Łatwo jest argumentować, jak dobra dla Stanów jest to polityka bo wyrównuje ogromny deficyt handlowy, na przykładzie Chin czy Unii Europejskiej. Chociaż nawet w wypadku tych krajów racjonalność tych konkretnych stawek budzi pytanie, ale zostawmy to na boku. Ważne jest to jaką metodę wybrano do obliczenia stawek taryfowym w odniesieniu do poszczególnych krajów. Jest ona mechaniczna i nie bierze pod uwagę strukturę handlu w ogóle. I najlepiej to widać nie na przykładzie Chin, UE czy Japonii tylko różnego rodzaju małych i słabych ekonomicznie państw z małym obrotem handlowym z USA, typu Madagaskaru. Te państwa eksportują zazwyczaj do USA surowiec, którego w USA nie ma i nie będzie. Surowiec z którego firmy w Stanach później produkują wysokomarżowy produkt. Jednocześnie umowny Madagaskar oczywiście jest zbyt biedny by importować jakieś znaczące ilości Iphone'ów czy aut amerykańskich więc przewaga tego eksportu nad importem w procentach jest ogromna. Ale jednocześnie w liczbach absolutnych to są jakieś ułamki procentów w strukturze handlu w USA. Inaczej mówiąc dla Stanów Zjednoczonych to jest handel na którym one zyskują. Bo to USA faktycznie wyzyskuje te kraje, a nie na odwrót. Ale ta mechaniczna metoda obliczania taryf nakłada na te biedne kraje "mandat" w postaci ogromnej stawki celnej za to że sprzedają swój tani surowiec do Stanów nic nie kupując. I taka stawka nie przynosi państwu absolutnie nic poza zwiększeniem ceny produkcji konkretnego towaru, inflacji i spadku zysków dla konkretnych amerykańskich firm. W tym wypadku produkcja nie przeniesie się do USA bo umowna wanilia w Stanach po prostu nie urośnie. Zamiast tego ta produkcja raczej pojawi się gdzieś u konkurentów Stanów, którzy zaczną ten tani surowiec kupować dla siebie w jeszcze niższej cenie.
Ale cała ta polityka ona może być racjonalna z innego punktu widzenia. Jeżeli celem jest po prostu zrujnowanie starego światu i uruchomienie globalnych zmian w strukturze gospodarki światowej. To jest jak gdyby próba ustanowienia nowych reguł gry i priorytetów. I w tym wypadku to by oznaczało, że dla tej administracji ten cel jest nawet ważniejszy od własnych ekonomicznych interesów w krótkiej perspektywie. Nawet jeżeli USA odcinają siebie od surowców potrzebnych dla różnych mniej istotnych branży typu powiedzmy produkcji czekolady czy kawy i firmy w tych branżach mocno ucierpią, no to mało to Trumpa obchodzi.