Odpowiedzialny za kłamstwa o „strefach wolnych od LGBT” w Polsce aktywista Bart Staszewski udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w którym ponownie kreuje się na ofiarę rzekomej homofobii w Polsce. Przy okazji opowiedział też o planach dot. „ślubu” ze swoim partnerem.

Bart Staszewski to aktywista odpowiedzialny za rozpropagowanie kłamstw o rzekomo istniejących w Polsce „strefach wolnych od LGBT”. Mężczyzna montował tabliczki z tym napisem przy tablicach wjazdowych do miejscowości, w których samorządy przyjęły prorodzinne uchwały. Następnie zdjęcia tablic publikował w internecie. Kiedy o sprawie zrobiło się głośno, zaczął się wypierać, że chodziło jedynie o „instalacje artystyczne”, mające zwrócić uwagę na problem homofobii. W zagranicznych mediach wciąż jednak udostępniał zdjęcia w taki sposób, aby odbiorcy myśleli, że tablice rzeczywiście zamontowały polskie władze. Kłamstwo o „strefach wolnych od LGBT” urosło tak bardzo, że stało się tematem prac Parlamentu Europejskiego, dla którego w dobie kryzysu taki temat zastępczy spadł niczym z nieba.

Zwyczajem aktywistów ruchu LGBT, Bart Staszewski próbuje się kreować na ofiarę „polskiej homofobii”. O pogróżkach, które ma dostawać, mówił w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”.

- „Kilka minut po niedzielnych Wiadomościach dostałem taką pogróżkę: „Wieczorem uważaj na ulicy”. Na komputerze mam już specjalny plik - Groźby do zgłoszenia”

- opowiada.

- „Traktuję te groźby poważnie. Teraz czuję się trochę bezpieczniej, bo w czasie epidemii noszę maseczkę i jestem mniej rozpoznawalny”

- dodaje.

Swoje happeningi aktywista nazywa „najbardziej skuteczną kampanią przeciwko strefom wolnym od LGBT”. Chodzi oczywiście o nieistniejące „strefy wolne od LGBT”.

To właśnie swoim działaniom i rozpowszechnianym przez siebie kłamstwom przypisuje (najpewniej słusznie) przyjętą wczoraj przez Parlament Europejski rezolucję o uczynieniu Unii Europejskiej „strefą wolności LGBTIQ”.

Pytany o swoje życie zawodowe aktywista stwierdza, że to właśnie aktywizm jest jego pracą, z której się utrzymuje.

- „Właściwie teraz zawodowo zajmuję się aktywizmem, to jest moja praca, a finansuję się właśnie przez zbiórki społecznościowe. Długo do tego dojrzewałem, ale w końcu wybrałem pracę na rzecz mojej społeczności. Jeśli chcemy zmiany, musimy mieć osoby, które się temu poświęcają nie w wymiarze dwóch godzin na tydzień, ale będą to robić na pełen etat. I ja mogę to robić dzięki społeczności, która mnie wspiera, a właściwie zatrudnia. Tak do tego podchodzę, więc jeśli zagraniczne media przyjeżdżają do Polski i chcą realizować jakiś materiał, to jestem do ich dyspozycji”

- opowiada.

Bo trzeba przyznać, że zagraniczni dziennikarze do Barta Staszewskiego przyjeżdżają. Głośno było ostatnio o wywiadzie, jakiego udzielił stacji Al Jazeera. O rzekomych prześladowaniach mniejszości seksualnych w Polsce opowiadał dziennikarzom stacji należącej do katarskiego rządu. W Katarze tymczasem homoseksualiści, którzy przybyli z zagranicy, są karani więzieniem. Żyjącym tam wyznawcom Mahometa natomiast za homoseksualizm grozi śmierć.

I uradowany wywiadem udzielonym katarskiej telewizji, w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Bart Staszewski wyraża przekonanie, że w Polsce „wszystko idzie w dobrym kierunku”. Nadzieję widzi w odebraniu Polsce unijnych funduszy.

Wierzy, że dzięki temu za osiem lat weźmie „ślub” ze swoim partnerem.

- „Jestem o tym przekonany. Tę możliwość wprowadzi kolejny rząd po PiS-ie.”

- zapewnia.

- „Kościół na naszych oczach traci wpływ na społeczeństwo, a więc i na politykę. Ci, którzy dziś straszą ideologią LGBT, trafią w końcu na śmietnik historii, a strefy wolne od LGBT będą jedynie wstydliwym epizodem historii naszego kraju”

- dodaje.

W ten sposób Bart Staszewski próbuje przekonać Polaków, że w Polsce dyskryminuje się homoseksualistów. W tym samym czasie jego koledzy demolują kościoły, profanują symbole religijne i organizują „marsze równości”.

kak/Gazeta Wyborcza, wPolityce.pl