1. W ostatnich dniach w ramach już rozpoczętej kampanii związanej z wyborami do Parlamentu Europejskiego, najpierw prezydent Francji Emmanuel Macron w Bundestagu namawiał Niemcy do zacieśnienia sojuszu na rzecz bardziej zjednoczonej Europy, a kilka dni później kanclerz Angela Merkel na konferencji organizowanej przez Fundację Konrada Adenauera w Berlinie stwierdziła, że państwa narodowe powinny być gotowe to przekazania swojej suwerenności.

Wprawdzie natychmiast dodała, że musi się to obywać za zgodą parlamentów narodowych i podała przykład Niemiec, które oddały część swojej suwerenności w związku z pogłębiającą się integracją w ramach UE, ale obydwa wystąpienia mówiąc najoględniej nie zostały dobrze przyjęte w Europie.

2. Marcon i Merkel proponują pogłębienie integracji i daleko idące reformy w UE (między innymi powołanie europejskiej armii) w sytuacji, kiedy w ich własnych krajach sprawy nie idą w dobrym kierunku.

Francja ma poważne problemy gospodarcze (zaledwie symboliczny wzrost PKB) coraz większe kłopoty w finansach publicznych (wysoki deficyt sięgający 3% PKB i dług publiczny sięgający 100% PKB), nasilające się protesty społeczne z obecnie trwającymi masowymi w związku wysokimi podwyżkami cen paliwa (cena oleju napędowego w ciągu roku wzrosła o blisko 1/4 do blisko 2 euro za litr).

Poparcie dla prezydenta Macrona od momentu wygrania przez wyborów w kwietniu 2017, spadło już poniżej 25%, a jeżeli obecne protesty będą się przedłużać, będzie jeszcze niższe.

3. Z kolei na początku listopada tuż po ogłoszeniu wyników wyborów w landzie Hesji (ważny gospodarczo land, na jego terenie znajduje się stolica finansowa Niemiec - Frankfurt nad Menem), kanclerz Angela Merkel zadeklarowała, że nie będzie ubiegała o przywództwo CDU na najbliższym grudniowym zjeździe wyborczym tej partii.

Jeżeli tak się stanie, to pod znakiem zapytania stanie dalsze kierowanie rządem przez kanclerz Merkel, zwłaszcza, że wszystkie trzy partie go tworzące (CDU, bawarskie CSU i SPD), dostają przysłowiowe „baty” w kolejnych landowych wyborach.

Wyniki wyborów w landzie Hesji potwierdzają, że obydwie największe niemieckie partie są w coraz większym odwrocie, wprawdzie CDU jeszcze je wygrała osiągając 28% głosów, ale straciła aż 10,3 pkt. procentowych, co jest najgorszym wynikiem tej partii w tym landzie od 50 lat.

Podobnie katastrofalny jest wynik SPD, osiągnęła ona 19,8% głosów, ale straciła aż 10,9 pkt. procentowych, co jest najgorszym w historii wynikiem tej partii podczas wyborów landowych w Hesji.

Tak naprawdę zwycięzcami wyborów w Hesji okazali się Zieloni, którzy otrzymali aż 19,4% głosów i AFD, która osiągnęła 12,1% poparcia i po raz pierwszy od swego powstania jej przedstawiciele zasiądą w landowym parlamencie.

4. Skoro, więc kanclerz Merkel zadeklarowała tuż po wyborach w Hesji rezygnację z ubiegania się o stanowisko przewodniczącej CDU, to zapewne na zjeździe tej partii, który odbędzie na początku grudnia w Hamburgu, dojdzie do wyboru nowego przewodniczącego tej partii.

A stąd tylko krok do zakwestionowania jej kierowania rządem, zwłaszcza, że także współkoalicjanci z SPD, nie są zadowoleni z jego funkcjonowania, ich postulaty programowe są marginalizowane.

Utrata stanowiska szefowej CDU przez Merkel i coraz powszechniejsze podważanie jej mandatu do kierowania niemieckim rządem (zresztą przez polityków ze wszystkich 3 partii koalicyjnych), to także zły sygnał dla Unii Europejskiej, która i bez „niemieckiego i francuskiego kłopotu” ma ogromne problemy, w tym te najważniejsze; Brexit, politykę migracyjną, ostatnio także postawioną na ostrzu noża przez obie strony sprawę włoskiego budżetu.

Ostatnie wystąpienia Macrona i Merkel wyglądają, więc na próbę ucieczki do przodu w kampanii do Parlamentu Europejskiego, ale problemy w ich własnych krajach spowodowały, że wygląda ona jakby „wiódł ślepy kulawego”.

Zbigniew Kuźmiuk