"PiS to nie są żadni konserwatyści, oni bardzo dużo mówią o sprawach obyczajowych, ale niewiele robią. Wywołują tylko kolejne gównoburze w internecie, z których po tygodniu nic nie zostaje. I nie chodzi mi tylko o obronę życia, lecz także o wzmocnienie małżeństwa i rodziny. Choćby drobne rzeczy, ale nawet tego nie ma" - mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl Tomasz Terlikowski.

 


Dopytywany, wskazuje na kilka problemów. To na przykład aborcja, w której PiS nie zrobiło nic. Ale to także, mówi Terlikowski, sprawa Trybunału Konstytucyjnego. Trybunały Zolla i Rzeplińskiego orzekały konserwatywnie, za ochroną życia, za klauzulą sumienia. PiS tymczasem całkowicie zdruzgotał autorytet Trybunału, twierdzi publicysta. "Jego orzeczenia mogą być podważane.Jeśli wybory wygra inna opcja, to będzie miała pretekst, żeby ich wszystkich powymieniać i zrobić w Polsce rewolucję światopoglądową a la Zapatero" - twierdzi.

Terlikowski uważa też, że PiS mogłoby na przykład walczyć z plagą rozwodów, wprowadzając choćby obowiązek odbycia rozmowy przed rozwodem, która uświadomi parze, jak fatalne będzie mieć to skutki dla dzieci. Takie rozwiązanie funkcjonuje w Norwegii. "Z punktu widzenia rodziny rozwody są większym problemem niż ideologia LGBT" - mówi Terlikowski.

Publicysta sądzi, że PiS-owi te kwestie są "obojętne", bo partia tylko "odgrywa rolę obyczajowej prawicy", ale ich światopogląd jest inny. "Silne państwo, reforma prawa, redystrybucja środków. To są ich tematy" - mówi Terlikowski.

"Ja wiem, że całkowity zakaz aborcji byłby w Polsce nie do przeprowadzenia, bo wywołałby bunt społeczny. Ale można było chociaż trochę tę granicę przesunąć i zakazać aborcji eugenicznej, zabijania dzieci z zespołem Downa i innymi wadami. To można było zrobić, społeczeństwo by to przyjęło. Ale oni nawet tego nie spróbowali" - dodaje gorzko.

Terlikowski wskazuje, że PiS mogło tu coś zrobić, utrudnić jeszcze przeprowadzanie aborcji. Byłyby protesty, ale przecież w sprawie sądów partia się tego nie przeraziła. Nie zrobiono tego, bo, jak mówi Terlikowski, "to ich nie grzeje, to nie są ich tematy".

Według publicysty nie jest ponadto aż tak istotne, kto wygra wybory, bo najważniejszym problemem jest raczej rząd dusz w kulturze i sieci.

"Z perspektywy konserwatywnego myślenia nie jest bardzo istotne, kto rządzi w danym państwie, tylko kto sprawuje władzę nad rozrywką i kulturą. Dla prawicowca, tak samo jak lewicowca, najważniejsze powinno być rozbicie monopolu GAFA i technokratów z Doliny Krzemowej. Bo jeśli chodzi o formację moich dzieci, to nie kształtuje ich pisowski czy razemowski program w szkole, ale to, co zobaczą na Facebooku i YouTubie oraz co im pokażą filtry Google w wynikach wyszukiwania. To jest tysiąc razy ważniejsze niż Kaczyński czy ktokolwiek inny u władzy. Oto realny problem: jak zachować w dzisiejszym świecie prawdziwą debatę i możliwość kształtowania różnych postaw" - mówi.

Zdaniem Terlikowskiego taka wszechwładza wielkich korporacji odbije się nie tylko na prawicy, także na lewicy , na wszystkich. To na przykład problem pracy - dziś są kierowcy Ubera pozbawiani wszelkich praw, nie mają urlopów, zwolnień chorobowych, emerytur.

"Przychodzą jakieś firmy, które pod pozorem postępu technologicznego cofają nas o 150 lat w rozwoju społecznym" - mówi.

bsw/gazeta.pl