Perspektywy

Kiedy spojrzymy na życie z poważnego punktu widzenia bardzo łatwo dostrzeżemy, że największą radość i szczęście przynosi człowiekowi to, czego nie da się w żaden sposób przeliczyć. A więc miłość i obecność najbliższych, troska o tych, którzy są dla nas ważni, akceptacja i dobre relacje, w których nie trzeba udawać, gdzie zawsze mogę być sobą. Kiedy natomiast tego zabraknie, to choćby świąteczny czy codzienny stół był najobfitszy, gdyby portfel miał nieusuwalną i znaczącą nadwagę, a zakupione nowoczesne gadżety niekończącą się ilość zastosowań, to jednak w sercu człowieka nie będzie ani radości, ani szczęścia. Znajdzie się co najwyżej chwilowe nasycenie, przelotne zaspokojenie własnych pragnień, najgłębszych tęsknot i potrzeby bycia kochanym za darmo.

Adwent jest więc czasem, kiedy powinniśmy patrzeć we własne serce. Przygotować w nim drogę dla żywej i nieudawanej wiary w Jezusa Chrystusa. Dzięki niej łatwiej znajdziemy sposób do okazywania szczerej miłości bliźnim. Oczyścimy życie od tego, co rani.

W ten Adwent przypada dokładnie 50 rocznica wygłoszenia 3 niezwykłych kazań. Młody wówczas ksiądz profesor Joseph Ratzinger skierował je do studentów swojego uniwersytetu. Ich krótka a jednocześnie głęboka treść nie straciła obecnie nic ze swojej aktualności. Nadal precyzyjnie opisuje to, kim jesteśmy i to, co możemy zrobić w relacji do Boga i własnego życia. Spróbujmy zatem odwołać się do niektórych zawartych tam myśli.

Znaczenie światła

W jednym ze wspomnianych kazań ksiądz Ratzinger zwrócił uwagę na znaczenie i symbolikę światła w Adwencie. Jest ona bardzo głęboka. Ludzkość bowiem od swoich początków żyła w ciemności. Nie tylko dlatego, że nie posiadała wynalazku elektryczności czy żarówek. Że nie potrafiła w bezpieczny sposób wykorzystywać blasku ognia. To w człowieku kryła się nieprzenikniona ciemność.

Dawne wieki, boleśnie naznaczone krwawą rywalizacją, to czasy rządów tego, kto miał większą siłę i dogodniejszą pozycję. Lepszą i brutalniejszą armię. Czasem może się wydawać, że również i dziś jest tak samo. Mimo wszystko trudno jest nie zauważyć pewnego postępu w tej materii. Wcześniej nie było przecież mowy o prawach człowieka czy szacunku wobec jego godności.

Wieki przed Chrystusem są charakterystycznie naznaczone intensywnym poszukiwaniem mesjasza. Ludzie pragnęli go poznać, doświadczyć jego obecności i działania. Tworzyli więc mitologie, ruchy polityczne  czy rożnego rodzaju filozofie. Chcieli znaleźć racjonalne uzasadnienie swojej egzystencji. Odkryć wytłumaczenie własnego losu z jego dramatami i pięknem.  Żyli jednocześnie w specyficznym lęku. Tworzyli przecież bogów podobnych sobie, kreowanych według własnych pragnień i obaw. Żyli w świecie magii i spirytyzmu, gdzie siły duchowe nie były im przychylne. Jedynie konkretne ofiary lub magiczne rytuały miały zjednać przychylność świata boskich duchów, mitycznych osób, na co dzień gniewnych i nie zainteresowanych losem człowieka. Ludzie poszukiwali w ten sposób mesjasza, pragnęli światła. Byli gotowi za nim pójść.  Oczekiwali blasku, który mógł dotrzeć do rozumu oraz serca.

Nawiasem mówiąc – działo się tak również w wieku   XX. W zasadzie te same pragnienia zostały wyrażone w przestrzeni pozareligijnej: w marksizmie, nazizmie, komunizmie czy systemowym  ateizmie. Doprowadziły jednak do takich zbrodni i wynaturzeń, które nie miały prawa wydarzyć się w nowoczesnej epoce. Ciemność będąca w sercach ludzi i pragnienie światłości – były wielkie. Nadzieje wyzwolenia od doskwierających problemów – ogromne. A skutki zawierzenia tym mesjaszom – mroczne.

Rozproszyć ciemność

Tymczasem Bóg sam nazwał siebie Światłem Świata. Dał nam tę szansę, abyśmy Go poznali. Przez wieki przygotowywał świat do tego, aby mógł poznać, przyjąć i naśladować Jezusa Chrystusa. To pragnienie jest jednocześnie najgłębszą myślą Adwentu. Oczekiwanie na przyjście Światła, jakim jest sam Jezusa Chrystus.

Ta prawda wyraża się w adwentowych zwyczajach oraz liturgii tego okresu.  Uwidacznia się np. w adwentowym wieńcu. Jego 4 świece wyobrażają z jednej strony pełnię – jak 4 strony świata – czyli całą ludzkość, która czeka na Mesjasza, pragnie Zbawiciela. Są jednocześnie symbolami 4 Proroków Większych Starego Testamentu, czyli Ezechiela, Jeremiasza, Izajasza i Daniela. To ich księgi w szczególny sposób mówią o tajemniczym Mesjaszu. Opisują kim On będzie i czego dokona. Świece z adwentowego wieńca odwołują się wreszcie do tradycji mówiącej o 4 tysiącleciach wyglądania za nadejściem Mesjasza. Jest ona zawarta w trzeciej zwrotce kolędy „Wśród nocnej ciszy”. W niektórych stronach Polski  używa się w tym miejscu słów „Cztery tysiące lat wygadany”. Każda świeca, a równocześnie poszczególne tygodnie Adwentu, zamykają w sobie całe milenium oczekiwania na Pana. Bez wątpienia – im bliżej dnia Jego narodzenia, 25 grudnia, tym więcej światła na adwentowym wieńcu.  Podobnie jak w przeciągu wieków przed Chrystusem – z biegiem czasu ludzkość zbliżała się do życiodajnej Światłości.

Oczekiwanie na jej nadejście znajduje swój wyraz również w trakcie Mszy św. roratnich. Jest widoczne wtedy, kiedy idziemy do kościoła  niosąc ze sobą nikłe światło lampionu, które rozprasza jedynie minimalną przestrzeń ciemności. Celebracja rozpoczyna się zazwyczaj w mrokach kościoła – przy wygaszonym świetle. Jedynie trzymane w dłoniach świeczki próbują bezskutecznie wygrać z otaczającą zewsząd ciemnością. Kiedy jednak w liturgii wybrzmią słowa hymnu „Chwała na wysokości Bogu”, którymi tamtej nocy aniołowie objawili pierwszym ludziom wiadomość, że Mesjasz jest już wśród nas, kościół zostaje zalany światłem z góry. Przyjście Jezusa zostało objawione pasterzom poprzez rozbłyśnięcie wielkiego światła i głos aniołów. Celebracja liturgii na nowo prowadzi nas do tego czasu i miejsca.  Światło nie wypływa od nas, z dołu, lecz pochodzi z góry, od Pana.

Na Mszę św. roratnią przynosimy ze sobą małe lampiony. W kościele możemy zauważyć jednocześnie różnego rodzaju świece. Szczególne znaczenie ma jednak tzw. roratka, czyli największa spośród nich. Ona przynosi najwięcej światła. Symbolizuje zatem Maryję. To przez Nią przyszedł Jezus. Ona nosiła w sobie Światłość Świata. Płonęła Jej jasnością. Nigdy też nie straciła blasku wiary, który w specyficzny sposób pomógł Jej w przeżyciu tamtego Adwentu. Czasu, w którym Maryja zetknęła się z pomówieniami i osądami, realnymi trudnościami. W ten sposób również Matka Jezusa oświeca nie tylko adwentową, ale i całą drogę naszego życia.

I wreszcie – nawet ulice polskich miast oraz wnętrza naszych domów wyrażają oczekiwanie na jasność. Ozdabiamy je przecież lampkami, jaśniejącymi ozdobami. Tym, co przynosi radosne światło i sprawia radość w sercu.

[koniec_strony]

Adoracja mroku – adoracja życia

Prawda o przychodzącym świetle, tak bardzo obecna w liturgii i w przestrzeni licznych mieszkań i miast, odnosi się jednak w istotny sposób do naszego życia. Do tego kim jestem i co robię. W sercu człowieka może panować bowiem gęsty i zabijający mrok. W jego wnętrzu może egzystować ciemność, która udziela się innym. Może też być w nim małe i żywe światło, które nadaje życiu jego właściwe piękno.

Właśnie w tych społecznościach i w tych rodzinach, gdzie nie ma światła Jezusa, panuje największa ciemność. Możliwym staje się, aby panowała przemoc i grzech. Krzywda i niepotrzebne łzy. Ból i złośliwe zadawanie ran. To w domach, gdzie odrzuca się światło Jezusa, brakuje wzajemnego szacunku: małżonków wobec siebie, dzieci w stosunku do rodziców i rodziców względem dzieci. Tam, gdzie gaśnie światło Jezusa, panuje smutek. Ludzie są przybici i nie mają w sobie nadziei. Czują się samotni i niepotrzebni. Młodzież wchodzi w niszczące relacje. Goni za przyjemnością. Szuka pocieszenia w rozrywkowym stylu życia i różnego rodzaju używkach. Gdzie zabito światło Boga, rodzi się gniew. Trudno o umiejętność przebaczania i budowania tego, co dobre. Tam, gdzie nie płonie światło wiary, możliwymi stają się oszustwa i kradzieże, wyzysk i poniżanie, chamstwo i agresja, łapówkarstwo i nepotyzm, alkoholizm i wszystko to, co niszczy życie ludzi, rujnuje ich rodziny.

Jest to dość ponury i smutny, ale jednocześnie realny, obraz części naszego świata, wielu z rodzin naszej Ojczyzny. Pomimo tego Boże Narodzenia, które jest już tak blisko, to czas nadziei i radości. Warto zatem, abyśmy zwrócili uwagę na to, że jesteśmy zdolni do tego, aby przyjąć światło Boga. Aby nie było ono jedynie dekoracyjną ozdobą, ale treścią naszego życia. Zatem: właśnie u tych ludzi i w tych rodzinach, gdzie Bóg jest żywy, pojawia się silna więź miłości. Gdzie płonie światło Jezusa, widać szczerość, szacunek i akceptację. Umiejętność autentycznego przebaczania i wymagania bardziej od siebie, niż od bliźnich. Tam, gdzie ludzie znają Ewangelię i żyją nią, objawia się pragnienie służby. Wrażliwość na drugiego: żonę czy męża, schorowanych dziadków czy spracowanych rodziców. Tam, gdzie modlitwa jest codziennym szczerym sposobem na bycie w stałym kontakcie z Bogiem, odżywa umiejętność bycia życzliwym dla sąsiadów i współpracowników. Stawania się dobrym nawet dla obcych osób. Tam, gdzie regularna i uczciwa spowiedź oczyszcza duszę człowieka, odkryjemy zdolność do powiedzenia słowa „przepraszam” i rzetelnej pracy nad sobą. Gdzie Chrystus jest żywy, gdzie Jego światło dociera nie tylko do oczu, ale przede wszystkim  do serca człowieka, dzieje się coś niezwykłego. Wiara staje się cenną i umacniającą wartością. Spotkania z ludźmi okazują się być dobrym sposobem ku temu, aby podzielić się życzliwością i dobrocią. Trudy  zwykłego dnia zyskują nowe odniesienie – mogę przecież poprzez  ich podjęcie i swoją uczciwość oddać chwałę Bogu. Żywa wiara w Jezusa, przyjęcie światła, które On przynosi, i którym sam siebie określa, dają ostatecznie nowe życie.

Kształt serca

Ktoś jednak powie: wszystkie te słowa są bardzo naiwne i wyidealizowane. Przecież złych czynów nie można przypisać wyłącznie ludziom żyjącym daleko od Boga lub niewierzącym w Niego. Tak samo jak dobre działania nie są domeną jedynie osób wierzących i zaangażowanych religijnie. To prawda.  Możliwe, że nawet wtedy, gdy ktoś ma żywą więź z Bogiem, jest zdolny do uczynienia czegoś złego, bycia powodem zgorszenia. Nawet mała-wielka święta Tereska z Lisieux mówiła, iż jest zdolna do każdego grzechu. Jestem jednak pewien tego, że ludzie żywej, niepozornej, nieudawanej czy niepowierzchownej wiary, naprawdę zmieniają świat. Tak było z tymi wielkimi – św. Franciszkiem z Asyżu, bł. Matką Teresą  z Kalkuty, bł. Księdzem Jerzym Popiełuszką, św. Joanną Berettą Molą, bł. Chiarą Badano czy tzw. Poznańską Piątką. Nawet ojcowie-założyciele Unii Europejskiej swoją inspirację czerpali w wierze! Ich światło nie pochodziło od nich samych. Było darem Boga. W Nim miało swoje źródło. Mieli więc z czego dawać. Mieli gdzie czerpać. Do dziś, zresztą, najwięcej bezinteresownej pomocy charytatywnej dociera do ludzi na całym świecie od prawdziwych chrześcijan. Jest ona niejednokrotnie o wiele skuteczna i konkretna niż w przypadku działalności oficjalnych agend czy organizacji pomocowych. Największe zaangażowanie dla dobra bliźnich rodzą się tam, gdzie więź z Jezusem jest prawdziwa. Bóg jest przecież kimś całkowicie realnym. Staje się więc źródłem moralnej siły i wsparcia.

Spotkałem ponadto „zwykłych” ludzi: ojców rodziny, sędziwe babcie czy radosną swoim życiem młodzież.  I zauważałem to często, że w człowieku zjednoczonym z Bogiem widać specyficzne światło. Coś, co jest w jego sercu i dodaje siły. I udziela się innym. W tych, którzy są obojętni na Pana widać natomiast niepokój i obawy, które często są zabijane poprzez szukanie w życiu wygód i przyjemności.

Skuteczny opór

Ktoś słusznie zauważył, że gdyby wyjąć z wody kamień, który leżał w niej nawet całe dziesięciolecia, i rozłupać go, to wewnątrz będzie on suchy. Otaczająca go woda nie miała bowiem możliwości przeniknąć do jego wnętrza. Tak też jest  z dzisiejszymi chrześcijanami. Na zewnątrz mokrzy – wewnątrz susi. Zewnętrznie żyjący w świetle – w sercu adorujący mrok. Znający chrześcijaństwo z jego treścią i zwyczajami. Wewnętrznie obojętni na ich znaczenie. Rozumiejący przesłanie Dobrej Nowiny o Jezusie. Zaaferowani tym, co jest jej wrogie. Otoczeni chrześcijaństwem z wielu stron. Przeniknięci innym światem, odmienną rzeczywistością. Zatem – Ewangelia jest nam znana. Ale często obca, nieobecna w sumieniu i codziennym życiu.

Adwentowy wieniec, ulice naszych miast i wnętrza kolorowych sklepów są już pełne pięknego, radosnego  światła. To znak, że Mesjasz, Światłość Świata, nadjedzie lada dzień. Czy zamieszka w Twoim sercu?

x Marek Piedziewicz