Przypomnijmy, że w nowelizacji przewidziano zmniejszenie dochodów z podatku VAT o ok 23 mld zł (z planowanych 316,5 mld zł do 293,5 mld zł), co po podniesieniu stawki VAT na żywność z 0% na 5% ( dodatkowe dochody z tego tytułu to ok 12 mld zł), przeniesieniu ok 12 mld zł z grudnia 2023 na styczeń 2024 mechanizmem przyśpieszonych zwrotów, wzroście gospodarczym wynoszącym 3% PKB i już obecnie już 5% inflacji, było informacją wręcz szokującą. Ponadto gdyby doprowadzić do porównywalności wpływów z VAT w 2023 roku (wzrost PKB zaledwie 0,1%), które wyniosły 244 mld zł i powinny być powiększone o 16 mld zł jako skutki tarcz energetycznej i żywnościowej oraz o wspomniane 12 mld zł przeniesione mechanizmem przyśpieszonych zwrotów VAT z grudnia 2023 na styczeń 2024, to wtedy te wpływy wyniosłyby 272 mld zł, a w 2024 roku po nowelizacji i odjęciu wspomnianych 12 mld zł, niecałe 282 mld zł, a więc wzrost VAT w tym roku, wyniesie niecałe 10 mld zł, czyli mniej niż 4%. Przypomnijmy także, że minister Domański zaplanował w grudniu 2023 wzrost VAT w tym roku o 62,5 mld zł w stosunku do 2023 roku i dopiero to porównanie, pokazuje skalę klęski ministra finansów, jeżeli chodzi o wpływy z VAT w tym roku. Ponadto w nowelizacji przewidziano także spadek dochodów z CIT , aż o 11,5 mld zł (z przewidywanych 70 mld zł do 58,5 mld zł), przy 3% wzroście PKB i inflacji sięgającej obecnie już 5%.

Co więcej rządząca koalicja przeforsowała tę zmianę zaledwie w 3 dni i już w poprzedni piątek, ostatecznie przegłosowała nowelizację budżetu na 2024 rok, bez mrugnięcia okiem, godząc się na astronomiczny deficyt rzędu 240 mld zł. Ten deficyt razem z deficytem przewidywanym na rok 2025 w wysokości aż 290 mld zł, a więc łącznie w ciągu zaledwie 2 lat, chodzi o przewidywane deficyty sięgające aż 530 mld zł, powiększające dług publiczny, liczony metodą unijną z 49,6% PKB w 2023 roku do 59,8% PKB w 2025 roku i aż 61,3 % PKB w roku 2027. W tej sytuacji aby obsłużyć potrzeby pożyczkowe netto budżetu państwa, tylko w tym roku trzeba pożyczyć przynajmniej 220 mld zł, a w roku następnym blisko 370 mld zł, a więc łącznie prawie 600 mld zł. Takie pieniądze polskie państwo oczywiście jest w stanie pożyczyć, ale będzie wiązało się to z gwałtownym wzrostem kosztów obsługi długu Skarbu Państwa, które jeszcze w 2023 roku wynosiły około 60 mld zł, w 2024 blisko 67 mld zł , w roku 2025 sięgną 76 mld zł, w roku 2026 wyniosą około 92 mld zł, w kolejnych latach przekroczą 100 mld zł rocznie. Koszty te to tej pory były wyraźnie niższe od 2 % PKB, w latach 2023-2025 odpowiednio 1,8% ; 1,85% , 1,9%, natomiast od roku 2026 będzie to już zdecydowanie powyżej 2% PKB, w roku 2027, aż 2,32% PKB.

Niestety przekroczenie przez koszty obsługi długu 2% PKB, powoduje, że znajdziemy się pod „specjalną obserwacją” rynków finansowych, a to oznacza gwałtowne podwyższenie kosztów pożyczania. Już obecnie oprocentowanie 10-letnich polskich obligacji wzrosło do 5,75%, a do niedawna oscylowało w granicach 5% i to są niestety koszty rządzenia Polską przez ekipę, której znakiem rozpoznawczym jest ciągle stwierdzenie byłego ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego „piniędzy nie ma i nie będzie”.