Teoria amerykańskiego myśliciela (japońskiego pochodzenia) Francisa Fukuyamy o końcu historii od kilkudziesięciu lat usypiała czujność Zachodu w sprawie globalnych zagrożeń militarnych. Jego zdaniem fascynacja liberalną demokracją miała wystarczyć do tego, by światowi przywódcy przestali używać najgroźniejszych środków, czyli wielkich wojen, do rywalizacji o prymat polityczny i gospodarczy. Chyba już pora pokazać, że nic z tego nie wyjdzie, a duże wojny wiszą na włosku. Obraz dostępny Fukuyamie to wizja człowieka otoczonego dobrobytem i ludźmi, którzy przez parę pokoleń nauczyli się cenić to, co już mają, a ambicje lokować jedynie w poszerzeniu swoich dóbr i korzystaniu z takiego stylu życia.

Kto by tak nie chciał? Otóż wielu tak nie chce, a jeszcze więcej tak nie może. Świat nie potrafił zlikwidować ogromnych obszarów biedy nawet w państwach najbogatszych. Jeżeli niemal cały wzrost gospodarczy trafia do jednego procenta ludzkości, a pozostała część nie dostaje nic albo wręcz traci, to już samo w sobie tworzy zagrożenie dla liberalnego porządku. Nie chodzi o całkowitą likwidację nierówności, lecz o rozsądne dzielenie się bogactwem. Tak nierówna dystrybucja dochodu narodowego nie wynika z warunków rynkowych, ale właśnie z ograniczeń rynku. Jednym z sukcesów rządu PiS jest to, że te ograniczenia zaczął przełamywać.

Jednak zagrożenia są dużo większe niż tylko wynikające z nierówności socjalnych. Cywilizacja zachodnia sama dochodzi do końca własnej historii. Zaczyna się rozkładać od środka. Bardzo niski wzrost demograficzny, silna imigracja, szczególnie z krajów muzułmańskich, i jednocześnie brak akceptacji przez imigrantów dla zastanego porządku, całkowity rozkład tradycyjnych struktur społecznych powodują, że tracimy zdolności obronne, nie mówiąc już o rozwoju. Polska na tym tle nie wygląda najgorzej. Rewolucja Kaczyńskiego i Orbána w Europie oraz Trumpa w USA to faktycznie próba ratowania naszej cywilizacji. Cywilizacji zagrożonej zarówno rozkładem, jak i zewnętrzną agresją, szczególnie ze strony Moskwy. Świat ciągle jeszcze nie jest gotowy, by przyjąć pozytywne skutki tej rewolucji, a jej zasięg jest daleko niewystarczający. Ambasadorami zmian w wielu miejscach świata jest bardzo liczna Polonia, szczególnie jej część patriotyczna. To dla niej prawdziwa misja. Zanim jednak poprawimy świat, musimy ochronić siebie. Do tego potrzebna jest naprawdę silna armia, silna gospodarka, a przede wszystkim tworzenie takich wzorów postaw, jakie mieli ci, którzy odrodzili po ponad stu latach Rzeczpospolitą.

Tomasz Sakiewicz

Gazeta Polska, 05/2018, 31 I 2018