Magister Silo prosił usilnie jednego ze swych kolegów – nauczycieli, który leżał chory, aby po śmierci wrócił do niego i opowiedział, jak mu się tam będzie powodzić. Ten zaś po kilku dniach ukazał mu się w płaszczu z pergaminu, który cały zapisany był sofizmatami, a od wewnątrz podszyty ognistym płomieniem. Zapytany przez magistra, kim jest, odpowiedział: Jestem tym, który obiecał wrócić do ciebie! Gdy zaś następnie magister zapytał go, jak mu się wiedzie, odrzekł: Płaszcz ten bardzo mi ciąży i gniecie mnie, jak gdybym wieżę dźwigał na sobie. Muszę go nosić za to, że zbyt wiele chwały szukałem w sofizmatach. A znowu ten płomień ognisty, którym płaszcz jest podszyty, to są te miękkie i wyszukane futra, które nosiłem. Płomień ten parzy mnie i sprawia mi cierpienia. Magister był zdania, że kara ta nie jest zbyt ciężka, ale zmarły poprosił, aby wyciągnął rękę i przekonał się, jaka to jest ta niezbyt ciężka kara. Gdy zaś magister wyciągnął rękę, spadła na nią jedna kropla potu pokutnika, która przeszyła jego rękę prędzej niż strzała, tak że uczuł okropny ból. Zmarły zaś rzekł: Tak cierpi całe moje ciało. Wówczas magister przerażony tak srogą karą postanowił opuścić świat i wstąpić do klasztoru. Dlatego też następnego dnia, gdy zgromadzili się jego uczniowie, ułożył im taki wiersz:

Odchodzę od żab rechotania i kruków próżnego krakania.
Mnie taka logika się roi, co śmierci się wniosków nie boi.
Po czym porzucił świat i schronił się do klasztoru…

Pewien kapłan, wchodząc do łaźni, znajdował tam zawsze jakiegoś nieznanego człowieka, który gotów był na jego usługi i czynił to z wielką gorliwością. Pewnego dnia ów kapłan chcąc dać mu błogosławieństwo i nagrodę za jego pracę, podał mu chleb, który uprzednio pobłogosławił. On jednak rzekł smutnie: Dlaczego dajesz mi to, ojcze? To jest święty chleb, którego ja nie mogę spożywać. Byłem niegdyś panem tego miejsca, lecz po śmierci zostałem za moje grzechy tutaj wygnany. Proszę cię jednak, ofiaruj ten chleb Bogu wszechmocnemu za moje grzechy. Gdy zaś przyjdziesz tu myć się i mnie już nie znajdziesz, to będziesz wiedział, że modlitwa twoja została wysłuchana. Kapłan więc przez cały tydzień ofiarowywał każdego dnia świętą Hostię w jego intencji, a gdy następnie powrócił na to miejsce, nie zastał go już tam.

Jak mile są duszom zmarłych modlitwy żywych, widać jasno z tego, co opowiada kantor z Paryża. Otóż był pewien człowiek, który miał zwyczaj przechodząc przez cmentarz odmawiać zawsze psalm De profundis i ofiarowywać go za zmarłych. A gdy raz uciekał przez cmentarz przed wrogami, którzy go ścigali, umarli nagle podnieśli się z grobów, każdy trzymając w ręku narzędzie swej pracy, i tak go mężnie bronili, że wrogowie jego uciekli przerażeni…

Pewien rycerz leżał już bez życia i dusza jego wyszła z ciała, ale wróciła doń, po czym rycerz ów opowiedział, co się z nim działo. Mówił on, że był na moście, pod którym płynęła rzeka czarna, spowita w mgły i cuchnąca. Gdy przebył ów most, ujrzał uroczą łąkę, pełną wonnych kwiatów i ziół, a na niej grupy ludzi biało ubranych, którzy upajali się różnorodnymi i przedziwnie słodkimi zapachami kwiatów. Otóż ów most był mostem próby: gdy ktoś z niesprawiedliwych chciał przejść przezeń, wpadał w mroczną i cuchnącą rzekę, sprawiedliwi zaś pewnym krokiem bezpiecznie docierali do owych miłych miejsc. Rycerz ten twierdził również, że widział tam pewnego człowieka imieniem Piotr, który leżał na plecach związany ciężkimi żelaznymi okowami. Gdy zaś zapytał, dlaczego on się tam znajduje, odpowiedziano mu: On cierpi za to, że ilekroć kazano mu wykonać jakąś karę, wymierzał uderzenia bardziej dla zadowolenia swego okrucieństwa niż z posłuszeństwa. Rycerz widział tam również pewnego pielgrzyma, który przeszedł przez most z pewnością tak wielką, jak wielka była jego prostota w życiu. Inny zaś człowiek imieniem Stefan przechodząc tamtędy pośliznął się i już połową ciała wypadł poza most. Wówczas jacyś straszni mężowie podnieśli się z rzeki i poczęli go ciągnąć w dół za biodra, inni zaś, bardzo piękni i biało ubrani, ciągnęli go w górę za ramiona. Gdy zaś ta walka trwała, ten, który na nią patrzył, wrócił nagle do swego ciała i nie dowiedział się już, kto osiągnął zwycięstwo w owym tajemniczym sądzie. Należy to zaś tak rozumieć, iż grzechy cielesne tego człowieka walczyły z jego hojnością w udzielaniu jałmużny. Ponieważ bowiem za biodra ściągany był w dół, a za ramiona wyciągany do góry, widać z tego, że lubił udzielać jałmużny, a nie umiał dostatecznie opierać się pokusom cielesnym…

Jacyś ludzie kuli w skale szukając srebra. Nagle skała zawaliła się i zabiła wszystkich. Jeden z nich jednak uniknął śmierci i pozostał pod spodem w wydrążeniu owej skały, nie mogąc się jednak stamtąd wydostać. Żona jego sądząc, że mąż jej nie żyje, dawała każdego dnia na mszę za niego i codziennie ofiarowywała na ten cel jeden chleb, kubek wina i świecę. Diabeł zaś, mocno z tego niezadowolony, przez trzy dni z rzędu ukazywał jej się w ludzkiej postaci i pytał ją, dokąd idzie. A gdy ona wyjawiała mu cel swej wędrówki, mówił jej: Nie trudź się na próżno, msza już się skończyła. I tak przez trzy dni owa kobieta ani nie była na mszy, ani nie dała na jej odprawienie. W jakiś czas później pewien człowiek kopał znów srebro w tej skale i usłyszał nagle z dołu głos jakiś, który mówił: Kop z boku, bo nad moją głową wisi wielki kamień! Wtedy ów człowiek zadrżał z trwogi i zwołał innych, aby posłuchali tego głosu. Po czym znowu uderzył w skałę i znowu usłyszał głos. Podeszli tedy wszyscy bliżej i zapytali: Kto ty jesteś? Głos zaś odpowiedział: Kopcie z boku, bo wielki kamień omalże spada na mnie. Poczęli więc kopać z boku i dotarli wreszcie do niego, a gdy wyciągnęli go zdrowego i bez żadnej szkody na ciele, poczęli go wypytywać, jakim sposobem mógł tak długo żyć pod ziemią. Opowiedział im tedy, że każdego dnia, z wyjątkiem trzech dni, dostawał jeden chleb, kubek wina i świecę. Żona jego dowiedziawszy się o tym ucieszyła się bardzo i wtedy zrozumiała, że jej ofiara utrzymała męża przy życiu i że diabeł oszukiwał ją, aby w owych trzech dniach nie dała na mszę. Zdarzyło się to, jak poświadcza Piotr z Cluny, we wsi Ferraria, w diecezji Grenoble…

Pewien znakomity uczony opowiada, że jedna kobieta po śmierci męża rozpaczała z powodu swego ubóstwa. Wtedy zjawił się jej diabeł i obiecał, że obdaruje ją bogactwem, jeżeli spełni jego wolę. Gdy więc kobieta obiecała mu posłuszeństwo, nakazał jej najpierw, aby przyjmowała u siebie w gościnę duchownych i namawiała ich do grzechu nieczystości, następnie, aby przyjmowała we dnie ubogich, a nocą wypędzała ich bez niczego, po trzecie, aby gadaniem przeszkadzała w kościele modlącym się, a na koniec, aby nigdy się z tego wszystkiego nie spowiadała. Gdy zaś zbliżała się godzina jej śmierci i syn namawiał ją, aby wyznała swe grzechy, opowiedziała mu rzecz całą dodając, że ani nie może się spowiadać, ani też spowiedź nic by jej nie pomogła. Syn jednak ze łzami nalegał na nią i obiecywał, że będzie za nią czynił pokutę. Ona tedy skruszona posłała syna do kapłana, zanim jednak kapłan przybył, diabły rzuciły się na nią, a ona z wielkiego przerażenia umarła. Syn jednak wyznał grzech matki i przez 7 lat odprawiał pokutę, po jej zakończeniu zaś ujrzał matkę, która mu dziękowała za to, iż ją uwolnił.

Pewien rycerz miał wyruszyć z Karolem Wielkim na wojnę z Maurami. Prosił tedy swojego krewnego, aby, gdyby on zginął w walce, sprzedał jego konia i uzyskaną zapłatę rozdał między ubogich. Rycerz ów poległ, ale krewnemu tak bardzo podobał się jego koń, że go dla siebie zatrzymał. Wkrótce potem ukazał mu się zmarły jaśniejący jak słońce i rzekł: Dobry krewniaku, oto przez 8 dni cierpiałem męki czyśćcowe, a to ty sprawiłeś, ponieważ nie dałeś ubogim pieniędzy uzyskanych za konia, jak ci to powiedziałem! Ale nie ujdzie ci to bezkarnie! Dziś jeszcze diabły poniosą duszę twoją do piekła, a ja oczyszczony pójdę do królestwa Bożego. I oto nagle dał się słyszeć w powietrzu ryk jakby lwów, niedźwiedzi i wilków, a człowiek ów zniknął z powierzchni ziemi.

Fragment ze „Złotej legendy” Błogosławionego bp. Jakuba de Voragine, „Legenda na Dzień Zaduszny”


Złota legenda (łac. Legenda aurea) – jeden z najpopularniejszych średniowiecznych zbiorów żywotów świętych, legend hagiograficznych i opowiadań apokryficznych ułożonych w porządku kalendarza kościelnego. Autorem jest Jacopo da Voragine (Jakub de Voragine), włoski dominikanin, a następnie arcybiskup Genui (ur. ok. 1228-1230, zm. 1298). Złota legenda powstała w drugiej połowie XIII w. U schyłku średniowiecza, a i później, dzieło to cieszyło się ogromną popularnością


Oprac.MP