"Rząd mógłby iść spokojnie tym szlakiem, który wytyczył." - mówi w rozmowie z nami Łukasz Warzecha, pozytywnie oceniając listopadowe wytyczne rządu, a równocześnie ostro krytykując ostatnie przedłużenie gospodarczych obostrzeń.  - "A mimo to rząd idzie na twardą konfrontację z obywatelami, z przedsiębiorcami."

 

Tomasz Poller: Rząd zdecydował się na przedłużenie obostrzeń dla gospodarki. Miały one obowiązywać pierwotnie do 17 stycznia, teraz przedłużono je do końca miesiąca. Mamy nawet pogłoski o ich przedłużeniu do marca - kwietnia. Dał się Pan poznać jako krytycznie nastawiony do tego rodzaju działań władz, więc pewnie i tym razem komentarz będzie krytyczny...

Łukasz Warzecha, publicysta: Próbuję sobie jakoś racjonalnie wytłumaczyć te działania, pozostając w obrębie wyjaśnień dla rządu w miarę korzystnych i niestety nie umiem. Nic w tej chwili nie usprawiedliwia takiego postępowania. Ani sytuacja w Polsce, ani wcześniejsze zapowiedzi samego rządu, ani tym bardziej sytuacja gospodarcza... Bo pamiętajmy, że jeżeli na wiosnę mówiliśmy, że trzeba złapać balans między kwestiami zdrowotnymi a kwestiami gospodarczymi, no to w tej chwili chyba nikt nie ma wątpliwości, że ten  balans się zdecydowanie przechyla na stronę kwestii gospodarczych, w tym sensie że to one powinny być priorytetem w tej chwili. Bo jeżeli to mówią wszystkie związki pracodawców, wszystkie związki branżowe, rzecznik małych i średnich przedsiębiorców, że jeżeli to potrwa dwa tygodnie dłużej (już nie mówiąc o trzech miesiącach dłużej) to będziemy mieli sytuację dramatyczną, kiedy skutki się rozleją już po całej gospodarce...

W listopadzie przedstawiono plan wychodzenia z obostrzeń, opracowano procedury z poszczegółnymi strefami i obostrzeniami zależnymi od ilości zanotowanych zakażeń. Po czym po paru tygodniach wycofano się z całego planu.

Rząd mógłby iść spokojnie tym szlakiem, który wytyczył. Bo, przecież ten szlak nie oznacza, że wszystko raz na zawsze i na stałe jest otwarte, tylko otwieramy - zamykamy, także regionalnie, w zależności od tego, jaka jest sytuacja... A mimo to rząd idzie na twardą konfrontację z obywatelami, z przedsiębiorcami. Tutaj chyba trzeba całość tej sytuacji widzieć,  więc również projekt mandatowy, wiec również próby karania obywateli z Art. 165 Kodeksu Karnego, czyli kwestia sprowadzenia niebezpieczeństwa epidemiologicznego, już nie Kodeksu Wykroczeń. Dlaczego? Jak powiadam, w obrębie racjonalnych teorii dotyczących PR, czy korzyści politycznych, korzyści gospodarczych, nie umiem sobie tego wytłumaczyć. A więc pozostają teorie, które najogólniej bym określił tak, że chodzi o coś innego, aniżeli nam się mówi. O co, to już pozostawiam domysłowi czytelników.

Częściowo zgodziłbym się, w tym sensie, że z przekazem rządu nie jest najlepiej i rząd poniekąd daje pożywkę dla teorii spiskowych...

Można powiedzieć, zgodnie ze starym powiedzeniem, że nie ma teorii spiskowych, są tylko spiski. To, że okazało się w którymś momencie, że przedłużający się lockdown wykosi drobnych przedsiębiorców, ale da korzyści spółkom skarbu państwa... Być może rząd sobie z tego na początku nie zdawał sprawy i nie robił tej całej operacji celowo, żeby właśnie taki plan zrealizować. Ale, jak sobie już z tego zdał sprawę, to się okazało, że mu to wcale nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, że to jest stutek pożądany. Być może wchodzi tutaj w grę  coś, o czym wiemy od wielu lat, ale co wiemy dzięki słynnym podsłuchom, na których znalazł się również Mateusz Morawiecki. A Mateusz Morawiecki mówił wtedy w jednej z rozmów o obniżaniu oczekiwań, o tym, że sytuacja wojenna jest dobra do obniżania oczekiwań, że obniżanie oczekiwań spowoduje, że wszystko się potem lepiej ułoży. Że trzeba, że tak powiem, przeorać społeczeństwo, że to albo wojna dokonuje  takiego przeorania albo inny podobny wstrząs.

Trochę poważnie to zabrzmiało...

Być może Mateusz Morawiecki jest po prostu konsekwentny. To nie jest żadna teoria spiskowa, on to wprost mówi, to jest do znalezienia w stenogramach tamtych rozmów...