Fronda.pl: Były szef ABW, będący obecnie członkiem zarządu NPB - prof. Piotr Pogonowski decyzją sędzi warszawskiego Sądu Okręgowego Beaty Najjar, został doprowadzony przez służby na posiedzenie obradującej - jak orzekł TK - w trybie niekonstytucyjnym sejmowej Komisji ds. Pegasusa. Jak Pan ocenia całe to zdarzenie?

Janusz Kowalski (poseł PiS, były wiceminister aktywów państwowych): Trybunał Konstytucyjny we wrześniu 2024 roku wydał wyrok stwierdzający, że tzw. Komisja ds. Pegasusa działa w trybie niekonstytucyjnym, czyli jest po prostu nielegalna. W związku z tym de facto nie istnieje żadna Komisja ds. Pegasusa, a osoby które uczestniczą w tych posiedzeniach nie działają na prawach członków sejmowej komisji. Rządząca obecnie Koalicja 13 grudnia wyłączyła niestety w naszym kraju funkcjonowanie przepisów Konstytucji oraz prawa. A swój udział w siłowym i bezprawnym doprowadzeniu przed nieistniejącą komisję byłego szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego prof. Piotra Pogonowskiego miała niestety również sędzina warszawskiego Sądu Okręgowego. Oczywiście kompetencje oraz znakomita znajomość prawa sprawiły, że prof. Pogonowski wręcz zmiażdżył podczas posiedzenia nieistniejącej komisji przesłuchujących go jej członków z ramienia obozu rządzącego. Jest to jednak jakiś smutny obraz i swego rodzaju podsumowanie naszej rzeczywistości w rok po przejęciu sterów władzy przez Koalicję 13 grudnia. Zdewastowano system prawny w naszym kraju i na dobrą sprawę rozwalono fundamenty funkcjonowania polskiego państwa. Za naszą wschodnią granicą od niemal trzech lat trwa niebezpieczna wojna a rządząca koalicja robi wszystko, by osłabiać zdolności Polski do sprawnego i suwerennego funkcjonowania w oparciu o obowiązującą Konstytucję i prawo.

Podczas ogłoszenia wyników prawyborów w KO, premier Donald Tusk trochę zadrwił z marszałka Sejmu Szymona Hołowni, mówiąc, że ten „wystawił się sam” w wyborach prezydenckich. Po ujawnieniu przez media związków Hołowni z niesławną uczelnią Collegium Humanum, lider Polski 2050 mówił o „bardzo poważnej sprawie”, możliwym „bardzo poważnym kryzysie zaufania wewnątrz koalicji” i w pewien sposób oskarżał podległe Tuskowi służby o te działania, przypominając że nie na to „umawiał” się z liderem PO. To rzeczywiści jakiś przełomowy kryzys w tej koalicji czy raczej wszystko rozejdzie się po kościach?

Donald Tusk jest politycznie załamany, ponieważ cały jego plan startu w wyborach prezydenckich - legł w gruzach. I można powiedzieć, że w 20 lat po dotkliwej klęsce, poniesionej przez niego w starciu o urząd prezydenta RP z prof. Lechem Kaczyńskim, Tusk ponownie musiał przełknąć gorycz porażki i obejść się smakiem w odniesieniu do upragnionej prezydentury kraju. I to nawet bez udziału w wyścigu wyborczym do tego urzędu. Jednak z badań wewnętrznych przeprowadzonych przez Platformę Obywatelską najwyraźniej wynikało niezbicie, że Donald Tusk jest tak bardzo nielubiany i tak fatalnie oceniany przez Polaków, że nie miałby po prostu szans wygrać tych wyborów.

Tuskowi pozostało więc już tylko odgrywanie się na swoich koalicjantach - na PSL, Lewicy, czy jak w tym przypadku na Szymonie Hołowni i jego Polsce 2050. I dobrze - niech się kłócą i niech ta koalicja rozpadnie się jak najszybciej. Nie mam jednak żadnych wątpliwości co do tego, że Hołownia sprawą z Collegium Humanum został właśnie uderzony z wewnątrz rządu Tuska. PO chce bowiem rozebrać ugrupowanie Polska 2050 i doprowadzić do tego, by Szymon Hołownia przestał funkcjonować jako samodzielny byt polityczny. Oczywiście Hołownia doprowadził się do tej niezwykle trudnej sytuacji w jakiej obecnie się znalazł - na własne życzenie. I tylko jakiś radykalny krok z jego strony, w postaci wyjścia z koalicji, mógłby jeszcze uratować jego polityczną podmiotowość. Natomiast dalsze trwanie przez Polskę 2050 w obecnym obozie rządzącym będzie oznaczało, że kluczowym celem dla Szymona Hołowni oraz jego formacji politycznej jest po prostu czerpanie korzyści ze sprawowania władzy.

O związki Szymona Hołowni z Collegium Humanum dziennikarz Newsweeka pytał go już ponad 2 lata temu. Wtedy sprawa ucichła. Ładunek ten odpalono dopiero teraz, gdy marszałek Sejmu ogłosił swój start w wyborach prezydenckich. Przypadek?

Trzeba byłoby być naprawdę niezmiernie naiwnym i zupełnie nie rozumieć natury Donalda Tuska oraz Platformy Obywatelskiej, żeby nie łączyć tych kropek i nie widzieć tego ataku na Szymona Hołownię przypuszczonego przez PO w kontekście niedawnego ogłoszenia przez niego startu w nadchodzących wyborach prezydenckich. Tusk zawsze w ten sposób funkcjonował i nadal funkcjonuje. Nie ma on bowiem po roku sprawowania rządów żadnych sukcesów w polityce wewnętrznej na swoim koncie. Skupia się więc na tym, co mu wychodzi najlepiej – na piarowym okłamywaniu Polaków, brutalnej i bezwzględnej walce z PiS, obniżaniu aspiracji polskiego społeczeństwa, a z drugiej strony również na walkach wewnętrznych w Koalicji 13 grudnia. Zresztą wygląda na to, że tego typu upokarzanie własnych koalicjantów sprawia Donaldowi Tuskowi jakąś patologiczną przyjemność. Tylko że ci koalicjanci powinni doskonale wiedzieć, z kim weszli w sojusz. A teraz muszą ponosić po prostu konsekwencje swojego wyboru.

 Weźmy jednak na chwilę liczydło do ręki i zajmijmy się realną arytmetyką sejmową. Gdyby okazało się, że kryzys na linii Hołownia-Tusk postawi pod znakiem zapytania udział Polski 2050 w tej koalicji, to mamy sytuację, w której do zachowania chwiejnej i tak sejmowej większości - bo raczej PSL czy Lewica wydają się być gwarantami tego rodzaju chwiejności - Tuskowi zabrakłoby kilkunastu posłów. Czy czekają nas zatem przedterminowe wybory? I czy jednak przynajmniej do wyborów prezydenckich wszelkie tego typu konflikty w koalicji będą spychane pod dywan?

Mam nadzieję, że za rok o tej porze ten rząd będzie już jedynie bardzo złym wspomnieniem. I ufam, że jeszcze w tym sejmie uda się stworzyć taką koalicję, która będzie działała na rzecz dobra Polski. Osobiście nie ukrywam, że jestem zwolennikiem powołania rządu technokratycznego, który skupiłby się na odbudowywaniu polskiego państwa i polskiej gospodarki, które od roku, pod nieudolnymi rządami Donalda Tuska, w wielu aspektach po prostu znajdują się w rozsypce.

Natomiast w perspektywie wyborów prezydenckich nie mam żadnych wątpliwości, że nie ma większych sporów pomiędzy PiS i Konfederacją. Po prawej stronie mamy dwóch kandydatów. Obóz skupiony wokół PiS popiera dr. Karola Nawrockiego, a Konfederacja, która walczy przede wszystkim o młodych wyborców, popiera Sławomira Mentzena. Zwycięstwo któregoś z tych kandydatów mogłoby w efekcie otworzyć pewną dynamikę przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Zresztą od długiego czasu głośno powtarzam, że musimy w PiS być gotowi na stworzenie potencjalnego rządu z Konfederacją. A nawet z dużą częścią Polski 2050, bo i tam widzę wielu posłów, którzy choć obecnie zaczadzeni są jeszcze tym antypisem, ale na sejmowych komisjach potrafią zgłaszać bardzo rozsądne pomysły gospodarcze. Widzę tu naprawdę szansę na stworzenie wspomnianego rządu technokratycznego, który intensywnie zająłby się ratowaniem polskiej gospodarki.

Zresztą nawet w kontekście lewicowej Partii Razem widziałbym pewne obszary do wspólnego, konsensualnego działania. Moją partią jest bowiem Polska. I trzeba szukać jak najkorzystniejszych rozwiązań z możliwych - dla dobra naszego kraju i jego rozwoju. Tymczasem obecna władza stawia niestety na mikroskopię naszych ambicji narodowych oraz ograniczanie naszych zdolności do konkurowania z silnymi europejskimi państwami, choćby takimi jak Niemcy, Francja czy Włochy.

Premier Tusk do utrzymania sejmowej większości potrzebowałby prawie połowy klubu Polski 2050, czyli kilkunastu posłów tej formacji. Paweł Kukiz stwierdził niedawno, że w partii Hołowni jest „mnóstwo świadomej agentury Tuska”, która została tam po prostu ulokowana w konkretnych celach. Przekonywał też, że start Hołowni w wyborach prezydenckich to początek końca jego kariery politycznej. Czy gdyby Hołownia chciał dziś naprawdę wyprowadzić Polskę 2050 z Koalicji 13 grudnia, nie okazałoby się nagle, że tych szabel, które rzeczywiście poszłyby za swym liderem byłoby zbyt mało, by rozbić koalicyjną większość?

Paweł Kukiz mówi niewątpliwie również przez pryzmat własnego doświadczenia, bo miał kiedyś przecież bardzo duży klub parlamentarny, z którego zostało mu obecnie zaledwie kilku posłów. I to jest niewątpliwie cenne spojrzenie, znacznie szersze niż jakieś pobieżne medialne dywagacje. Dla mnie każde działanie, które ma na celu uwolnienie Polski od rujnujących ją w wielu aspektach, również w fundamentalnej kwestii naszego bezpieczeństwa, rządów Donalda Tuska, ma swoją wartość. Dlatego jeśli w którejkolwiek z formacji obecnie koalicyjnych znajdą się odważni i odpowiedzialni posłowie, którzy zrozumieją, że to nie blichtr władzy, stanowiska, limuzyny czy wywiady w mediach są kwintesencją polityki, lecz służba na rzecz dobra naszego państwa i w efekcie zdecydują się opuścić obóz Koalicji 13 grudnia to trzeba być na taką sytuację otwartym. Tym bardziej, że funkcjonujemy przecież w szczególnym momencie geopolitycznym. A czy w klubie Polska 2050 znajdzie się tych kilkunastu odważnych i odpowiedzialnych posłów - tego nie wiem. Z ich politycznej działalności rozliczy ich kiedyś Pan Bóg, historia, a w krótszej perspektywie również polscy wyborcy.

Bardzo dziękuję za rozmowę.