„ Ludzie myślą mylnie, że wygrana Dudy oznacza zmianę, a pana Komorowskiego, nie. Nie będzie żadnej zmiany. To jest zrobione wszystko po to, żeby oszukać ludzi, że mają wybór między PiS, a PO” – mówił w studiu „Polskiego Radia” Janusz Korwin-Mikke, powtarzając swoją starą, nieuzasadnioną śpiewkę.

Mikke był chyba bardzo rozczarowany wczorajszymi wynikami, bo zapewnił, że nie przekaże Andrzejowi Dudzie swoich głosów, którego nazwał  „zerem, politycznym zerem”. Cóż, rozumiemy rozgoryczenie Mikkego. W końcu od 26 prawie lat stara się o wyborcze sukcesy, a udało mu się jeden jedyny raz w wyborach do PE. Podczas gdy świetnie znany w polityce Korwin-Mikke zdobył w I turze wyborów prezydenckich niespełna 5 proc. głosów, to mało znany Andrzej Duda – ponad 30 proc. Kto tu jest więc politycznym zerem, panie Mikke?

Oczywiście Korwin-Mikke przekonywał, że jego kiepski wynik w tych wyborach to nie jego wina. Wcześniej oskarżał zawsze „reżimowe media”. Teraz, wobec świetnego wyniku Pawła Kukiza, tłumaczy, że to właśnie przez rockmana, który „przejął” elektorat chcący „zmiany”. „Ja proponuję bardzo radykalne zmiany, ludzie boją się radykalnej zmiany, więc zagłosowali na człowieka, który proponuje zmiany, nie mówiąc, jakie” – powiedział Korwin-Mikke.

Twierdził też, że gdyby nie było Kukiza, to otrzymałby o 10 proc. głosów więcej. Cóż… w 2010 roku Korwin-Mikke zdobył 2,48 proc. głosów. A Pawła Kukiza wtedy nie było. No, ale to przecież tylko przypadek. Bo Korwin-Mikke, jak pokazuje to od 25 lat, to przecież nie jest „polityczne zero”?

kad