Pro-liberalne i pro-wolnościowe mowy lewicy i środowisk LGBT o tolerancji to tylko puste słowa i nadęte frazesy. Przykład? W Warszawie para wracająca z demonstracji pro-life nie została obsłużona w jednej z burgerowni.

Sytuacja miała miejsce na w warszawskiej Hali Gwardii.

Na Facebooku uczestnik marszu pisze:

- Po zakończeniu marszu i końcowym błogosławieństwie następującym po konferencji i mszy świętej, moja żona i ja zdecydowaliśmy się pójść na burgera do małej restauracji znajdującej się nieopodal metra, którym mieliśmy wrócić do domu. Rzeczona restauracja serwuje wegetariańskie burgery i znajduje się w Hali Gwardii. Jest to piękna fabryka z cegieł przekształcona w zadaszony targ, na którym obok stoisk lokalnych rzemieślników działają małe restauracje oraz różne bary typu „street food”.

I dalej:

- Wchodząc, zauważamy wiele wrogich spojrzeń. Wzrok patrzących zatrzymuje się na naszych piersiach, potem krzyżuje ze wzrokiem sąsiadów, wymieniają między sobą jakieś komentarze, potem znów natarczywie się przyglądają z mieszanką pogardy i agresji: nie zdjęliśmy naklejek przyklejonych do naszych ubrań, podarowanych nam na marszu… Na jednym ze stoisk „street food” widzimy słynną „tęczową flagę” z gwiazdą Dawida. Jesteśmy na terytorium wroga.

A tak opisuje on już samo zajście i odmowę obsłużenia jego i jego żony:

- Na jednym ze stoisk „street food” widzimy słynną „tęczową flagę” z gwiazdą Dawida. Jesteśmy na terytorium wroga. Idąc dalej przez hałaśliwą halę, odczuwamy rosnące w nas poczucie zagrożenia. Gdy czytamy menu, para o nieokreślonej płci śmieje się ostentacyjnie wytykając nas palcem.„Witajcie w krainie tolerancji”, mówię sobie w duchu… Do baru, przy którym stoimy, podchodzi kelner, przygląda się nam uważnie przez swoją antycovidową szybkę z pleksiglasu. Przywitawszy się z nim z uśmiechem, moja żona grzecznie wskazuje kanapkę, którą chce zamówić.

- Kelner:„Czy są Państwo członkami jakiejś organizacji pro-life?”

- Moja żona:„Nie, ale wracamy z marszu dla życia.”

- Kelner:„W takim razie Państwa nie obsłużę”.

No cóż .. usta pełne frazesów, jak i u samego włodarza stolicy, to i zachowanie „lokalsów stolicy” nie powinno dziwić. A jednak niesmak pozostaje.

mp/facebook