Tomasz Poller, Fronda.pl: Po kilku dniach względnego spokoju na Białorusi znowu napływają informacje o jakichś próbach siłowego rozpędzania protestów.

Dr Jerzy Targalski, politolog, historyk, publicysta: Nie ma nic bardziej buntotwórczego, niż po represjach zrobić kilka dni wolności i odwilży, a potem znów ponowić represje. To zresztą była recepta na powstanie w Budapeszcie 1956. Tam tak zrobiono: zaraz po represjach nastąpiło odprężenie, po czym znów wrócono do represji. I to spowodowało wybuch. Myślę, że Rosjanie są na etapie likwidacji Łukaszenki. Ale problem polega jak to przeprowadzić. I są tutaj dwie możliwości. Najlepiej byłoby dla nich, gdyby dostał ataku apopleksji albo zadławił się precelkiem, można też próbować, jak odmówi i nie będzie chciał mieć ataku serca albo nie będzie chciał mieć apopleksji, to może mieć wypadek samolotowy, bo przecież, jak wiadomo, piloci popełniają błędy. Ale to jest jeden sposób. Drugi sposób jest taki że Łukaszenka teraz, właśnie zastosuje po raz drugi represje i to spowoduje, że po prostu obali go wojsko, które jest podporządkowane zresztą Moskwie. I w ten sposób ten problem zostanie usunięty.

Mówi Pan na razie o działaniach Rosji. Ale obok Rosji jest przecież społeczeństwo białoruskie...

Spokojnie, zaraz do tego dojdziemy... Ten drugi sposób jest dla Moskwy niebezpieczniejszy. Dlatego, że zamiast go po prostu udusić i czekać, aż on znów zastosuje represje, oznacza, że spowoduje to jeszcze większy wybuch, no i wtedy wojsko przejmie władzę i go odsunie. Wtedy dojdzie oczywiście do porozumienia z reprezentantami społeczeństwa, takimi jakimi oni są w tej chwili. I to jest bardziej dla Rosji niebezpieczne, gdyż drugi wybuch musi spowodować szybsze ukonstytuowanie się opcji prozachodniej, opcji narodowej, niepodległościowej, czy przeformowanie się i szybszą autonomizację społeczeństwa. Przez co późniejsze rządy polityków cywilnych, prorosyjskich będą nader ograniczone przez wolę społeczeństwa, przez sytuację, przez istniejący i skonsolidowany blok prozachodni. W tej chwili społeczeństwo chce tylko jednego, usunięcia Łukaszenki. I bardzo dobrze, dlatego, że dopóki był Łukaszenka, dopóty sytuacja była zamrożona. Odejście Łukaszenki otwiera możliwość rozwoju politycznego, czyli przede wszystkim autonomizacji społeczeństwa, powstania i następnie konsolidacji opcji prozachodniej. Bo na razie to nawet nie ma żadnego podziału na opcję prozachodnią czy prorosyjską. Po prostu jesteśmy na samym początku tworzenia się ruchu. I ten ruch spaja jedno hasło: obalić Łukaszenkę. I gdy zostanie obalony, zaczną się rozwijać różne kierunki polityczne. Oczywiście na pierwszym etapie, moim zdaniem, władze będą jak najbardziej prorosyjskie, bo też innych sił tam w tej chwili nie ma. Ale społeczeństwo uzyska możliwość samoorganizacji, będą wybory do parlamentu, jakaś normalniejsza konstytucja, powstaną siły prozachodnie, które - kiedy ten okres neutralizacji czy okres tej finlandyzacji, który teraz czeka Białoruś będzie mijał, bo będą problemy w Rosji - będą mogły przejąć władzę. Ale żeby opcja prozachodnia mogła przejąć władzę, to najpierw ta opcja prozachodnia musi zaistnieć. A nie zaistnieje, dopóki istnieje Łukaszenka.

Pojawia się pytanie o reakcje zachodnie. Czy w ogóle czegokolwiek sensownego, skutecznego można spodziewać się w tej mierze po Unii Europejskiej? No i mamy Stany Zjednoczone...

Po Unii Europejskiej można się spodziewać tylko tego, że będą wypytywali się Putina, co im wolno robić. Kluczowe znaczenie mają Stany Zjednoczone. Jeżeli Stany Zjednoczone się zaangażują, to owszem, nastąpi porozumienie, które będzie na tym etapie gwarantowało neutralizację, ale z którego później będzie można wyjść do następnego etapu. W tej chwili najważniejsze, by nie doszło tam do pojawienia się wojsk rosyjskich, bo ta neutralizacja by gwarantowała, ze nowy rząd nie zaprosi (na polecenie z Moskwy) wojsk rosyjskich. Zresztą nie zaprosi również dlatego, że społeczeństwo na to nie pójdzie (o tym jeszcze społeczeństwo nie wie, ale mówię, jesteśmy na początku drogi).

Ale czy ta opcja wejścia Rosjan wchodzi w ogóle w grę? Raczej nikt nie mówi o tym poważnie.

Opcja wojskowego wejścia Rosjan to opcja propagandowa agentury rosyjskiej, a ja z agenturą nie dyskutuję. Chciałbym tylko zauważyć, że opcja taka oznaczałaby samobójstwo dla Putina. Jeżeli ktoś myśli, że Putin jest samobójcą, to się myli. Putin miałby wtedy drugi Donbas do kwadratu. Wchodził na Ukrainę i co? Przegrał. Tak samo przegrałby na Białorusi. Powiem cynicznie, że taka próba ze strony Putina, dowodząca jego całkowitej niepoczytalności i tendencji samobójczych, byłaby dla nas korzystna, ponieważ w tej sytuacji Rosja straciłaby ostatecznie Białoruś, bo społeczeństwo miałoby Rosji po prostu dosyć. A po drugie Amerykanie musieliby zainwestować więcej w bezpieczeństwo Polski, więc dla nas to byłoby korzystne. Ale teraz agentura robi co innego. Teraz już agentura nie straszy, tak jak w pierwszym etapie, wejściem wojsk rosyjskich. Teraz agentura twierdzi, że następca Łukaszenki będzie jeszcze gorszy od niego i na pewno podporządkuje Białoruś całkowicie Rosji. Agentura ma zawsze jeden cel: zapobiec dalszemu zaangażowaniu. Natomiast otwarcie się tych możliwości na Białorusi spowoduje, że przede wszystkim część nomenklatury, tak jak na Ukrainie, postawi na Zachód, bo się to im będzie bardziej opłacało. My powinniśmy jak najbardziej, na ile to możliwe, zaangażować się na Białorusi, pomóc gospodarczo... I tylko ruska agentura twierdzi, że Polska nie powinna się do niczego wtrącać. Bo tu są oczywiście tchórze i idioci!