Kiedy chrześcijanie oskarżają muzułmanów o stosowanie przemocy, ci ostatni nie pozostają dłużni i wymieniają długą listę agresji, jakich w ciągu wieków dopuścili się wyznawcy Chrystusa. Jest prawdą, że zarówno jedni, jak i drudzy wielokrotnie w historii przelewali krew. Problemem kluczowym wydaje się jednak pytanie, czy robili to w zgodzie z wyznawaną przez siebie religią, czy też wbrew niej. Wielce pouczające będzie więc porównanie poczynań obu postaci, od których religie te biorą swój początek - Chrystusa i Mahometa.

Jezus i przemoc

Ani w źródłach biblijnych, ani pozaewangelicznych nie mamy ani jednego dowodu na używanie i aprobowanie przez Jezusa przemocy. Jedynym wyjątkiem jest scena, gdy - używając bicza - wypędził ze świątyni jerozolimskiej handlujących kupców. Jednakże nawet w tym momencie relacja nie wspomina, aby uderzył kogokolwiek: „Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurów, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał” (J 2, 15).

Wielokrotnie w swoich wypowiedziach Chrystus sprzeciwiał się natomiast sięganiu po gwałt i agresję. Podczas Kazania na Górze powiedział: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi” (Mt 5, 21-22). Jezus rozszerzył więc interpretację piątego przykazania Dekalogu i za niedopuszczalne uznał nie tylko zabicie drugiego człowieka, lecz nawet chowanie na niego gniewu w sercu.

Kiedy rozgniewani apostołowie Jakub i Jan chcieli ukarać gromem z nieba pewne samarytańskie miasto, które ich nie przyjęło, Jezus im zabronił (por. Łk 9, 51-55). W przypowieści o chwaście (por. Mt 13, 24-30) wyraźnie sprzeciwił się zabijaniu niewiernych, pozostawiając sąd nad nimi Bogu.

Przesłanie Chrystusa było przesłaniem miłości - i to miłości bezwarunkowej, skierowanej nie tylko do przyjaciół, lecz również do wrogów: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5, 43-44).

Jezus czyni wręcz miłość nieprzyjaciół znakiem rozpoznawczym chrześcijan. Nakazem staje się bowiem podobieństwo do Boga, który kocha grzeszników.

Za słowami Chrystusa szły także czyny. Nauczanie Kościoła, od czasów apostolskich, z niezwykłą mocą podkreślało, że dobrowolna ofiara Jezusa za krzyżu dokonała się w intencji zbawienia wszystkich ludzi, nie wyłączając najnikczemniej szych grzeszników. Jeszcze na krzyżu Chrystus modlił się za swoich oprawców, czyli za tych, którzy wyrządzili Mu najwięcej zła: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34).

Mahomet i agresja

Wizja Boga, który kocha grzeszników, różni się diametralnie od wyobrażenia Boga w islamie. Koran mówi przecież wyraźnie: „Bóg nie kocha ludzi niesprawiedliwych” (sura 3). Święta księga muzułmanów pełna jest zresztą nawoływań i zachęt do używania siły i stosowania przemocy. Nakłaniał do tego często sam Mahomet - i nie był bynajmniej gołosłowny: za jego słowami szły czyny. At-Tabari wymienia aż 27 wielkich najazdów zbrojnych dokonanych przez pierwszych muzułmanów na rozkaz Proroka.

Charakterystyczne jest zwłaszcza porównanie rozwoju chrześcijaństwa oraz islamu w swoich wczesnych fazach. W obydwu wypadkach rozwój dokonywał się dzięki rozlewowi krwi. O ile jednak chrześcijanie przelewali własną krew na arenach cyrków i stadionów, o tyle muzułmanie przelewali krew cudzą podczas licznych najazdów i podbojów. Rozprzestrzenianie się chrystianizmu w pierwszych czterech wiekach dokonywało się drogą pokojową, a wyznawcy Chrystusa podlegali wówczas częstym prześladowaniom, stąd znane powiedzenie Tertuliana, że „krew męczenników jest posiewem chrześcijaństwa”. Islam z kolei w pierwszych swych stuleciach rozszerzał się drogą ekspansji zbrojnych, które rozpoczął sam Mahomet, a kontynuowali jego następcy.

Pierwszy raz krew została przelana w styczniu 624 roku. Na rozkaz Mahometa jego ludzie w Nachyli złupili mekkańską karawanę, zabijając jednego z eskortujących ją kupców. Ponieważ działo się to w miesiącu radżab, który dla Arabów był świętym okresem i w którym nie można było dokonywać zabójstw - wśród arabskich medyneńczyków zapanowało wzburzenie. Sam Mahomet nie tknął zdobytych łupów - aż do czasu, kiedy stosowne objawienie oznajmiło mu, że przelewanie krwi w świętym miesiącu jest uspra­wiedliwione powagą grzechów popełnionych przez mekkańczyków.

Niedługo potem, podczas pierwszej większej bitwy z mekkańczykami pod Badr, kiedy wahały się losy potyczki, Mahomet, by zmobilizować swoich żołnierzy, w pewnym momencie rzucił w kierunku wrogów nie tylko garść kamieni, lecz również klątwę: „Niech złe oko padnie na te twarze!”. Następnie zaś obiecał swoim ludziom, że każdy, kto tego dnia zostanie zabity w potyczce, natychmiast wejdzie do Raju. Obietnica ta tak zmobilizo­wała jego wojowników, że od tej chwili szala zwycięstwa przechyliła się na stronę muzuł­manów.

Po bitwie Mahomet rozkazał zgładzić dwóch jeńców, którzy jeszcze w Mekce podważali jego boskie posłannictwo, zadając mu niewygodne pytania. W samej Medynie z kolei misja proroka kwestionowana była przez poetkę Asmę Bint Marwan, która często z niego drwiła. Po powrocie z pola bitwy pozycja Mahometa wzrosła na tyle, że mógł rozpocząć rozprawę z przeciwnikami, których do tej pory musiał tolerować. Wystarczyło, że powiedział swoim ludziom: „Czy nikt nie uwolni mnie od córki Marwana?”, a jeden z jego towarzyszy, Umajr Ibn Adi, zakradł się nocą do Asmy i przebił ją w czasie snu mieczem. Kiedy zabójca doniósł o tym Mahometowi, usłyszał z ust Proroka pochwałę. Nic więc dziwnego, że muzułmańscy kronikarze zabójstwo dokonane przez Umajra nazywają „przedsięwzięciem” Mahometa. Miesiąc później w podobnych okolicznościach, podczas snu, zabity został stuletni poeta Abu Afak. Tym razem rolę egzekutora wziął na siebie inny towarzysz Mahometa - Salim Ibn Umajr.

Kolejnego poetę podważającego misję proroka zabić było trudniej. Kab Ibn al-Aszraf miał się bowiem na baczności. Zwolennicy Mahometa uknuli wobec tego podstępny plan: przedstawili się al-Aszrafowi jako spiskowcy przeciwko Prorokowi i pewnej nocy wywiedli go na odludne miejsce. Towarzyszył im sam Mahomet, który udzielił im nawet swojego błogosławieństwa, wyrażając zgodę na użycie kłamstwa i oszustwa. Kab został zabity, a jego głowa rzucona pod nogi Proroka.

Mahomet usprawiedliwił nie tylko oszustwo, lecz także bluźnierstwo. Stało się to przy okazji kolejnego zabójstwa - tym razem Sufjana Ibn Chalida, wodza plemienia Banu Lihjan. Prorok wysłał do niego niejakiego Abd Allaha Ibn Unajsa, żeby ten wkradł się w łaski lihjanickiego wodza, udając wroga Mahometa. Pozwolił mu złorzeczyć w najgorszych słowach przeciwko sobie, byle udało się pozyskać przychylność Sufjana. Kiedy to nastąpiło, Abd Allah Ibn Unajs obciął głowę śpiącemu Sufjanowi, z którym nocował w jednym namiocie.

Opowieści o Mahomecie wspominają, że ofiary nie były przypadkowe, lecz starannie wybierane przez Proroka. Zazwyczaj należeli do nich ci, którzy negowali jego posłannictwo, a zwłaszcza ci, którzy robili to, drwiąc z niego i wyśmiewając go. Taki koniec spotkał m.in. starego Żyda Abu Rafiego. Stanowi to wyraźny kontrast z postępowaniem Jezusa wobec Jego osobistych przeciwników.

Eksterminacja Żydów

Kiedy Mahomet po ucieczce z Mekki w roku 622 przeprowadził się do Medyny, w mieście tym mieszkały trzy plemiona żydowskie wraz z prozelita-mi pochodzenia arabskiego - Banu Kurajza, Banu an-Nadir i Banu Kajnuka. Zwolennicy Mahometa zawarli z miejscowymi Żydami tzw. umowę medy-neńską, której tekst zachował się do dnia dzisiejszego. W dokumencie tym napisano, że „Żydzi tworzą jedną wspólnotę z wiernymi (czyli wyznawcami Allaha - przyp. S.O.)”. Był to właściwie akt przymierza, głoszący obopólną przyjaźń i nakazujący wzajemną pomoc. Co ciekawe, do wspólnoty tej wcielono nawet medyneńskich pogan.

Był to okres, kiedy Mahomet skupiał wokół siebie jedynie garstkę sympatyków, podczas gdy żydowskie plemiona miały pozycję na tyle mocną, by wywierać dominujący wpływ na życie publiczne w Medynie. Z czasem jednak sytuacja się zmieniła i na skutek kolejnych zwycięstw pozycja Proroka w mieście wzrosła.

Pierwszymi przeznaczonymi do rozprawy okazali się przedstawiciele najsłabszego żydowskiego plemienia Banu Kajnuka. Jako pretekst posłużyła
sprzeczka na targu, podczas której jeden z ludzi Proroka zabił Żyda wyśmiewającego muzułmankę. Incydent spowodował oblężenie twierdzy Banu Kajnuka przez wyznawców Allaha. Po dwóch tygodniach Żydzi postanowili się poddać, Mahomet zaś chciał ich wszystkich wymordować. Przeszkodziła mu w tym jedynie zdecydowana postawa jednego z medyneńskich wodzów, Abd Allaha Ibn Ubajja, który schwycił mocno Mahometa i zagroził mu: „Chcesz wybić ich w pień w ciągu jednego poranka? Na Boga, obawiałbym się, że sytuacja może nagle się zmienić”. Ponieważ Abd Allah był potężną figurą w Medynie, Mahomet nie zaryzykował zatargu z nim i darował Żydom życie. Zostali jednak wygnani z miasta i zmuszeni do pozostawienia swojego majątku.
Kolejnym plemieniem żydowskim, przeciwko któremu skierował się Mahomet, było Banu an-Nadir. Otrzymali oni ultimatum, by opuścić Medynę w ciągu 10 dni. Kiedy nie posłuchali i zabarykadowali się w swojej twierdzy, muzułmanie zaczęli wycinać palmy w żydowskiej oazie. Był to czyn, który wzburzył wszystkich, ponieważ niepisany kodeks wojenny Arabów zabraniał wycinania palm. Mahomet miał jednak objawienie, które potwierdzało, że jego poczynania są zgodne z wolą Boga. Żydzi z Banu an-Nadir skapitulowali więc i udali się na wygnanie.
Jako ostatnie pozostało plemię Banu Kurajza. Czuło się ono w Medynie osamotnione, podczas gdy Mahomet, który wyrósł na samodzielnego hegemona w mieście, nie musiał się już liczyć z żadną opozycją. Po raz kolejny doszło do oblężenia i kapitulacji Żydów. Tym razem nie było jednak litości. Wszystkim dorosłym mężczyznom ścięto głowy na medyneńskim targu, kobiety i dzieci sprzedano w niewolę, a majątki zabitych rozdzielono pomiędzy muzułmanów.
Mahomet pozbył się wszystkich Żydów z Medyny, jednak wygnańcy z plemion Banu Kajnuka i Banu an-Nadir, którzy znaleźli się w Chajbarze, nadal stanowili dla Proroka potencjalne zagrożenie. Wysłał więc do nich swój oddział, który nakłonił żydowskiego wodza Usajra Ibn Razima, by wraz z 30 swoimi ludźmi udał się do Mekki na negocjacje z samym Mahometem. Żydzi nigdy jednak nie dotarli na miejsce, gdyż po drodze zostali przez towarzyszących im muzułmanów wymordowani. Na wieść o tym uradowany Mahomet oświadczył: „To Bóg wybawił nas od gnębicieli”.
Historia umowy medyneńskiej i jej złamania jest do dziś obecna w świadomości historycznej Żydów. Twierdzą oni, że skoro postępowanie Mahometa jest dla muzułmanów wzorem do naśladowania, podobna rzecz może się powtórzyć w przyszłości. Podejrzenia takie nie są bezzasadne - w 1993 roku Jaser Arafat podpisał w Oslo porozumienie pokojowe, w którym Organizacja Wyzwolenia Palestyny wyrzekła się oficjalnie planu likwidacji Izraela; wkrótce potem jednak w tajnym przemówieniu do południowoafrykańskich muzułmanów Arafat porównał porozumienie z Oslo do umowy z Medyny i oświadczył, że będzie ono respektowane tylko do momentu, kiedy układ sił zmieni się na korzyść Palestyńczyków. W podobnym duchu wypowiadał się inny lider OWP, Faisal al-Husseini, również stawiając za wzór postępowanie Mahometa z Żydami.

Gandhi i muzułmanie

Podsumowując, można powiedzieć, że chrześcijanin, który albo sam zabija, albo popiera zabójstwo, sprzeniewierza się swojej religii, gdyż zaprzecza zarówno słowom, jak i czynom Chrystusa. Tego samego nie można powiedzieć natomiast o wyznawcy islamu. Mahomet nie tylko zachęcał do używania przemocy i zabijania wrogów, lecz również osobiście inspirował działania zbrojne i brał w działaniach tych udział. Usprawiedliwiał przy tym okłamywanie, oszukiwanie i złorzeczenie Prorokowi.
Współczesnym potwierdzeniem niemożności oddzielenia przemocy od islamu może być porównanie z innego kręgu kulturowego. W latach 30. XX wieku największą organizacją sprzeciwiającą się panowaniu Brytyjczyków na subkontynencie indyjskim był Kongres Indyjski. Większość jego członków stanowili hindusi, ale nie wykluczali oni ze swego grona muzułmanów. Stojący na czele Kongresu Mahatma Gandhi stanowczo sprzeciwiał się jednak używaniu przemocy w działalności politycznej. Wyznawcy Allaha stanęli więc przed dylematem. Sam Gandhi powiedział im, że ich wybór nie może zaprzeczać ich własnej tożsamości i być sprzeczny z zasadami religijnymi islamu. Upierał się zarazem przy tym, by w Kongresie obowiązywała zasada non violence. W rezultacie muzułmanie w brytyjskiej kolonii odrzucili możliwość przystąpienia do Kongresu. Pakistański historyk Wahid uz-Zaman twierdził, że było to spowodowane faktem, iż zasada działania bez użycia przemocy jest całkowicie obca tradycji islamskiej. Muzułmanie doszli do wniosku, że być wiernym założeniom Kongresu - czyli wyrzec się przemocy - oznacza być nie­wiernym wobec własnej religii. Efektem takiego rozeznania było powołanie drugiej wielkiej - obok Kongresu Indyjskiego - organizacji opozycyjnej wobec Brytyjczyków, czyli Ligi Muzułmańskiej. Rozdźwięk ten z czasem powiększał się i doprowadził do wojny postkolonialnej między hindusami i muzułmanami, a w konsekwencji do wyodrębnienia się wrogich sobie Indii i Pakistanu.

 

 

Chrystus i Mahomet. Przebaczenie i zemsta

STEPHAN OLSCHOVSKY

TŁUMACZYŁ: NORBERT JANKOWSKI

Źródło: FRONDA