Dziennikarze „Super Expressu” zapłacili cenę za spowszednienie się debat. Po prostu powoli już coraz lepiej znamy poszczególnych kandydatów i na zaskoczenie jest coraz mniej miejsca. Rafał Trzaskowski odzyskał nieco energii, ale przeszarżował ze swoim aroganckim stylem zaczepek. Karol Nawrocki udowodnił, że swobodnie czuje się w roli kandydata i zrealizował, jak sądzę to, co sobie zamierzał. Szymon Hołownia wykazał się tradycyjnie sporą sprawnością w potyczkach słownych, a Sławomir Mentzen w zbyt dużym stopniu nie potrafił ukryć poirytowania. Magdalena Biejat z kolei pokazała się parę razy jako dość antypatyczna, fanatyczna „lewicówka”. Grzegorz Braun przypomniał, że ma jednak na punkcie Żydów specjalne wyczulenie, a mało znany pan Marek Maciak miał okazję zademonstrować swoją sympatię do Rosji.
Wszystko to nie przyczyniło się do wielkich zmian na bieżni prezydenckiego wyścigu. Rafał Trzaskowski ma problem z zapaścią kampanii, na co wpłynęła fatalna dla niego książka wyborcza „Rafał” oraz nieszczęśliwa dla niego debata w Końskich. Ale nie ma takiej wpadki, której nie można by nadrobić w ciągu ostatnich trzech tygodni. Dlatego Karol Nawrocki w żadnym wypadku nie może lekceważyć lidera wyścigu. Natomiast to, że do drugiej tury z prawej strony przejdzie raczej Karol Nawrocki, a nie Sławomir Mentzen, wydaje się być już rozstrzygnięte. Nawrocki zdołał zmobilizować elektorat pisowski i rozwiała się już obawa, że będzie on najzwyczajniej w świecie nierozpoznawany przez tradycyjny elektorat wierny Jarosławowi Kaczyńskiemu. Sławomir Mentzen zachowuje się lojalnie i unika atakowania Nawrockiego. To samo można powiedzieć o Krzysztofie Stanowskim. W tej dość stabilnej sytuacji „silni razem” nieco na siłę próbują odgrzewać skojarzenia Nawrockiego ze światem bokserów i ludzi z szarej strefy Trójmiasta.
Pewną dyskusję wywołała kwestia czy Andrzej Duda powinien otwarcie wspierać kandydata PiS na konwencji w Łodzi. Tyle, że nie było dotąd zbyt wiele analogicznych sytuacji. Jedynym prezydentem, który podobnie jak Duda miał dwie kadencje prezydenckie, był w 2015 roku Aleksander Kwaśniewski. Ten jednak dziesięć lat temu nie mógł poprzeć Bronisława Komorowskiego, gdyż Lewica wówczas płonęła gniewem za domniemany udział polityków PO w „odstrzeleniu” Włodzimierza Czarzastego z prezydenckiego wyścigu. Na konwencji obecna głowa państwa wygłosiła chyba jedno z najlepszych swoich przemówień w życiu, które było bardzo wyraźnym apelem o mobilizację prawicy wobec systematycznego łamania prawa przez ekipę Donalda Tuska. Wraz z niezwykle ważnym przemówieniem Bronisława Wildsteina, to bardzo silnie wzmocniło wezwanie do walki o każdy głos w pierwszej i - jak można przypuszczać - drugiej turze wyborów prezydenckich.
Jedyne, czego może obawiać się na tym etapie Karol Nawrocki, to jakiś brudny atak. Jakie formy może on przyjąć? Oczywiście najbardziej narzuca się możliwość jakiegoś ataku na tle obyczajowym, który pasowałby do taktyki kreowania wizerunku Nawrockiego jako „przemocowca”. Pytanie jednak, czy obóz PO zdecyduje się na tak brudne chwyty. Póki co, zarówno Trzaskowski, jak i obóz Nawrockiego skupiają się na tym, by do 18 maja zrobić jak najmniej błędów. Na jakieś wielkie zwroty w kampanii czas już się skończył.