"Grupa Wyszehradzka nie liczyła się dotąd w polityce europejskiej. Była jedynie rodzajem dyskusyjnego klubu, który nie miał wpływu ani na politykę Brukseli, ani na pozycje regionu środkowoeuropejskiego na naszym kontynencie" - pisze Krzysztof Rak w komentarzu opublikowanym na łamach portalu Onet.pl.

Rak, ekspert Ośrodka Analiz Strategicznych, tłumaczy, że jak dotąd Niemcy pełniące w Europie rolę najważniejszego mocarstwa, nie pozwalały Grupie Wyszehradzkiej rozwinąć skrzydeł. Dlatego niedawno jeszcze wydawało się, że V4 może wręcz nie mieć sensu. Jak przypomina, walnie przyczynił się do tego także rząd w Warszawie, gdy w 2008 roku ogłosił politykę "płynięcia w głównym nurcie", czyli - jak pisze Rak - "w praktyce zgodę na dyktat mocarstw".

Teraz się to jednak zmienia. Według analityka po raz pierwszy w 25-letniej historii Grupy Wyszehradzkiej Polska, Węgry, Czechy i Słowacja "solidarnie utrzymują jedność wobec nacisków ze strony mocarstw i sprzeciwiają się kolejnym przymusowym kontyngentom uchodźców". Rak wyjaśnia przy tym, że "bardzo" pomogły czynniki zewnętrzne, przede wszystkim osamotnienie kanclerz Angeli Merkel, której inne siły europejskie raczej nie popierają w jej walcke z kryzysem imigracyjnym.

Według Raka ten sukces to dopiero początek. Teraz trzeba stworzyć wspólne inicjatywy, "których celem byłaby realizacji projektów urzeczywistniających interesy państw grupy". To na przykład "stworzenie wielkiego korytarza infrastrukturalnego północ-południe, czy wspólnej strategii zaopatrzenia w surowce energetyczne".

Zdaniem Raka dopiero realizacja takich planów pokaże, że Grupa Wyszehradzka naprawdę dobrze współpracuje.

Analityk zaznacza przy tym, że trzeba znaleźć dobrą podstawę do współpracy. To nie będzie ani antyniemieckość, ani antyrosyjskość, ani wizja Międzymorza. Wszystko to spowodowałoby tylko kłótnie. "Współpraca jest możliwa tylko pod warunkiem zdefiniowania konkretnych i wymiernych wspólnych interesów. W imię ich realizacji warto zapomnieć o wielkich wizjach i zapierających dech koncepcjach" - kończy swój komentarz Krzysztof Rak.

bjad/Onet.pl