we Francji, i dzięki temu moż e nakreślić obiektywną międzynarodową map ę rozprzestrzeniania się tego zjawiska (patrz: UFOs in Space: Anatomy oj a Phenomenon, Balantine Books, New York 1977).

Doktor Vallee uważa, że chociaż niezidentyfikowane obiekty latające były widywane od czasu do czasu w minionych wiekach, to ich „współczesna historia”, jako masowego zjawiska, zaczyna się bezpośrednio po drugiej wojnie światowej. Ameryka zaczęła interesować się nimi po zaobserwowaniu ich w 1947 r., jednak w Europie już wcześniej widziano kilka razy dziwne, świecące obiekty, którymi, jak się wydawało, kierowały istoty rozumne . W 1946 r., zwłaszcza w lipcu, miała miejsce cała seria spotkań z nimi w Szwecji i innych krajach Europy Północnej. Obiekty zauważone podczas tej „skandynawskiej fali” brano początkowo za „meteory”, pote m za „rakiety” (lub „przewidzenia rakiet”) czy „bomby”, w końcu zaś za „powietrzne statki nowego typu”, zdolne do niezwykłych manewrów na niebie i nie pozostawiające śladów na ziemi, nawe t jeżeli przypuszczano, że lądowały. Prasa europejska była pełna doniesień o tej fali dziwnych obserwacji, a w Szwecji mówiono o nich wszędzie; zarejestrowano około tysiąca przypadków zaobserwowania nieznanych obiektów, lecz ani razu nie została wysunięta hipoteza o ich „pozaziemskim” czy „międzyplanetarnym” pochodzeniu. Doktor Vallee uważa, że powodem owej „fali” były istniejące, lecz nierozpoznane obiekty, a nie jakiekolwiek wcześniejsze „słuchy o UFO ” czy „oczekiwanie gości z kosmosu”. W kolejnych „falach latających talerzy” dostrzega on brak związku między wzrastającą popularnością fantastyki naukowej a szczytem aktywności UFO; wcześniej „fal latających talerzy” nie obserwowano, chociaż ogólna panika w Ameryce, jaka wybuchła po audycji radiowej Orsona Wellsa Wojna światów (według utworu Herberta George’a Wellsa), miała miejsce w 1938 r. Doktor Yallee dochodzi do wniosku, że „narodziny, rozwój i rozprzestrzenienie się fenomenu UFO są zjawiskiem obiektywnym, nie zależącym od świadomego czy nieświadomego wpływu świadków oraz od ich reakcji na obiekty”.

Pierwsze spotkanie, którego relacja stalą się własnością publiczną, miało miejsce w Ameryce. Komiwojażer lecący własnym samolotem zauważył dziesięć dyskopodobnych przedmiotów, przypominających nieco talerze i przelatujących obok gór w stanie Waszyngton. Jego opowieść podchwyciły gazety i tak zaczęła się „era latających talerzy”. Interesujące jest jednak, że nie była to pierwsza tego typu obserwacja w Ameryce: kilka przypadków nigdzie nie opublikowanych miało miejsce parę miesięcy wcześniej. Fala UFO przetoczyła się także przez Węgry w czerwcu 1947 r. (zanotowan o pięćdziesiąt informacji na ten temat). Wszystkich tych spotkań i obserwacji nie możn a uważać jedynie za rezultat histerii. Przypadków zaobserwowania UFO w 1947 r. w Ameryce było szczególnie wiele, zwłaszcza w czerwcu, lipcu i sierpniu. I chociaż niektóre gazety zaczynały nieśmiało pisać o „międzyplanetarnych gościach”, to jednak uczeni nie traktowali tych doniesień serio — przypuszczano, że są to produkty wysoko rozwiniętej ludzkiej techniki, najprawdopodobniej amerykańskiej, a być może także rosyjskiej.

Druga fala — w lipcu 1948 r. — przetoczyła się przez Amerykę i Francję. W USA doszło do spektakularnego nocnego spotkania, kiedy to lotnicy pilotujący samolot D- 3 linii lotniczych Eastern Airlines zauważyli sta- 136 FRONDA13/1 4 tek powietrzny z dwom a rzędami „iluminatorów”, podobny do torpedy, otoczony błękitnym blaskiem i z ogonem pomarańczowych płomieni. Statek ten wykonał gwałtowny manewr, unikając zderzenia z samolotem, i zniknął. W sierpniu tegoż roku w Sajgonie i innych rejonach Azji Południowo-Wschodniej wiele razy obserwowano na niebie „podłużne obiekty podobne do rakiet”.

Rok 1949 przyniósł wiadomości o dziwnych dyskach i sferach w Szwecji oraz o wielkiej liczbie spotkań z UFO w Ameryce, przy czym dwie obserwacje były udziałem doświadczonych badaczy-astronomów. Lata 1950-51 również obfitowały w tego typu przypadki, szczególnie w USA i w Europie, jednak dopiero w roku 1952 miała miejsce pierwsza wielka międzynarodowa fala UFO, które pojawiało się zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, we Francji i w Afryce Północnej. W kulminacyjnym momenci e tej fali pojawiły się dwa sensacyjne doniesienia o zaobserwowaniu tajemniczych .obiektów nad Białym Dome m i nad Kapitolem w Waszyngtonie (w przestrzeni stale kontrolowanej przez radary). W sierpniu fala ogarnęła Danię, Szwecję, północne Niemcy i Polskę. Jednocześnie z Francji dotarły pierwsze informacje o „lądowaniu” UFO i opis „maleńkich ludzików”.

W 1953 r. UFO nie pojawiało się falami, zanotowano jednak pewną liczbę oddzielnych obserwacji. Najbardziej znacząca z nich miała miejsce w mieście Bismarck w Północnej Dakocie, gdzie cztery tajemnicze obiekty w nocy przez trzy godziny wisiały i manewrował y w powietrzu nad stacją filtrów; oficjalny raport o tym zdarzeniu zajął kilkaset stron, łącznie z zeznaniami wielu świadków, w tym lotników i żołnierzy.

Największa międzynarodowa fala UFO, jaka w ogóle miała miejsce, przetoczyła się przez świat w 1954 r. Francja została dosłownie zalana doniesieniami o coraz to nowych zdarzeniach — we wrześniu, październiku i listopadzie pisano o dziesiątkach spotkań i obserwacji każdego dnia. Ta francuska fala jasno ukazała ludziom poważnie zajmującym się badaniem UFO pewien problem. Jak pisze Jean Vallee: „To zjawisko osiągnęło tak wielkie rozmiary, wywarło tak wstrząsające wrażenie na opinii publicznej i spowodowało tak emocjonalną reakcję gazet, że apetyty uczonych zostały zgaszone na długo przed tym, kiedy można było zorganizować poważne badania naukowe. W rezultacie żaden uczony nie chciał narażać na szwank swojej reputacji, oficjalnie zajmując się tak nacechowanym emocjonalnie fenomenem; francuscy uczeni zachowywali milczenie, dopóki fala nie przetoczyła się i nie zamarła”.

 Francuska fala przyniosła ze sobą również typowe charakterystyki późniejszych spotkań z UFO: „lądowania” (z opisem określonych okoliczności), promienie światła wysyłane przez UFO do świadków, gaśniecie silnika w pobliżu miejsca spotkania, dziwne, maleńkie istoty w „skafandrach”, traumatyczne przeżycia świadków i ślady pozostawione także na ciele.

 Od 1954 r. na świecie zanotowano wiele tego typu zdarzeń, z wielkimi międzynarodowymi falami w latach 1965, 1967 i 1972-73. Szczególnie liczne i znaczące były spotkania w Ameryce Południowej.

 Najbardziej znane badanie UFO przeprowadzone przez organizacje państwowe to trwające od 1951 do 1969 r. badanie nazwane Projektem Błękitnej Księgi, zakończone opublikowaniem tzw. Raportu Condona opracowanego przez zespół uczonych, któremu przewodniczył jeden z czołowych fizyków Uniwersytetu Colorado. Każdy, kto z bliska obserwował pracę Komitetu Condona, mógł przekonać się, że uczeni ci nie traktowali fenomenu UFO serio, a zajmowali się głównie „opinią publiczną”. Pragnęli wyjaśnić zagadkowe zjawisko tajemniczych obiektów, aby uleczyć ludzi ze strachu przed nimi. Niektóre z grup zajmujących się „latającymi talerzami” obwiniały rząd USA, że wykorzystuje te badania jako zasłonę dymną dla ukrycia swej prawdziwej wiedzy o „rzeczywistej naturze ” UFO; wszystkie świadectwa mówią jednak o tym, że badania te były przeprowadzone bardzo niedbale i nikt z uczonych nie traktował ich poważnie — zwłaszcza po tym, jak niektóre całkiem już dziwne historie o UFO zniechęciły badaczy. Pierwszy dyrektor Projektu Błękitnej Księgi, kapitan Edward Ruppelt przyznał, że „gdyby siły wojenno-powietrzne postawiły sobie za cel zamącić i zagmatwać sprawę, to nie mogłyby tego uczynić lepiej. […] Problem starano się zawikłać. […] Wszystko oceniano z przyjętego już wcześniej punktu widzenia — że UFO nie istnieje” (patrz: Edward Ruppelt, Report on Unidentified Flying Objects, New York 1956). Raport Condona zawiera kilka stereotypowych „wyjaśnień” fenomenu UFO; jedno z nich twierdzi na przykład, że „to niezwykłe zjawisko powinno być zaliczone do kategorii prawie bezspornie rzeczywistych zjawisk, które mają miejsce tak rzadko, że nie były, rzecz jasna, obserwowane nigdy przedtem, ani potem”. Główny konsultant naukowy Błękitnej Księgi w ciągu niemal dwudziestu lat istnienia projektu, astronom z Uniwersytetu Północno-Zachodniego Allen Hynek otwarcie nazywa to wszystko „pseudonaukowym projektem” (patrz: Allen Hynek, The UFO Experience: A Scientific lnąuiry, New York 1977).

 W ciągu dwudziestu lat badań, jakiekolwiek by one były, naukowcy pracujący nad Projektem Błękitnej Księgi zebrali informacje o ponad 1200 dziwnych zjawiskach niebieskich, z których co czwarte pozostawało „zagadkowe” nawet po wykorzystaniu wszystkich dowolnie naciąganych „objaśnień”. Wiele tysięcy innych przypadków zebrały i zbierają nadal prywatne organizacje na całym świecie, mim o że niemal wszystkie organizacje rządowe powstrzymują się od jakiejkolwiek wzmianki na ich temat. W ZSRR po raz pierwszy poruszono publicznie tę kwestię w 1967 r., kiedy dr Feliks Zigel z Moskiewskiego Instytutu Lotniczego w czasopiśmie Smiena wspomniał , że „sowieckie radary wyłapują niezidentyfikowane obiekty latające od dwudziestu lat (patrz: Feliks Zigel, NLO: czto eto takoje?, Smiena 7/1967; oraz tegoż autora Nieopoznannyje lietajuszczije obiekty, Sowietskaja żyzń 2/1968). W tym czasie w ZSRR, pod przewodnictwem ormiańskiego astronoma Wiktora Ambarcumiana, odbyła się dotycząca kosmicznych cywilizacji konferencja naukowa, podczas której padł a zachęta do rozwiązywania naukowych i technicznych problemów związanych z komunikacją z podobnymi „cywilizacjami”, których istnienia nie podawano w wątpliwość. Rok później jednak tema t UFO w ZSRR został zakazany. Od tej pory sowieccy uczeni o swych badaniach i hipotezach mogli opowiedzieć swoim zachodnim kolegom tylko podczas prywatnych spotkań.

 W Stanach Zjednoczonych problematyka UFO dla pracowników naukowych i wojskowych pozostaje nieco „poza granicami nauki”; w ostatnich latach jednak coraz więcej uczonych, zwłaszcza młodych, zaczęło odnosić się do tej kwestii poważnie. Postanowili oni wyjaśnić ów fenomen oraz poszukać właściwej metody zbadania go. Doktorzy Hynek i Vallee mówi ą o „niewidzialnym college’u” uczonych, którzy obecnie aktywnie zajmują się problemem UFO, chociaż większość z nich nie życzy sobie, by ich nazwiska były publicznie wymieniane i kojarzone z tą tematyką.

Istnieją oczywiście i tacy, którzy nadal kategorycznie zaprzeczają tym zjawiskom, objaśniając je jako branie rzeczywistych obiektów, aerostatów, samolotów itd. za UFO, nie wspominając już o szalbierstwach i psychologicznych „projekcjach”. Jeden z takich naukowców, Philip Klass, znajduje upodobanie w „demaskowaniu” UFO jako rzeczywistego zjawiska. Jego badania przekonały go, że „idea cudownych statków kosmicznych z dalekich planet jest w gruncie rzeczy czarującą bajką dla dorosłych” (patrz: Philip Klass, UFOs Explained, New York 1974). Tacy twardogłowi badacze częściej jednak ograniczają się do przypadków, w których mają do czynienia z rzekomo autentycznym materialnym dowodem lądowania UFO (tzw. „bliskie kontakty drugiego stopnia” — będzie o nich mowa poniżej); nawe t najbardziej zagorzali obrońcy istnienia UFO musz ą bowiem przyznać, że takich dowodów w przypadku najbardziej przekonywających wiadomości o UFO jest bardzo mało. Jedyne, co rzeczywiście przez całe lata zmuszało uczonych ZIMA- 1 99 8 139 do zajmowania się tym problemem na poważnie, to nie materialne dowody owego fenomenu, lecz fakt, że wielu szacownych i zasługujących na zaufanie ludzi widziało coś nie poddającego się objaśnieniu, co wywarło na nich niezatarte wrażenie. Doktor Hynek pisze o swoich badaniach: „Zawsze miałem takie poczucie, że rozmawiam z człowiekiem, który opisuje realne wydarzenie. Dla niego czy dla niej nie było to jedno z wielu błahych przeżyć, było ono żywe i w żadnym stopniu nie podobne do snu, było to przeżycie, do którego obserwator zazwyczaj nie był w ogóle przygotowany, ale natychmiast rozumiał , że jest to nieporównywalne z niczym zjawisko”.

Połączenie realności wrażeń przy spotkaniach z UFO (zwłaszcza w „bliskich kontaktach”) z prawie zupełnym brakiem dowodów prowadzi do wniosku, że badanie UFO ze swej natury nie jest badaniem zjawisk fizycznych, lecz analizą relacji świadków, oceną ich wiarygodności, niesprzeczno- ści itd. Już samo to sytuuje owe badania raczej w granicach psychologii. Powinno to równie ż wystarczyć, by przekona ć nas, ż e uporczywe poszukiwania „materialnych dowodów” to złe podejście do problemu. W tym kontekście wnioski Philipa Klassa, że „cudowne statki kosmiczne ” to jedynie czarujące bajki dla dorosłych, nie są, być może, tak dalekie od prawdy. Zaobserwowanie UFO to jedno, zaś interpretacja, jaką ludzie nadają własnym (lub cudzym) obserwacjom, to zupełnie coś innego: pierwsze może być w pełni realne, drugie natomiast jest „czarującą bajką”, mitem naszych dni.

Doktor Hynek badał dużą liczbę spotkań z UFO i uczynił wiele, by wyeliminować spośród nich liczne naturalne, ludzkie pomyłki. Podkreśla on, że znaczna część obserwacji nie była udziałem wyznawców różnych kultów, lecz ludzi chwiejnych i niesolidnych. Wiele wiadomości przekazanych przez tego typu ludzi od razu oceniono jako ni e zasługujące na zaufanie i nie weszły one w ogóle do materiału badawczego. Najbardziej szczegółowe i wyważone relacje pochodzą jednak od normalnych, odpowiedzialnych za swoje słowa ludzi, którzy są szczerze poruszeni lub wstrząśnięci swoim przeżyciem i nie wiedzą, co o tym wszystkim mają sądzić. Im silniejsze przeżycie, im bliżej świadek przebywał z UFO, tym mniej jest skłonny o tym opowiadać. Kartoteka relacji o UFO to — jak się wyraził jeden z generałów amerykańskiego lotnictwa — kolekcja „nieprawdopodobnych historii, opowiedzianych przez godnych zaufania ludzi”. Zdrowy rozsądek nie pozwala n am wątpić, że za wieloma tysiącami poważnych relacji o UFO musi się rzeczywiście coś kryć.

 Sześć kategorii spotkań z UFO

Doktor Hynek, badający tę sprawę bardziej szczegółowo niż jakikolwiek inny znany uczony, dla uproszczenia podzielił fenomeny UFO na sześć kategorii. Pierwsza — „nocne obiekty świecące” — odnosi się do zjawisk najczęściej obserwowanych i budzących najmniejsze zdziwienie. Większość takich obiektów łatwo można rozpoznać jako ciała niebieskie, meteoryty itd. Nie są one identyfikowane z UFO. Prawdziwie zagadkowe „nocne obiekty świecące” (to znaczy te, które pozostają „niezidentyfikowane”) związane są z rozumną działalnością, nie mog ą być jednak rozpoznane jako zwyczajny samolot i często widziane są przez wielu świadków, w tym policjantów, pilotów czy dyspozytorów lotniczych.

Druga kategoria UFO to „dzienne dyski”, które zachowują się podobnie jak „nocne obiekty świecące”. Są to osławione „latające talerze”. Prawie wszystkie niezidentyfikowane obiekty tej kategorii mają kształt dysku, choć dopuszczalne są różne warianty: od bardziej okrągłych do przypominających cygaro. Często wydają się one metaliczne i — zgodnie z relacjami świadków — są zdolne do nieprawdopodobnie szybkiego zatrzymania się i startu, a także charakteryzują się niezwykłą zwrotnością (na przykład nagła zmiana kierunku lub nieruchome zawisanie), niemożliwą do osiągnięcia przez znane w naszych czasach statki powietrzne. Istnieje wiele dokumentalnych zdjęć podobnych dysków, lecz wszystkie one nie są zbyt przekonujące z powodu znacznego oddalenia obiektów; nie wykluczone jest też hochsztaplerstwo. Podobnie jak i „nocne obiekty świecące”, UFO należące do tej kategorii prawie zawsze porusza się bezdźwięcznie; często widzi się je po dwa lub więcej jednocześnie.

Trzecia kategoria to przypadki „radarowo-wizualne”. Chodzi o lokalizację za pomocą radaru, potwierdzoną przez obserwację bezpośrednią (ponieważ sam sygnał radarowy może dawać wiele fałszywych wyobrażeń). Większość takich zdarzeń ma miejsce w nocy, najbardziej zaś spektakularne przypadki to obserwacje dokonane jednocześnie z kilku samolotów (niekiedy specjalnie podniesionych w powietrze w poszukiwaniu UFO) z dostatecznie bliskiej odległości. W takich wypadkach UFO zawsze manewruje szybciej od samolotów, niekiedy jest śledzone, ale w końcu znika, rozwinąwszy niesłychaną prędkość (do 4 tysięcy mil na godzinę). Czasami, jak to bywa też w dwóch omówionych wcześniej kategoriach, obiekt jakby się dzieli i przekształca w dwa lub więcej „zjawiska”. Zdarza się i tak, że obiekty te, doskonale widoczne przez lotników w powietrzu, w ogóle nie są rejestrowane na ekranach radarów. Spotkania tej kategorii, podobnie jak dwóch pierwszych, trwają od kilku minut do kilku godzin.

Wiele przypadków należących do trzech pierwszych kategorii potwierdzają świadectwa dużej liczby godnych zaufania, doświadczonych i niezależnych świadków. Niemniej, jak zauważył dr Hynek, każde z tych zdarzeń mogło zajść z powodu niezwykle rzadkiego zbiegu okoliczności, a nie z powodu jakiegoś nowego i nieznanego dotąd fenomenu. Kiedy jednak gromadzi się mnóstwo dobrze udokumentowanych relacji, zgadzających się ze sobą, prawdopodobieństwo tego, że są one jedynie błędną identyfikacją naturalnych obiektów, maleje niemal do zera. Jest to powód, dla którego poważni naukowcy zajmujący się problem UFO skupili obecnie swoją uwagę na zbieraniu dobrze udokumentowanych świadectw. Analiza porównawcza wielu wiarygodnych relacji zaczyna już ukazywać precyzyjne modele aktywności UFO.

Emocjonalna reakcja osób, których kontakty z UFO można zaliczyć do opisanych wyżej trzech kategorii, to jedynie konsternacja i niezrozumienie: zobaczyli oni coś prawdziwie niewytłumaczalnego i odtąd męczy ich pragnienie, by ujrzeć to coś „choć odrobinę bliżej”. Jedynie w nielicznych przypadkach — najczęściej u lotników, którzy próbowali śledzić UFO — pojawiał się strach przy spotkaniu z obiektem, który, jak wynikało to z pozoru, kierowany był przez istoty rozumne , a swoimi technicznymi możliwościami wyprzedzał dalece naszą współczesną technikę. Tymczasem w przypadku „bliskich kontaktów” ludzie przeżywają głębsze emocje i decydująca staje się „psychiczna” strona fenomenu.

„Bliskie spotkania pierwszego stopnia” (BS-1) to obserwacje świecących obiektów z niedużej odległości (około 500 stóp lub mniej), przy czym światło często jest bardzo jaskrawe i wywołuje luminescencje znajdującej się pod nim ziemi. Gdy opisywano kształt obiektu, porównywano go zwykle do owalu, niekiedy z kopułą na górze. Ognie z kolei często bywają określane jako wirujące, zwykle przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Nierzadko obiekty zawisają nisko nad ziemią, bezszelestnie lub z niewielkim szumem, czasami przesuwają się tuż nad samą ziemią, pokonując znaczne odległości, znikają natomiast zazwyczaj z nieprawdopodobną prędkością, nie wydając przy tym najmniejszego dźwięku i — jest to niemal reguła — unoszą się pionowo w górę. Relacji o tego typu „bliskich spotkaniach”, których świadkami było jednocześnie kilka osób, jest dosyć wiele. We wszystkich świetnie udokumentowanych przypadkach relacje świadków zgadzają się, jak gdyby chodziło o rzeczywistą obserwację tego samego obiektu (lub obiektów identycznych). Jest prawidłowością, że wszystkie takie kontakty miały miejsce nocą w bardzo oddalonych od siebie miejscach, a każde zdarzenie miało po kilku świadków (w przypadkach badanych przez dra Hynka średnio trzech lub czterech).

 „Bliskie spotkania pierwszego stopnia” zawsze są wstrząsające i często przypominają koszmar, nigdy jednak nie zostawiają po sobie żadnych widocznych śladów; świadkowie są zazwyczaj tak wstrząśnięci tym, co zobaczyli, że zapominają zrobić zdjęcia, nawet jeśli mają pod ręką aparat. Typowe wrażenie, jakie wywołuje na świadku takie spotkanie, zostało opisane przez jedną z osób, która zobaczyła UFO w 1955 r.: „Uwierzcie mi, że jeśli ktokolwiek zobaczy taki obiekt tak blisko chociażby przez jedną minutę , to wryje się to mu w pamięć aż do śmierci”. Owe zetknięcia są tak niezwykłe, że często nikt nie wierzy w opowiadania świadków — jest to powód, dla którego wielu mówi o tym w sekrecie, po upływie całych lat, lub w ogóle milczy. Takie zdarzenia w większym stopniu są rzeczywiste dla tych, którzy je przeżyli — dla wszystkich pozostałych są one całkowicie nieprawdopodobne.

Typowy „bliski kontakt pierwszego stopnia ” przeżyli w 1966 r. dwaj pomocnicy szeryfa z Portage County, w stanie Ohio. Szesnastego kwietnia około 5°” rano, gdy zatrzymali się obok samochodu zaparkowanego na poboczu drogi, ujrzeli w powietrzu obiekt „wielki jak dom”, który opuścił się na wysokość wierzchołków drzew. Potem przybliżał się do ludzi, świecąc coraz silniej i w miarę zbliżania się oświetlał wszystko wokół jaskrawym światłem, aż w końcu zawisł nad nimi z cichym brzęczeniem. Następni e obiekt zaczął się oddalać, oni zaś podążali za nim jeszcze przez około 70 mil do granicy stanu Pensylwania z szybkością 105 mil na godzinę. Dwóch innych policjantów również wyraźnie widziało ów obiekt, kiedy podniós ł się on wyżej, a później wzbił się nagle w górę i zniknął. Wszystko działo się o świcie. Żądanie Kongresu zmusiło realizatorów Projektu Błękitnej Księgi do zbadania tego przypadku; „wyjaśniono” go jako „zaobserwowanie planety Wenus”, zaś oficerowie, którzy powiadomili o zajściu, stali się ofiarami napaści i drwin ze strony prasy — w rezultacie doprowadziło to do rozbicia rodziny jednego z nich, jego zdrowie zostało nadszarpnięte, a kariera złamana. Osobiste tragedie, podobne do tej, stały się wśród ludzi, którzy mieli „bliskie kontakty pierwszego stopnia”, tak często spotykane, że należałoby je włączyć do „typowych charakterystyk” owego fenomenu.

„Bliskie spotkania drugiego stopnia” (BS-2) w istocie przypominają BS-1, różnią się jednak tym, że pozostawiają po sobie niekiedy uderzające fizyczne i (lub) psychiczne ślady swej obecności. Do takich śladów należą: znaki na ziemi, spalone lub nadpalone drzewa oraz inna roślinność, wpływ na urządzenia elektryczne wywołujący zakłócenia czy powodujący gaśniecie silników samochodowych, niepokój u zwierząt przejawiający się w nienormalnym zachowaniu, a także oddziaływanie na ludzi rozpoznawalne w formie czasowego paraliżu lub oniemienia, żaru, duszności i innych nieprzyjemnych uczuć, czasowej utraty ciężaru (prowadzącej niekiedy do lewitacji), nagłego uwolnienia się od cierpień i bólów, pojawienie się różnorodnych psychicznych i fizycznych następstw, na przykład niezwykłych śladów na ciele. Spotkania z UFO tego rodzaju dają największe możliwości badaniom naukowym, gdyż poza relacjami świadków istnieją dowody rzeczowe, które można zbadać. W rzeczywistości jednak takich badań przeprowadzono bardzo mało, po części dlatego, że same dowody były niewystarczające lub w dużej mierze — subiektywne. Opracowano katalog, w którym na dwudziestu czterech stronach zestawiono osiemset tego typu przypadków. Ani razu jednak nie odnaleziono choćby jednej prawdziwej „części” UFO, pozostawione zaś na ziemi znaki okazały się tak samo zagadkowe jak tajemnicze obiekty. Najczęściej ślady po lądowaniu (kiedy UFO znajdowało się na ziemi lub unosiło się bezpośrednio nad tym miejscem) to wypalone, wysuszone lub wgłębione działki w formie obrączki o średnicy 20-30 stóp i grubości 1-3 stóp. Owe „obrączki” nie znikały przez wiele tygodni i miesięcy, a są nawet udokumentowane przypadki, że przez rok lub dwa lata ziemia wewnątrz obrączki pozostawała jałowa. Chemiczne analizy pobranych próbek gruntu z tych miejsc nie pozwalają na wysnucie jakichkolwiek wniosków o naturze owego zjawiska.

„Bliskie spotkania drugiego stopnia” przytrafiają się ludziom, którzy znajdują się w nocy na opustoszałych odcinkach dróg. W wielu podobnych przypadkach świecący obiekt ląduje nieopodal w polu lub na drodze przed samochodem osobowym lub ciężarówką; silnik i reflektory samochodu przestają działać, a siedzący w środku ludzie z przerażeniem patrzą na UFO, dopóki nie zniknie — najczęściej czyni to, podrywając się w górę niespodziewanie i bezdźwięcznie; potem silnik samochodu znów zaczyna pracować, niekiedy zapala się samoczynnie.

Najstraszniejsze jednak kontakty z UFO to — zgodnie z relacjami — „bliskie spotkania trzeciego stopnia” (BS-3), a zwłaszcza spotkania z „istotami ożywionymi” („pasażerami” lub „humanoidami”). Pierwsza reakcja większości ludzi, którzy słyszą o podobnych zdarzeniach, to wizja „maleńkich zielonych ludzików”, a następnie lekceważące machnięcie ręką i uznanie całego zajścia za oszustwo lub halucynację. Jednakże sukces niedawno nakręconego w USA filmu, który nosi taki sam tytuł, jak opisywana wcześniej kategoria kontaktów z UFO — Bliskie spotkania trzeciego stopnia (konsultantem naukowym był dr Hynek), a takż e badania przeprowadzone przez naukowców w Instytucie Gallupa z 1974 r., wskazujące, że 5 procent tych, którzy słyszeli o UFO, wierzy w ich rzeczywiste istnienie, zaś 46 procent wszystkich ankietowanych wierzy w rozumn e życie na innych planetach (J. A. Hynek, J. Vallee, The Edge of Reality, Chicago 1975) —wszystko to świadczy o coraz szybciej wzrastającej gotowości współczesnego człowieka, by uznać ideę realnych kontaktów z „nieludzkim rozumem”. Fantastyka naukowa urodził a obrazy, „ewolucja” stworzyła filozofię, a technologia „wieku kosmicznego” zabezpieczyła możliwość takich kontaktów.

Jest to porażające, ale tego typu kontakty miały już widocznie miejsce w rzeczywistości w naszych czasach, jak potwierdzają to relacje wielu godnych zaufania świadków. To z kolei oznacza, że pierwszorzędnego znaczenia nabiera interpretacja — wyjaśnienie, jakie powinno być przypisane tym wydarzeniom. Czy stoi za nimi rzeczywisty kontakt z „gośćmi z kosmosu”, czy też jest to wymuszone przez „ducha czasów” objaśnienie kontaktów zupełnie innego rodzaju? Jak zobaczymy poniżej, współcześni naukowcy badający problem UFO również postawili to pytanie.

Doktor Hynek przyznaje się, że najchętniej zanegowałby samą możliwość spotkań BS-3: „Otwarcie mówiąc, byłbym bardzo zadowolony, gdyby dało się obejść ten problem milczeniem. I zrobiłbym to, gdybym nie naruszał tym samym naukowej zasady sumienności”. Jednakże dąży on do zachowania naukowej obiektywności i uznaje za niemożliwe zignorowanie dobrze udokumentowanych przypadków tego dziwnego fenomenu, poświadczonych przez wiarygodnych świadków. Doktor Hynek wspólnie z drem Vallee skatalogował prawie 1250 „bliskich spotkań”. W 750 z nich jest mowa o lądowaniu statków, a w ponad 300 — o „humanoidach” znajdujących się w środku lub w pobliżu statku, przy czym około 100 ostatnich to przypadki potwierdzone przez wielu naocznych świadków.

Oto jeden z takich przypadków spotkania z „humanoidami”, który miał miejsce w 1961 r. na terytorium jednego z północnych, równinnych stanów USA. Czworo myśliwych wracało późno do domu, gdy jeden z nich dostrzegł nagle płomienisty obiekt spadający w dół. Wydało mu się, że to samolot, który uległ awarii i upadł na drogę, pół mili od nich. Kiedy znaleźli się na miejscu „awarii”, wszyscy czterej zobaczyli obiekt w kształcie podłużnego cylindra, który wbił się pod kątem prostym w ziemię na polu, zaś wokół niego stały cztery postacie przypominające ludzi (dzieliła ich odległość około 160 metrów). Poświecili reflektorami na jedną z figur, która miała około 130 centymetrów wysokości i ubrana była w coś w rodzaju białego kombinezonu; figura dała znak, by nie podchodzili. Długo nie zwlekając, myśliwi (wciąż myśleli, że to awaria samolotu) pojechali na poszukiwanie policji. Kiedy wrócili, zobaczyli tylko kilka słabych czerwonych ogników, podobnych do świateł samochodu. Razem z policjantem wjechali na pole i podążyli za ognikami, lecz nagle spostrzegli, że ognie znikły absolutnie bez śladu. Kiedy zdenerwowany policjant odjechał, myśliwi znów zobaczyli „cylinder”, który z czerwonawym połyskiem opuszczał się z nieba. Kiedy obiekt wylądował, natychmiast obok niego pojawiły się dwie figury i wtedy rozległ się wystrzał (żaden z myśliwych nie przyznaje się, że to on wystrzelił). Jedna z postaci, „ranna” w ramię (dało się słyszeć głuche uderzenie), odwróciła się i padła na kolana. Myśliwi w panice rzucili się do samochodu i uciekli, po drodze postanowili nie opowiadać nikomu o całym zdarzeniu. Powrócili do domów z dziwnym wrażeniem, jakby w ciągu nocy zagubili jakiś odcinek czasu. Następnego dnia jednego z tych ludzi odwiedziło w pracy kilku elegancko ubranych mężczyzn, wyglądających na „oficjalnych przedstawicieli”. Zadawali mu pytania na temat wypadku (nie wspomniał o wystrzale), potem odwieźli go swoim samochodem do domu, gdzie oglądali jego odzież i obuwie, a następnie odjechali, poprosiwszy przedtem, by nikomu nie wspominał o zdarzeniu. Myśliwy przypuszczał, że byli to przedstawiciele wojskowych sił powietrznych USA, którzy starali się ukryć jakiś nowy „tajny wynalazek”, jednak ludzie ci nic o sobie nie mówili, ani nie pojawili się nigdy więcej. Cala czwórka była tak przerażona swoimi przygodami, że dopiero po sześciu latach jeden z nich opowiedział o wszystkim agentowi skarbowemu.

Główne wydarzenia w tej historii są typowe dla „bliskich spotkań trzeciego stopnia”. Nieco inne były okoliczności słynnego „lądowania” w Kelly — maleńkim miasteczku w pobliżu Hopkinsville, w stanie Kentucky. Zdarzenie to było szczegółowo badane przez policję, wojskowe siły powietrzne i niezależnych badaczy. Wieczorem i nocą 21 sierpnia 1955 r. siedmioro dorosłych i czworo dzieci z pewnego farmerskiego gospodarstwa spotkało „humanoidy”. Całe zajście trwało dosyć długo; rozpoczęło się 0 godzinie 700 , kiedy chłopiec, syn farmera, zobaczył, jak latający obiekt wylądował na tyłach domu. Nikt mu nie uwierzył, lecz po godzinie wszyscy zobaczyli, że w kierunku dom u maszeruje „maleńki człowieczek”, rozsiewają­ cy „dziwny blask”, z podniesionymi do góry rękoma. Dwóch mężczyzn zaczęło strzelać do owej istoty, kiedy znajdowała się ona około 5 metrów od domu; ta przewróciła się na ziemię i znikła w ciemnościach. Wkrótc e potem druga taka istota pokazała się w oknie; znów zaczęto strzelać do niej, a ona znikła. Mężczyźni wyszli na zewnątrz i zaczęli strzelać do jeszcze jednej istoty, której ręka zakończona była czymś w rodzaju szponów. Zobaczyli ją na dachu. Inna istota upadł a na ziemię, kiedy trafiła w nią kula. Mężczyźni widzieli i ostrzelali jeszcze kilka istot (być moż e jednak były to wciąż te same istoty), lecz w pewnym momenci e dostrzegli, że kule odbijają się od nich 1 nie wyrządzają im krzywdy; sądząc po dźwięku było to podobne do strzelania w wiadro. Po wystrzeleniu bez jakichkolwiek skutków czterech paczek nabojów wszyscy znajdujący się w dom u — jedenaście osób — śmiertelnie przerażeni, wskoczyli do samochodu i popędzili na komisariat policji w Hopkinsville. Policja przybyła na farmę po północy i dokładnie przeszukała całe gospodarstwo. Znalazła wiele niezwyczajnych śladów, w tym kilka dziwnych meteorów, które spadły na farmę, jednak nie odnaleziono żadnej „istoty”. Wkrótce po odjeździe policji istoty pojawiły się ponownie , budząc jeszcze większe przerażenie mieszkańców farmy.

W tym przypadku „humanoidy”, zgodnie z opisem, mierzyły od 100 do 120 centymetrów, posiadały ogromne dłonie i oczy (bez źrenic i powiek), duże spiczaste uszy, a ich długie ręce zwisały aż do ziemi. Z jednej strony wydawało się jakby byli bez ubrania, z drugiej jednak — jakby posiadali „pancerz z niklu”. Podkradali się do dom u zawsze od zaciemnionej strony, natomiast nie podchodzili, kiedy na zewnątrz było włączone światło.

Doktor Hynek wyznacza subtelną granicę między „bliskimi spotkaniami trzeciego stopnia” a przypadkami „kontakterów”. „Kontakterzy” stale spotykają się z ufoludkami, często przekazują w ich imieniu pseudoreligijne przesiania o „wysoko rozwiniętych” istotach na innych planetach, które przygotowują się, by przynieść „pokój na Ziemię”. Osoby te często związane są z religijnymi kultami UFO. Całkiem inaczej przedstawia się sprawa BS-3, które przypominają inne „bliskie spotkania”; ich uczestnikami są ludzie podobnej profesji i jednakowej wiarygodności, na których spada to w sposób równie nieoczekiwany, przy czym wstrząs wywołany widokiem czegoś tak nieprawdopodobnego jest u wszystkich jednakowo głęboki. Opowiadają, że ufonauci, których widzieli, zbierali próbki gruntu i kamieni, wydawali się zainteresowani ludzkimi budowlami i środkami komunikacji lub naprawiali swój statek. Zgodnie z większością opisów „humanoidy ” posiadają duże głowy i nieludzkie cechy twarzy (oczy mają ogromne i szeroko rozstawione lub nie mają ich wcale, nosy maleńkie lub ich brak, zamiast ust — szpara), nóżki jak patyki, brakuje im szyi; niektórzy są wzrostu dorosłego człowieka, inni, jak w Kelly, mają około metr a wysokości. Niedawno zakończono kolejny spis relacji, w którym opisano około tysiąca przypadków BS-3.

Istnieje też wiele świadectw, danych przez ludzi poważnych i ze wszech miar godnych zaufania, o tym, że zostali „porwani” przez UFO i poddawano ich „testom”. Prawie wszystkie takie sprawozdania (jeśli nie liczyć „kontakterów”) przekazane zostały w stanie głębokiej hipnozy; przeżycie jest tak bardzo traumatyczne dla świadków, że ich świadomość nie rejestruje wydarzeń i dopiero po jakimś czasie zgłaszają się oni na seanse hipnozy, żeby otrzymać wyjaśnienie zagadkowych „dziur w czasie” związanych z ich „bliskimi kontaktami”, z których pamiętają tylko początek.

 Jeden z najbardziej znanych przypadków „porwania” miał miejsce około północy 19 września 1961 r. niedaleko Whitefield, w stanie New Hampshire. Na ten temat powstała nawet książka Johna Fullera pt. Przerwana podróż, drukowana w skróconej wersji w czasopiśmie Look. Tej nocy Barney i Betty Hill wracali z urlopu; niespodziewanie ujrzeli zniżający się pojazd UFO, który wylądował na drodze prosto przed ich samochodem. Podeszło do nich kilka „humanoidów” — i to jest wszystko, co zapamiętali. Dwie godziny później ocknęli się na tej samej drodze, tyle że 35 mil dalej. Ta amnezja trwożyła ich, powodowała fizyczne i nerwowe dolegliwości, postanowili więc w końcu zasięgnąć porady u psychiatry. Podczas hipnozy oboje, niezależnie od siebie, opowiedzieli, co stało się w „utraconym czasie”. Oboje twierdzili, że wzięto ich na pokład „statku” i przeprowadzono na nich fizyczne badania, między innymi wzięto do analizy kawałki skóry i paznokci. Puszczono ich, jak się domyślili zahipnotyzowani, ponieważ myślano, że nie będą pamiętać tego, co widzieli. Opowiadając swoje przeżycia, państwo Hill reagowali w sposób tak emocjonalny, jakby od nowa przeżywali całe zdarzenie.

Podobny przypadek miał miejsce o godzinie 3:30 w nocy 3 grudnia 1967 r. w Ashland, w stanie Nebraska. Tamtejszy policjant zobaczył na drodze obiekt z szeregiem przyćmionych świateł. Kiedy zbliżył się do niego, pojazd podniós ł się w powietrze. Policjant złożył swoim przełożonym raport o „latającym talerzu” i poszedł do domu z silnym bólem głowy, brzęczeniem w uszach i czerwoną blizną, która pojawiła mu się pod prawym uchem. Później okazało się, że w nocy stracono z nim na jakiś czas łączność, a on nie umiał powiedzieć, co w tym czasie robił. W czasie hipnozy wyznał, że podążył za UFO, które ponownie wylądowało. Ufonauci oślepili go jaskrawym światłem, a następnie zabrali na pokład swojego „statku”, gdzie widział pulpity kierownicze i urządzenia przypominające komputery (coś podobnego zaobserwował też francuski inżynier, którego „porwano” na 18 dni). „Humanoidy”, ubrane w kombinezony z emblematem skrzydlatego węża, powiedziały policjantowi, że przybyły z sąsiedniej galaktyki, posiadają swoje bazy na terytorium USA i poruszają się za pomocą „odwróconego magnetyzmu”; czasami kontaktują się z Ziemianami, gdyż „chcą zaintrygować ludzi”. Ufonauci wypuścili policjanta, przykazawszy mu, by nie mówił nikomu, co zdarzyło się tej nocy (Vallee, The Invisible College, New York 1975).

Na pierwszy rzut oka opowieści takie wydają się nieprawdopodobne , niczym jakieś straszne halucynacje albo płody chorego umysłu. Jest ich jednak obecnie zbyt wiele, aby można było je zlekceważyć. Jeśli byłyby to spotkania ze zwyczajnymi, ziemskimi statkami powietrznymi, wieści nie brzmiałyby szczególnie zadziwiająco. Poza tym sami psychiatrzy podkreślają, że rezultaty głębokiej hipnozy są dosyć wiarygodne; sam zahipnotyzowany często nie moż e odróżnić prawdziwych faktów od „wmówień” wpojonych mu do mózgu bądź przez hipnotyzera, bądź przez kogoś podczas wspomnianego „bliskiego spotkania”. Jednak jeśli nawe t przeżycia te nie są w pełni „realne” (jako obiektywne zjawiska w czasie i przestrzeni), to sam fakt, że tyle ich „wmówiono” tak dużej liczbie osób w ostatnich latach, musi dawać do myślenia. Bez wątpienia również za przypadkami „porwań” coś musi się skrywać. Od niedawna badacze UFO zaczęli szukać innego wyjaśnienia tych zjawisk.

Podobne wydarzenia, a zwłaszcza „bliskie kontakty ” z lat 70., znacząco wiążą się z „paranormalnymi” oraz okultystycznymi fenomenami. Bezpośrednio przed spotkaniem z UFO ludzie mają albo dziwne sny, albo słyszą stuk za drzwiami, za którymi nie ma nikogo, albo przychodzą do nich dziwni przybysze (już po spotkaniu z UFO); niektórzy świadkowie otrzymują od ufonautów telepatyczne wiadomości. Teraz UFO materializuje i dematerializuje się, zamiast przylatywać i odlatywać z ogromną prędkością; niekiedy mają miejsce „cudowne uzdrowienia” w ich pobliżu lub w promieniach ich światła. Jednakże „bliskie spotkania” są również brzemienne w leukemię i chorobę popromienną ; często u świadków występują tragiczne zaburzenia psychiczne: rozpad osobowości, szaleństwo, samobójstwa (J. A. Keel, UFOs: Operation Trojan Horse, New York 1970).

Wzrost znaczenia „komponentu psychicznego” zmusi ł badaczy, by szukać analogii między obserwacjami UFO a fenomenami okultystycznymi i próbować odnaleźć klucz do zrozumienia UFO w skutkach psychicznych, jakie wywołują takie spotkania. Wielu uczonych zwraca uwagę na podobieństwo fenomenu UFO do dziewiętnastowiecznego spirytyzmu, który również łączył zjawiska psychiczne z dziwnymi efektami fizycznymi, lecz posługiwał się o wiele prymitywniejszą „technologią”. W latach 70. stopniowo zaczęła zanikać przepaść między „normalnymi” fenomenami UFO z przeszłości a kultami UFO, co można uznać za skutek rosnącej podatności ludzi tego dziesięciolecia na praktyki okultystyczne.

 Wyjaśnienie fenomenu UFO

 Doktor Vallee w swojej ostatniej książce The Invisible College opowiada, co na temat UFO sądzą wybitni badacze i naukowcy. Jest on zdania, że „niemal już przybliżyliśmy się” do zrozumienia tego zjawiska. Zwraca uwagę, że idea „pozaziemskiego rozumnego życia” stalą się w ostatnich latach zadziwiająco modna, zarówno wśród uczonych, jak i wróżek, i jest to rezultat „wielkiego pragnienia kontaktu z wyższymi formami rozumu, któr e mog ą wskazać drogę naszej nieszczęśliwej, zmęczonej, ciężko chorej planecie”. Co charakterystyczne, widzi on, że myśl o gościach z kosmosu stała się „wielkim mitem” lub też „cudowną nieprawdą naszych czasów”. „Dla wielkiej liczby ludzi oczekiwanie gości z kosmosu stało się niezwyczajnie ważne ” — podkreśla dr Vallee.

Niemniej uważa on wiarę w ten mit za zbyt naiwną: „To wyjaśnienie zbyt proste i niedostateczne dla wytłumaczenia różnorodnego zachowania ufonautów i ich kontaktów z ludźmi”. Doktor Hynek zauważył, że chcąc wyjaśnić wszystkie oddziaływania UFO powinniśmy przyjąć, iż są one „fenomenem, który bez wątpienia przejawia się w oddziaływaniu fizycznym, posiada jednak również właściwości świata psychicznego”. Doktor Vallee doszedł do wniosku, że UFO „jest skonstruowane jednocześnie jako fizyczna załoga i jako układy psychiczne, których dokładne własności przyjdzie jeszcze ustalić”. Prawdę mówiąc, teoria, że UFO to fenomen nie całkiem fizyczny, lecz pewna odmiana zjawisk „paranormalnych” czy psychicznych, była już głoszona przez niektórych uczonych na początku lat 50. Ich zdanie zostało jednak później odrzucone, z jednej strony przez zwolenników kultów, upierających się przy „pozaziemskim” pochodzeniu UFO, z drugiej zaś strony przez oficjalne oświadczenia organów rządowych, podtrzymujące rozpowszechnione przekonanie, że zjawiska te to płód wyobraźni obserwatorów. Dopiero niedawno poważni naukowcy zaczęli zgadzać się co do tego, że fenomeny UFO, chociaż posiadają pewne „fizyczne” charakterystyki, w żaden sposób nie mogą być jakimiś „statkami kosmicznymi”, lecz bez wątpienia przynależą do sfery zjawisk parafizycznych czy okultystycznych.

 W istocie, dlaczego na przykład tak wiele statków UFO wylądowało na środku drogi? Dlaczego tak nowoczesne pojazdy potrzebują tak częstych „postojów”? Dlaczego ich załogi wciąż i wciąż (od z górą dwudziestu pięciu lat) zbierają takie mnóstwo kamieni i patyków lub „testują” tak dużą liczbę ludzi? Dlaczego to robią, jeśli rzeczywiście są, jak utrzymują to same „humanoidy”, statkami zwiadowczymi? Doktor Yallee nie bez powodu zadaje pytanie, czy idea „gości z kosmosu” nie służy jako „przykrywka dla zamaskowania rzeczywistej, nieskończenie bardziej złożonej natury technologii, która została zaobserwowana?”. Twierdzi on, że „nie mamy do czynienia z idącymi jedna za drugą falami inwazji z kosmosu. Mamy do czynienia z systemem kontroli”. „To, co odbywa się w czasie spotkań z UFO, można nazwać kontrolowaniem ludzkich wierzeń. […] Z każdą nową falą UFO ich wpływ na społeczeństwo staje się coraz wyraźniejszy. Coraz większa część młodych ludzi fascynuje się kosmosem, fenomenami psychicznymi, nowymi dziedzinami poznania. Pojawia się coraz więcej książek i artykułów zmieniających naszą cywilizację.” W innej książce ten sam uczony zwraca uwagę, że „możliwe jest zmusienie dużej części dowolnego społeczeństwa, by uwierzyła w istnienie nadprzyrodzonych ras, latających talerzy, zamieszkałych światów. Wystarczy odegrać przed nimi kilka dokładnie opracowanych scen, których poszczególne elementy przystają do kultury i przesądów danego czasu i miejsca” (Vallee, Passport to Magonia, Chicago 1969).

Ważna okoliczność, rzucająca światło na znaczenie owych „dokładnie opracowanych scen”, często jest podkreślana przez wnikliwych badaczy UFO, zajmujących się zwłaszcza BS-3 i „kontakterami”: wszystkie te sceny są głęboko „absurdalne” lub jest w nich tyle samo absurdalnego, co racjonalnego. Poszczególne „bliskie spotkania” posiadają swoje drobne elementy, jak na przykład cztery placuszki, które ufonauta dał farmerowi w stanie Wisconsin w 1961 r. Jeden z placuszków został nawet poddany analizie w laboratorium produktów spożywczych i medycznych departamentu zdrowia, gdzie okazało się, że jest „ziemskiego pochodzenia”. Jeszcze bardziej zastanawiające jest to, że same kontakty są zadziwiająco bezmyślne, bez jakiegokolwiek celu czy zadania. Pewien psychiatra z Pensylwanii wyciągnął wniosek, że absurdalność, charakterystyczna niemal dla wszystkich spotkań z UFO, w gruncie rzeczy przypomina sposób odbierania świata u osób zahipnotyzowanych. „Gdy ludzie wytrąceni są z równowagi duchowej poważnymi problemami i sprzecznościami i wytężają umysł w poszukiwaniu sensu, wówczas, by osiągnąć psychiczną integrację, wyjątkowo szeroko otwierają się na przekazy myśli z zewnątrz.” Doktor Vallee porównuje ten odbiór z irracjonalnymi koanami mistrzów buddyzmu zen i zauważa podobieństwo między spotkaniami z UFO a okultystycznymi obrzędami inicjacji, które „otwierają poznanie” „nowego systemu symboli”. Wszystko wskazuje na to, co on nazywa „następną formą religii”.

Oznacza to, że kontakty z UFO nie są niczym innym, jak tylko współczesną formą okultystycznych fenomenów, istniejących już długie wieki. Ludzie odeszli od chrześcijaństwa i oczekują zbawicieli z kosmosu; właśnie dlatego fenomen ten mnoży obrazy przybyszy z innych planet oraz ich gwiezdnych statków. Czym jednak sam w sobie jest ów fenomen? Kto i w jakim celu zajmuje się „opracowywaniem” owych scen?

 Współcześni badacze znaleźli już odpowiedzi na co najwyżej dwa pierwsze pytania. Jednakże z powodu swojej niekompetencji w dziedzinie zjawisk religijnych nie w pełni uświadamiają sobie znaczenie własnych odkryć. Jeden z owych naukowców, Brad Stiger, wykładowca college’u w stanie Iowa, napisał na ten temat wiele książek, a po drobiazgowym przestudiowaniu Błękitnej Księgi (wydanej niedawno z inicjatywy wojskowo-powietrznych sił USA) doszedł do następującego wniosku: „Mamy do czynienia z wielowymiarowym zjawiskiem parafizycznym, które w znaczącej mierze nie wykracza poza planetę Ziemia”. Doktor Hynek i dr Vallee, chcąc wyjaśnić fenomen UFO, wysunęli hipotezę o „związanych z Ziemią cudzoziemcach”. Mówią oni o „wzajemnie przenikających się światach” tu na Ziemi, z których to światów mogą przychodzić do nas owi „cudzoziemcy”, tak jak na przykład Poltergeist’, oddziałujący materialnie, lecz pozostający zjawiskiem niewytłumaczalnym. John Keel, który rozpoczął badania nad UFO jako sceptyk i zdecydowanie niewierzący agnostyk, pisze: „Prawdziwa historia UFO to historia o duchach i wizjach, o straszliwych rozstrojach umysłowych; o niewidzialnym świecie, który okrąża nas i niekiedy wdziera się w nasz świat. […] To świat iluzoryczności, […] gdzie sama rzeczywistość skażona jest przez nieznane siły, które mogą kierować czasem, przestrzenią i materią fizyczną, przez siły, które niemal całkowicie niedostępne są naszemu poznaniu […]. Ich właściwości i charakterystyki to w gruncie rzeczy drobne wariacje w obrębie znanych przez całe wieki fenomenów demonologii”.

We wstępie do ostatniego bibliograficznego spisu zjawisk UFO, przygotowanego w Bibliotece Kongresu Stanów Zjednoczonych na zamówieni e wydziału naukowego sił wojskowo-powietrznych USA, możemy przeczytać, że „wiele z publikowanych obecnie w wysokonakładowej prasie relacji o UFO jest zadziwiająco podobnych do historii demonicznych opętań czy zjawisk psychologicznych, znanych od dawna teologom i parapsychologom” (Lynn G. Catoe, UFOs and Related Subjects: An Annotated Bibliography, Washington 1969). Większość specjalistów zajmujących się problemem UFO 1 chcących lepiej rozpoznać badane przez siebie zjawiska coraz częściej kieruje swoją uwagę w stronę okultyzmu i demonologii.

Autorzy kilku wydanych ostatnio prac naukowych o UFO, protestanci-ewangelicy, po zebraniu wszystkich dowodów na ten tema t doszli do wniosku, że natur a UFO jest bez wątpienia demoniczna (Clifford Wilson, John John Weldon, Close Encounters…, San Diego 1978; Spiritual Counterfeits Project Journal, Berkeley, 8/1977). Również prawosławny chrześcijanin nie może przyjąć innego wyjaśnienia. Niektóre — a być moż e nawet liczne — z relacji o UFO to fałszywki lub efekt halucynacji; ale wszystkich, po zaliczeniu do owych kategorii, nie można po prostu odrzucić. Wielka liczba ludzi o zdolnościach mediumicznych oraz ich spirytualnych fenomenów to zwykłe oszustwo; jednakże sam spirytyzm mediumiczny w czystej postaci bez wątpienia daje realne „paranormalne ” efekty pod wpływem demonów. Fenomeny UFO tego samego pochodzenia są nie mniej realne.

Historie świadków wplątanych w spotkania z UFO cechują typowe charakterystyki, właściwe dla kontaktów z demonami w dziedzinie okultystyki. Na przykład policjant z Kalifornii zaczął widzieć UFO w czerwcu 1966 r. i od tej pory widział je często, zazwyczaj w nocy. Po jednym z ich „lądowań” zobaczył nawet razem z żoną ślady na ziemi. Tak opisuje on swój stan: „W czasie, kiedy zaczęły zdarzać się te podniecające spotkania, idea UFO zagarnęła mn ą w całości i byłem przekonany, że wkrótce zdarzy się coś wielkiego. Porzuciłem codzienne czytanie Biblii i odwróciłem się do Boga plecami. Zacząłem natomiast czytać wszystkie książki o UFO, jakie tylko udało mi się zdobyć. […] Wiele nocy przesiedziałem w napiętym oczekiwaniu, próbując nawiązać w myślach kontakt z tymi, których uważałem za istoty pozaziemskie, niemal modląc się do nich, żeby objawili mi się i nawiązali ze mn ą jakikolwiek kontakt”. W końcu doczekał się on „bliskiego spotkania” ze „statkiem” o średnicy około 25 metrów, z obracającymi się białymi, zielonymi i czerwonymi światłami. Obiekt oddalił się, pozostawiając obserwatora w oczekiwaniu na „coś jeszcze większego”, jednakże nic już nie nastąpiło. UFO nie pojawiło się ani razu, rozczarowany policjant zaś popadł w alkoholizm, depresję i miał samobójcze myśli. Dopiero nawrócenie ku Chrystusowi zakończyło ten etap w jego życiu. Ludzie, którzy weszli w rzeczywiście bliski kontakt z ufonautami, przeżywali o wiele gorsze rzeczy: owe istoty potrafiły nierzadko dosłownie „zawładnąć” nimi i próbowały zabić ich w przypadku nieposłuszeństwa (historie te opisują Wilson i Weldon). Takie zdarzenia pokazują nam, niezależnie od znaczenia fenomenu UFO w skali ogólnej, że każde „bliskie spotkanie” posiada określony cel: wprowadzenie w błąd człowieka oraz doprowadzenie, jeśli nie do następnych „kontaktów” i rozszerzenia „kultu” UFO, to przynajmniej do osobistego zaciemnienia duszy i pełnej dezorientacji.

 

Najbardziej zagadkowe dla większości uczonych aspekty działań UFO — zwłaszcza dziwna mieszanina charakterystycznych dla nich właściwości fizycznych i psychicznych — nie są żadnym zaskoczeniem dla uważnych czytelników prawosławnej lektury duchowej, a szczególnie żywotów świętych. Biesy również posiadają „ciała fizyczne”, jednak ich „materia” jest na tyle subtelna, że mogą pozostawać dla człowieka niewidzialne, jeżeli jego duchowe „drzwi percepcji” nie są otwarte za przyzwoleniem Bożym (jak u świętych) lub bez niego (jak u czarowników i mediów). Literatura prawosławna opisuje wiele przykładów pojawienia się biesów. Wiele z nichwykazuje podobieństwo do UFO: widzenia „cielesnych” istot i „dotykalnych” przedmiotów (samych demonów oraz ich iluzorycznych tworów), które w mgnieniu oka „materializują i dematerializują się”, zawsze po to, by zastraszyć ludzi i pociągnąć ich ku zatraceniu. Żywoty św. Cypriana, nawróconego maga z III w. czy św. Antoniego Wielkiego z IV w. pełne są podobnych przypadków.

W żywocie św. Marcina z Tours (zm. 397 r.), spisanym przez jego ucznia Sulpicjusza Sewera, można znaleźć interesujący przykład demonicznych pułapek w związku z dziwnymi zjawiskami „fizycznymi”, które są identyczne z „bliskimi spotkaniami” z UFO. W pobliżu monasteru św. Marcina pewien młodzieniec, imieniem Anatol, został mnichem, jednak z powodu swojej fałszywej pokory stał się obiektem biesowskich ataków. Miał wizje, że biesiaduje wspólnie z „aniołami”, i — aby przekonać innych o jego świętości — owi „aniołowie” obiecali dać mu „błyszczące szaty z niebios” jako znak, że „moc Boża” mieszka w tym młodzieńcu. Pewnego razu, około północy, w pobliżu jego pustelni dał się słyszeć tupot tańczących nóg i jakby szmer wielu głosów. Nagle cela Anatola zajaśniała oślepiającym światłem. Zapadła cisza. Po chwili mnisi zobaczyli młodzieńca na progu celi w swych „niebiańskich” szatach. „Przyniesiono światło i wszyscy uważnie oglądali odzienie . Było o n o zadziwiająco miękkie, posiadało niezwykły blask i jaskraworóżowy kolor, nie można było jednak określić, co to za materiał. W tym czasie przy uważniejszym oglądaniu wydawało się ono odzieżą i niczym więcej.” Następnego dnia duchowy ojciec Anatola wziął go za rękę, żeby zaprowadzić go do św. Marcina i rozeznać, czy nie mają przypadkiem do czynienia z diabelskimi zasadzkami. Przestraszony młodzieniec nie chciał iść, a „kiedy zmuszono go pójść wbrew jego woli, odzież znikła pod palcami tych, którzy go prowadzili”. Autor owej relacji (który sam uczestniczył w tym zdarzeniu lub słyszał o nim od naocznego świadka) mówi na końcu, że „diabeł nie był w stanie kontynuować swego podstępu ani skrywać dalej swojej natury, kiedy miał zobaczyć go św. Marcin”. „Posiadał on taką moc widzenia diabła, że rozpoznawał go pod dowolną postacią, jaką tamten przybierał, czy to w swoim własnym wcieleniu, czy pod postacią różnego rodzaju duchowego zła, również pod postacią pogańskich bogów, a także pod postacią samego Chrystusa w królewskich szatach i koronie, promieniującego jaskrawym czerwonym światłem” (F. R. Hoare, The Western Fathers, New York 1965).

Oczywiście, pojawianie się dzisiejszych „latających talerzy ” nie przekracza możliwości demonicznej „techniki”; i rzeczywiście: dla zjawisk tych nie ma lepszego wytłumaczenia. Rozmaite „objawienia” demoniczne, znane z pism prawosławnych, przystosowane były do ówczesnej mitologii kosmosu; podobnie jest obecnie. Opisany powyżej Anatol byłby dzisiaj po prostu „kontakterem”. Także cel „niezidentyfikowanych” obiektów jest przy tych spotkaniach bardzo wyraźny: przyprawić świadków o drżenie, wywołać u nich poczucie „tajemniczości” oraz „dać dowody” na istnienie „wyższych form rozumu” („aniołów”, jeśli ofiara w nie wierzy, lub „gości z kosmosu” dla współczesnego człowieka). Tym sposobem zabezpiecza się wiarę w „przesłanie”, które istoty te chcą przekazać. Przesłanie to przeanalizujemy poniżej.

„Porwanie” przez demony, przypominające bardzo „porwanie ” przez UFO, opisane zostało w żywocie św. Nila Sorskiego, odnowiciela życia monastycznego w piętnastowiecznej Rosji. Niedługo po śmierci świętego w jego monastyrze zamieszkał pewien ksiądz ze swoim synem. Pewnego razu, kiedy chłopiec został posłany z jakimś poruczeniem, „nagle napadł go jakiś obcy człowiek, który chwycił go i uniósł , dosłowni e na skrzydłach wiatru, w nieprzebyty las, i postawił go naprzeciw okna, na środku olbrzymiej komnaty w swoim domu”. Gdy ksiądz i bracia modlili się do św. Nila, aby pomógł im znaleźć chłopca, Święty „przyszedł dziecku z pomocą, stanął naprzeciw komnaty, gdzie postawiono chłopca i uderzył laską w okiennicę, a wtedy cały budynek zatrząsł się i wszystkie duchy nieczyste upadły na ziemię”. Święty rozkazał diabłu odnieść chłopca na miejsce, z którego ten go porwał, po czym stał się niewidzialny. „Diabły wyły ze złości przez dłuższy czas, a nieznajomy znów pochwycił chłopca i leciał z nim, niby wiatr […], aż rzucił go w stóg siana i zniknął.” Kiedy znaleźli go mnisi, „malec opowiedział im wszystko, co się zdarzyło, co widział i słyszał. Od tej pory chłopiec stał się cichy i pokorny, dosłownie otępiał. Przestraszony ksiądz razem z syn em opuścili pustelnię ” (The Northern Thebaid, Wydawnictwo św. Hermana z Alaski, 1975). W innym przypadku młody człowiek, porwany przez demony „po tym, jak przeklęła go matka, został na dwanaście lat niewolnikiem biesa dieduszki i mógł pojawiać się niewidzialny miedzy ludźmi, by pomagać diabłu kusić ich dusze ” (S. Nilus, Sita Boża i niemoszcz’ czełowieczeskaja, Troice-Siergijewskaja Ławra 1908).

 

Wszystkie historie o działalności demonów były czymś normalnym w minionych wiekach. Oznaką kryzysu duchowego naszych dni jest to, że współczesny człowiek, przy całym swoim „oświeceniu” i „mądrości”, znów zwraca uwagę na takie zdarzenia, lecz nie posiada już chrześcijańskiej podstawy, która pozwoliłaby mu wyjaśnić owe fenomeny. Współcześni badacze UFO, poszukując wytłumaczenia zjawiska, które stało się na tyle znaczące, że nie sposób przymknąć na nie oko, przyłączyli się do dzisiejszych psychologów i próbują sformułować „jedyną teorię pola”, która obejmowałaby fenomeny zarówno psychiczne, jak i fizyczne. Uczeni ci jednak reprezentują tylko sposób podejścia współczesnych „ludzi oświeconych” i mają nadzieję, że ich naukowe obserwacje przyniosą odpowiedzi w sferze duchowej, do której — o czym zapominają — w ogóle nie należy podchodzić „obiektywnie”, lecz jedynie z wiarą. Świat fizyczny charakteryzuje się moralną neutralnością i może być względnie dobrze poznany przez obiektywnego obserwatora, natomiast niewidzialny świat duchowy zawiera w sobie istoty zarówno dobre, jak 1 złe, a „obiektywny” obserwator nie jest w stanie odróżnić jednych istot od drugich, jeśli nie przyjmie objawienia, które dał człowiekowi niewidzialny Bóg. Współcześni badacze UFO stawiają jednak Boże natchnienie Biblii na równi z natchnionym przez szatana automatycznym pismem spirytystów i nie umieją odróżnić działań aniołów od pułapek diabła. Obecnie rozumieją oni już (po długim okresie, kiedy wśród naukowców królowały materialistyczne przesądy), że istnieje świat niefizyczny, który jest całkowicie realny, a jeden z jego przejawów dostrzegają w UFO. Jednakże dopóki podchodzą do tego świata „naukowo”, bez problemu będzie można wprowadzić ich w błąd, podobnie jak naiwnego „kontaktera”. Gdy próbują określić, kto lub co kryje się za UFO, oraz jaki moż e być cel owych fenomenów, skazani są na najbardziej absurdalne przypuszczenia. Na przykład dr Vallee przyznaje, że jest całkowicie zbity z tropu i sam nie wie, czy UFO jest wynikiem neutralnych moralnie „samosterujących mechanizmów”, czy przychylnego nam „uroczystego zgromadzenia mędrców” (do tej wersji skłania go mit o „pozaziemskich istotach”), czy też „straszliwych nadludzkich potworów, o których jedna tylko myśl może doprowadzić człowieka do szaleństwa” — czyli demonów.

Prawdziwej oceny zdarzeń związanych z UFO możn a dokona ć tylko na gruncie objawienia i doświadczenia chrześcijańskiego; jest ona dostępna jedynie pokornie wierzącemu chrześcijaninowi, który ma zaufanie do owych źródeł. Oczywiście, że człowiekowi nie dano możliwości całościowego „objaśnienia” niewidzialnego świata aniołów i demonów; dano na m jednak wystarczają wiedzę chrześcijańską, żeby zrozumieć, jak owe istoty działają w naszym świecie i jak należy odpowiadać na ich działania, szczególnie — jak unikać zasadzek szatana. Badacze UFO doszli do wniosku, że badane przez nich zjawiska mają identyczny charakter co zjawiska, któr e zwykło się nazywać „demonicznymi”; jednakże tylko chrześcijanin — zwłaszcza prawosławny chrześcijanin, obeznany z komentarzami Ojców Kościoła do Pisma Świętego oraz dwutysiącletnim doświadczeniem kontaktów Świętych z niewidzialnymi istotami — zdolny jest zrozumieć pełny sens poniższych wywodów.

Sens pojawienia się UFO

Na czym więc polega sens ukazywania się UFO w naszych czasach? Dlaczego pojawiło się ono właśnie w tym momenci e historii ludzkości? Na czym polega jego misja? Do jakiej przyszłości prowadzi?

Po pierwsze: fenomeny UFO to zaledwie część tej porażającej lawiny „paranormalnych” zjawisk, które jeszcze niedawno wielu ludzi nazwałoby „cudami”. Doktor Vallee w swej książce The Imisible College wyraża świecki punkt widzenia tych spraw. „Obserwacje niezwykłych zdarzeń gwałtownie runęły na nas całymi tysiącami”, powodując „ogólne wstrząśnięcie podstawami przekonań, do których ludzie przywykli”, zwiększyła się zwłaszcza gotowość recepcji niewidzialnego. „Coś się zmieniło w świadomości człowieka; ta sama «potężna siła», oddziałująca na ród ludzki w przeszłości, znów wpływa na niego za naszych dni.” Gdyby przełożyć wywody dra Vallee na ję­ zyk chrześcijański, brzmiałyby tak: ród ludzki spotyka się z nasiloną, nową inwazją demonów. Opierając się na chrześcijańskich poglądach apokaliptycznych, możemy zauważyć, że siła powstrzymująca do tej pory ostatnie i najstraszliwsze przejawy działań demonicznych na Ziemi już „ustąpiła miejsca” (2Tes 2, 7); chrześcijański ogląd świata nie istnieje już jako jedna całość, a szatan „z więzienia swego zostanie zwolniony” (gdzie trzymało go błogosławieństwo Kościoła Chrystusowego), aby „omamia ł narody ” (Ap 20, 7-8) i przygotował je do pokłonu Antychrystowi przy końcu czasów. Być moż e jeszcze nigdy od początku ery Chrystusowej diabły nie pojawiały się tak otwarcie i powszechnie, jak obecnie. Teoria „gości z kosmosu” to tylko jedna z propozycji, która próbuje narzucić ludziom myśl, że od tej pory „wyższe istoty” wezmą na siebie przyszły los ludzkości.

Po drugie: UFO to jedynie jeden z najnowszych sposobów mediumicznych, za pomoc ą których diabeł werbuje zwolenników swego okultystycznego świata. Są oni przerażającym świadectwem tego, że człowiek stał się tak podatny na wpływy demoniczne, jak nigdy wcześniej w czasach chrześcijańskich. W XIX w. zwykle wystarczyło znaleźć ciemny pokój przeznaczony na seanse, by wejść w kontakt z demonami, dziś natomiast wystarczy tylko spojrzeć w niebo (co prawda, zwykle nocą). Ludzkość zagubiła wszystko, co jej jeszcze zostało z podstaw chrześcijańskiego rozumieni a świata, a teraz biernie oddaje się do dyspozycji dowolnych „sił”, któr e mog ą przybyć z nieba. Głośny film Bliskie spotkania trzeciego stopnia to wstrząsające ujawnienie tego, jak bardzo zabobonny stał się współczesny człowiek, który natychmiast i bez jakichkolwiek wahań zawierza i podąża za niemal nie zmieniającymi swego wyglądu biesami, dokądkolwiek one podążają. Dwa inne odkryte niedawno „paranormalne ” zjawiska pokazują, jak zuchwale demony posługują się środkami fizycznymi (w szczególności współczesnymi urzą­ dzeniami), aby nawiązać kontakt z ludźmi. Pewien uczony z Łotwy (a w ślad za nim następni) odkrył pojawienie się tajemniczych głosów na taśmie magnetofonowej, nawet jeśli zapisu dokonywano w studyjnych warunkach, przy zachowaniu absolutnej ciszy. Efekty doświadczeń przypominają rezultaty seansów mediumicznych. Obecność mediu m lub „atmosfera psychiczna” panująca w pokoju jakby sprzyjały temu pojawianiu się (Konstantin Raudive, Breakthrough…, New York 1971). „Ludzie z kosmosu” obdarzeni metalicznymi głosami już od dłuższego czasu korzystają z telefonów, by nawiązywać kontakty zarówno z „kontakterami”, jak i badaczami UFO. Oczywiście, prawdopodobieństwo dowcipu jest w tym wypadku olbrzymie. Jednakże w ostatnich latach głosy zmarłych, całkiem przekonywające dla tych, którzy z nimi rozmawiali, odzywały się w rozmowach telefonicznych z wieloma ludźmi. Czy można wątpić, jak zapytuje opisujący te zjawiska John Keel, że „dawne demony znów maszerują pośród nas” — i to w liczbie, o jakiej nigdy przedtem nie słyszano?

Po trzecie: „misja” UFO jest następująca — utorować drogę Antychrystowi. Być może on sam przybędzie z niebios, żeby bardziej upodobnić się do Chrystusa (Mt 24, 30; Dz 1, 11); moż e tylko „goście z kosmosu” wylądują na oczach wszystkich, żeby oddać „kosmiczny pokłon” swojemu władcy; może „ogień z nieba” (Ap 13, 13) będzie tylko częścią wielkich diabelskich spektakli w czasach ostatnich. Jakkolwiek będzie, przesłanie do współczesnego człowieka brzmi: oczekuj wyzwolenia nie ze strony chrześcijańskiego objawienia i wiary w niewidzialnego Boga, ale ze strony przybyszów z kosmosu.

To jeden ze znaków czasów ostatecznych, kiedy „ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie” (Łk 21 , 11). Już sto lat temu bp Ignatij Brianczaninow w swojej książce O cudach i znakach (Jarosławl, 1870) zauważył „dążenie, które spotyka się we współczesnym chrześcijańskim społeczeństwie, by widzieć cuda, a nawe t by dokonywać cudów. […] Takie dążenie otwiera drogę samozakłamaniu, opartemu na egoizmie i próżności, które zamieszkują w duszy i opanowują ją”. Prawdziwych cudotwórców jest dziś coraz mniej, lecz ludzie „pragną cudów bardziej niż kiedykolwiek. […] Stopniowo przybliżamy się do czasów, kiedy otworzą się możliwości dla licznych i porażających, lecz kłamliwych cudów, mających na celu zatracenie tych nieszczęsnych potomków cielesnej mądrości, którzy zostaną zwiedzeni i pójdą za tymi cudami”.

Inny cytat z dzieła bpa Ignatija Brianczaninowa powinien szczególnie zainteresować badaczy UFO: „Miejscem cudów Antychrysta będzie głównie żywioł powietrzny, gdzie znajduje się główne władztwo szatana. Znaki będą zazwyczaj oddziaływać na zmysł wzroku, oczarowując i okłamując oczy. Święty Jan Teolog, rozważając w Apokalipsie wydarzenia poprzedzające koniec świata, mówi, że Antychryst będzie dokonywał wielkich znaków, «tak iż nawet każe ogniowi zstępować z nieba na ziemię na oczach ludzi» (Ap 13, 13). Ten znak, objawiony w Piśmie jako najważniejszy znak Antychrysta, oraz jego miejsce — powietrze — to będzie wspaniałe i straszne widowisko”.

Święty Symeon Nowy Teolog zauważa więc, że „modlitewny wojownik powinien bardzo rzadko spoglądać w niebo i bać się złych duchów powietrznych, które przeprowadzają z powietrza liczne ataki. […] Ludzie nie rozumieją, że cuda Antychrysta nie mają żadnego dobrego i rozumnego celu, żadnego konkretnego sensu, że są one obce prawdzie, przepełnione kłamstwem, że są potwornym, złowrogim, bezmyślnym oszustwem, któr e rośnie, żeby porazić, pogrążyć w zamęcie i zapomnieniu, zgorszyć, zachwycić uwodzicielstwem napuszonych, pustych i głupich efektów. […] Wszystkie pojawienia się biesów mają wspólną cechę: nawe t najmniejsza zwrócona na nich uwaga jest niebezpieczna; od jednej zaledwie takiej chwili uwagi, dopuszczonej choćby bez żadnej sympatii dla zjawiska, człowiek moż e ulec najbardziej szkodliwemu wrażeniu i być poddany poważnej pokusie”.

Tysiące „kontakterów”, a także zwyczajnych świadków doświadczyło na sobie straszliwej prawdy tych słów. Tylko nielicznym udało się uratować po tym, jak uzależnili się od tych kontaktów. Nawe t świeccy badacze UFO uważają za swój obowiązek przestrzec ludzi przed podobnym niebezpieczeństwem. Na przykład John Keel pisze: „Żarty z UFO są tak samo nie na miejscu jak żarty z czarnej magii. To zjawisko czyni swoimi ofiarami neurotyków, ludzi lekkomyślnych i niedojrzałych. Mogą dosięgnąć ich — i nieraz już dosięgały — schizofrenia paranoidalna, demonomani a czy wręcz samobójstwo. Lekkomyślna ciekawość moż e przerodzić się w rujnujące uzależnienie. Z tego powodu całkiem szczerze radzę rodzicom, by trzymali swoje dzieci z daleka od tych spraw. Nauczyciele w szkołach oraz pozostali dorośli nie powinni zachęcać młodzieży do interesowania się tym tematem”.

W innym piśmie bp Ignatij Brianczaninow z drżeniem i niedobrymi przeczuciami informuje o wizji prostego rosyjskiego kowala ze wsi pod Petersburgiem w przededniu naszego wieku niewiary i rewolucji. W południe nagle zobaczył stado biesów w ludzkiej postaci, które rozsiadły się na gałęziach pobliskiego lasu, w dziwnych ubraniach i szpiczastych czapkach, i śpiewały z akompaniamentem niewidzialnych i dzikich instrumentów: „Nasz czas! Nasz czas!” (S. Nilus, Świątynia pod spudom, Siergijew Posad 1911).

My żyjemy już pod koniec tego strasznego wieku demonicznego święta i radości, kiedy operatywne „humanoidy ” (jeszcze jedna z twarzy szatana) stają się widzialne dla tysięcy ludzi i opanowują dusze tych, którzy odrzucili Bożą łaskę. Fenomen UFO to znak dla prawosławnych chrześcijan, żeby z ostrożnością i trzeźwością kroczyli drogą do zbawienia, wiedząc, że mog ą być kuszeni i gorszeni nie tylko przez fałszywe religie, lecz również przez w pełni realne z wyglądu przedmioty, któr e po prostu rzucają się w oczy. W pierwszych wiekach chrześcijanie z wielką ostrożnością podchodzili do zjawisk dziwnych i nowych, pamiętając o pułapkach szatana, jednak po nastąpieniu „nowej ery oświecenia” większość ludzi zaczęła odnosić się do nich jedynie z ciekawością, obecnie wielu nawe t goni za nimi, uważając przy tym diabła za wytwór wyobraźni. Dlatego zrozumieni e prawdziwej natur y U FO moż e być wsparciem dla prawosławnych chrześcijan, by przebudzić ich do świadomego życia duchowego, do świadomego światopoglądu prawosławnego, którego nie można wywieść z dominujących w naszych czasach idei. Świadomy chrześcijanin prawosławny żyje w świecie bez wątpienia upadłym; i w dole, na ziemi, i w górze, wśród gwiazd — zewsząd jednakowo daleko jest od utraconego raju, do którego zmierzamy. Chrześcijanin jest cząstką cierpiącej ludzkości, pochodzącej od Adama, pierwszego człowieka; i wszyscy jednakowo potrzebujemy odkupienia, podarowanego n am bezwarunkowo przez Syna Bożego dzięki Jego zbawczej Ofierze na Krzyżu. Chrześcijanin wie, że przeznaczeniem człowieka nie jest „ewoluować” w coś „wyższego”, i nie ma żadnych powodów, by wierzyć, że na innych planetach żyją „wysoko rozwinięte” istoty; doskonale zdaje on sobie jednak sprawę, że we wszechświecie rzeczywiście istnieją oprócz niego „wyższe istoty rozumne”, i że bywają one dwojakiego rodzaj. Tak więc stara się być z tymi, którzy służą Bogu (z aniołami) i unikać kontaktów z tymi, którzy wyrzekli się Boga i z zawiści oraz złości dążą do tego, by wciągnąć człowieka w swój opłakany stan (z demonami). Chrześcijanin wie, że człowiek z powodu grzechu i słabości łatwo skłania się ku różnym błędom i wierzy w „oszukańcze bajki”, obiecujące kontaktowanie się z „innymi stanami” lub „wyższymi istotami” bez żadnych wysiłków — de facto jako zbawienie i ucieczkę od doświadczenia życia chrześcijańskiego. Nie wierzy on też we własne zdolności ujawniania zasadzek szatana, toteż tym bardziej stara się być wierny nauczaniu Pisma i Świętych Ojców, które Chrystus i Kościół dali mu na całe życie.

Taki człowiek może oprzeć się religii przyszłości — religii Antychrysta — w jakiejkolwiek formie by się ona pojawiła. Pozostali ludzie, jeśli nie uratuje ich cud Chrystusa, pójdą na zatracenie.

O. SERAFIN ROSE

Esej pochodzi z książki Orthodoxy and the Religion of the Future#

Tłumaczyła: ESTERA LOBKOWICZ
 

Pismo Poświęcone Fronda nr 13-14