Zapytam cię teraz jako człowieka, który dzieli się swoją bogatą wiedzą też na Zachodzie, czy oni cały czas, mimo wojny, żyją w jakimś złudzeniu wobec Rosji, czy wciąż wierzą, że to kraj, z którym można się dogadać, prowadzić interesy? My, Polacy, mamy na to zupełnie inny punkt widzenia, uwarunkowany nie tylko historycznie, ale nie trzeba być sowietologiem, wystarczy przeczytać trochę książek, choćby Montaż Wołkowa czy którąś z powieści Suworowa, żeby wiedzieć, jak Rosjanie działają od dekad czy wręcz od wieków. Czy ktoś zastanawia się, jak głęboki jest poziom rosyjskiej infiltracji, jakie oni mają zasoby w tej chwili w Europie Zachodniej, w Stanach Zjednoczonych, do czego oni są zdolni?

Myślę, że możemy wrócić do tego, o czym mówiliśmy wcześniej, to jest części owej arogancji połączonej z ignorancją jako podstawowej cechy zachowania części owych elit, które nazwę zachodnioeuropejskimi (czy szerzej można by je nazwać zachodnimi, bo też dotyczy to części elit amerykańskich), które wychodzą z założenia: no my po prostu wiemy lepiej. My jesteśmy królami świata, intelektualnymi w każdym razie, bo nawet jeżeli już trochę nam się wymknęła z rąk naga władza polityczna, to wciąż my jesteśmy najmądrzejsi. Co rano przeglądają się w lustereczku jak postać z baśni i pytają: lustereczko, powiedz przecie, kto jest najmądrzejszy na świecie? I lustereczko zawsze odpowiada: no ty, no my jesteśmy najmądrzejsi na świecie. A ci Rosjanie to są tępi barbarzyńcy. Może są silni, owszem, to jedno trzeba im przyznać, że zrobili rewolucję październikową, jakąś próbę postępu, ale nie całkiem im wyszło, bo wiadomo, są gorsi od nas, ale chcieli dobrze, niestety wyszło nie najlepiej. Oni są barbarzyńcami, ale my to co innego. My jesteśmy mądrzejsi, my ich wykorzystamy. Teraz są z nimi kłopoty, ale nasze będzie na wierzchu, bo zawsze tak jest z barbarzyńcami, że oni muszą ostatecznie przegrać. Oczywiście upraszczam, to jest pewnego rodzaju schemat, ale myślę, że ważna część rzeczywistości sprowadza się do takiego prostego schematu – połączenia ignorancji z arogancją. Arogancja jest wpisana w ten model, to znaczy tu jest centrum i my z niego patrzymy na peryferie, na których to peryferiach mieszkają ludzie głupsi od nas, których możemy zmanipulować i nawet jeżeli mają teraz dużą pałkę w ręku, to stopniowo będziemy mogli im ją wyjąć.

 

WIĘCEJ W KSIĄŻCE

 

Napisałeś o tym całą książkę, bo dokładnie tak wyglądała polityka Lloyda George’a wobec Lenina. To przecież historia pierwszego appeasementu z 1920 roku.

Lloyd George chciał sprzedać wtedy Polskę i całą Europę Wschodnią Leninowi, pod warunkiem, że nie weźmie Niemiec. Lenin może wziąć wszystko, to liberała brytyjskiego nie obchodzi, byle już nie zabierał Niemiec. Lenin na szczęście z tej oferty nie skorzystał, bo chciał zabrać też Niemcy. Jak widać, ten model ma swoją historię i ma swoje doświadczenia, z których nikt się nie uczy, a w każdym razie ciężko idzie ta nauka. Peace through trade!, bo takie było hasło Lloyda George’a, raczej wzmacnia nie zwolenników pokoju, tylko tych, którzy wykorzystują handel, czyli trade, do wzmocnienia swojej potęgi polityczno-militarnej, za pomocą której dokonują następnego kroku – ekspansji przy pierwszej sposobności. Tak właśnie zrobił już po śmierci Lenina Stalin w czasie drugiej wojny światowej. Oczywiście jest i po drugiej stronie pokusa krótkoterminowych zysków, które na pewno można czerpać z handlu z Rosją. Bo to nie jest fikcja, że się robi dobre interesy na handlu z Rosją, która ma ogromne złoża surowców strategicznych i wiele rzadkich bogactw niewystępujących nigdzie indziej.

 

Dlatego w Niemczech jest dość powszechna żałoba, wynikająca z prostej konstatacji: kiedy mieliśmy najtańszy gaz w Europie, dzięki naszym układom polityczno-handlowym z Rosją, nasza gospodarka i życie kwitły. A teraz? I komu to przeszkadzało? Polacy płacili dzięki Pawlakowi i Tuskowi dwa razy drożej za ten gaz, ale kogo to obchodziło. Myśmy mieli – my, to znaczy Niemcy – najtańszy gaz, bo Rosjanie w ten sposób właśnie płacili za polityczną przychylność kanclerz Merkel dla projektów neoimperialnych Kremla.

 

Niemieckim wyborcom to specjalnie nie przeszkadzało. Za to teraz mogą im się nie podobać wyrzeczenia ponoszone w imię wojny toczonej gdzieś daleko, wewnątrz dawnego imperium, w rosyjskiej strefie wpływów.

 

Z punktu widzenia niemieckiego wyborcy to nie miało znaczenia. Oglądałem ostatnie programy rosyjskiej telewizji, jak jeszcze były dostępne ogólnie, a w nich Sołowiowa, najpopularniejszego propagandystę Putina. I to właśnie w lutym 2022 roku Sołowiow mówił, zwracając to do Niemców, bo głównie im na Niemcach zależało, że teraz każdy Hans będzie płakał za naszym tanim gazem. Oni to mówili wprost, nie ukrywali, że taki jest model ich postępowania wobec Niemiec czy szerzej, wobec partnerów zachodnioeuropejskich. Przecież dajemy wam korzystne warunki dla rozwoju waszych firm, a wy tylko musicie uznać, że tu są wasze interesy, ale tam, na wschód od Odry zaczyna się nasza strefa wpływów. Przyjęcie takiego układu może być w wymiarze ekonomicznym racjonalne, nie tylko na krótko, ale nawet w średnioterminowym zasięgu. Bo oczywiście długoterminowo nie jest to racjonalne, ponieważ Rosja jest systemem imperialnym, który opiera się na wykorzystaniu całej Europy i nie stawia sobie żadnych barier, nie zakłada żelaznej granicy wpływów, która kończy się jakimś limesem na granicy Niemiec, a dalej nie przejdzie. Rosja zawsze dąży do tego, żeby ostatecznie podporządkować sobie całą Europę. Dziś to wydaje się przedstawicielom elity zachodnioeuropejskiej kompletnie niemożliwe, nieracjonalne. Jak to, Rosja jest taka słaba, ma tyle razy mniejsze PKB od nas i tak dalej. Oni przecież nie są w stanie tego zrobić, to są mrzonki, jakieś rusofobie… Ale rzecz polega na tym, że samo proste przeliczanie PKB nie wystarczy i to już jakby zaczyna przebijać się do niemieckiej świadomości. PKB europejskie akurat nie rośnie specjalnie, a przede wszystkim jest wykorzystywane w taki sposób, który zapewnia dobrobyt głównie temu wybranemu domowi, elitom. Trochę mniejszy już niestety dobrobyt przypada zwykłym mieszkańcom Europy, a przede wszystkim nie zapewnia żadnych środków na obronę jej bezpieczeństwa. Europa jest całkowicie zależna od Stanów Zjednoczonych pod tym względem, co budzi furię owych elit europejskich i w dużej części mieszkańców. Zwłaszcza gdy jakiś bezczelny Amerykanin nam to wypomni, że za nasze bezpieczeństwo płaci amerykański podatnik. Czy to nie jest bezczelność, że Amerykanie zamiast nas chronić, zniknąć de facto z naszego horyzontu, ale jednak nas chronić, od czasu do czasu ośmielają się przypominać, że powinniśmy płacić za tę obronę? To jest wyzysk! Na tym wszystkim więc Putin buduje skuteczność swojego działania, opartego o tradycyjny system autokracji rosyjskiej, w której kluczowa jest mobilizacja tych szczupłych zasobów, bo Rosja nigdy nie miała wielkich zasobów i nigdy nie umiała ich zresztą w pełni rozwinąć. Ale te, które miała, wykorzystywała za pomocą systemu autokratycznego. W ten sposób Stalin był w stanie dokonać swoistej odgórnej modernizacji za cenę życia kilkunastu milionów ludzi na progu lat trzydziestych i stworzyć największą armię na świecie, z największą liczbą samolotów i czołgów. Większą niż wszystkie pozostałe państwa świata razem wzięte. Putin też inwestuje w coś, czym może szantażować skutecznie Zachód, czyli w siłę zbrojną, która, jeżeli Ameryka by się wycofała z Europy, może natychmiast zmusić ją do wszystkiego, do czegokolwiek Putin zechce, bo po prostu Europa nie będzie miała żadnych środków obrony. Czy Putin nie wykonuje w tej chwili podobnego manewru jak Stalin, to znaczy chce nie tylko dokonać pewnego skoku modernizacyjnego w dziedzinie zbrojeń, ale też w dziedzinie budowania nowego zmilitaryzowanego społeczeństwa?

 

Trwa bowiem od przedszkola przestawianie Rosjan na rzeczywistość wojenną, zlikwidowano ostatnie szczeliny wolności, media całkowicie wprzęgnięto w system propagandy. Mamy się bać naprawdę, czy to jest cały czas taki straszak dla Zachodu jak nieustanne powtarzanie o gotowości użycia broni atomowej?

To, o czym mówisz, jest przede wszystkim skierowane do wewnątrz, pełni funkcję wewnątrzpolityczną. Putin już dwudziesty piąty rok sprawuje władzę w Rosji i jest zainteresowany tym, żeby sprawować ją dożywotnio. Poza grą w stylu mafijnym, KGB-owskim, która umożliwia mu skuteczne eliminowanie wewnętrznych przeciwników, chodzi jednak o utrzymanie pewnego minimum popularności, poparcia w społeczeństwie. I wobec pewnych kłopotów wynikających ze zużycia tej popularności przy różnych okazjach, ten sposób mobilizacji poparcia, jakim jest wojna, wydaje się szczególnie efektywny. Więc myślę, że ten aspekt też jest ważny. Czy oznacza to przygotowanie do realnej wojny na wielką skalę – to zależy już od reakcji zewnętrznej. Rosja nigdy nie atakowała silniejszych, na to chcę zwrócić uwagę. To jest prosta lekcja historii. Rosja nigdy nie zaatakowała silniejszych od siebie. Rosja bywała atakowana przez silniejszych od siebie i wtedy podejmowała walkę, i w koalicji z innymi, co zapewniało jej przewagę, wygrywała wojnę i dokonywała ekspansji. Albo napadała na słabszych i zagarniała ich terytorium. Ale nigdy sama na silniejszych nie napadała. Więc jeżeli zostanie utrzymany system amerykańskiej gwarancji bezpieczeństwa…

 

Co wcale nie jest pewne, bo akurat teraz, gdy rozmawiamy, nie cichną spekulacje na temat wprowadzenia czegoś w rodzaju dwuszczeblowej struktury NATO, to znaczy ci, którzy płacą mniej niż dwa procent PKB na zbrojenia, mogą nie być objęci gwarancjami wynikającymi z artykułu piątego.

Nie wiem, czy to prawda, ale w każdym razie to na pewno niebezpieczna tendencja. Rozumiem to jako środek nacisku na taki kraj jak Niemcy, które zaoszczędziły te, powiedzmy, co najmniej pół biliona dolarów na tym, że Amerykanie gwarantują im bezpieczeństwo, a Niemcy nic nie płacą na obronę. Ale w każdym razie, gdyby utrzymany został artykuł piąty – amerykańska obecność militarna i gotowość amerykańskiego państwa do obrony pozycji Stanów Zjednoczonych w Europie, to myślę, że jesteśmy w miarę bezpieczni.

 

Docisnę jednak i zadam pytanie, które jest bardzo ważne dla potencjalnych czytelników tej książki: będzie wojna, o której wciąż się mówi, w ciągu kilku najbliższych lat?

Uważam, że w najbliższym czasie nie będzie wojny w Polsce, wojny przeciwko Polsce, bo o tym mówimy. Nie będzie bezpośredniej militarnej agresji. Oczywiście wiemy, że nawet obecność amerykańskich wojsk nie jest stuprocentową gwarancją, bo można ewakuować się tak szybko, a nawet panicznie, jak to zrobił Joe Biden z Afganistanu. Choć upieram się, że Afganistan jest jednak bez porównania mniej ważny niż Europa dla Stanów Zjednoczonych, więc takiej paraleli bym nie snuł. Chiny są drugim czynnikiem, niezwykle ważnym, który zwiększa nasze bezpieczeństwo. Stąd kapitalne znaczenie obu wizyt prezydenta Dudy w Chinach, zarówno tej pierwszej, przed wieloma laty, jak i tej drugiej, w 2024 roku. Nie chodzi mi o przecenianie personalnej dyplomacji, ale bardzo ważne jest, żeby utrzymywać takie kontakty z Chinami, które podtrzymają świadomość, że nie można pozwolić Rosji na ryzyko wojny globalnej. Chiny na pewno nie chcą wojny globalnej, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. I chyba żaden ze specjalistów nie wypowiada się w ten sposób, że Chiny dążą teraz do globalnej wojny. A więc prowokowanie przez Rosję wojny z NATO nie jest dobrym pomysłem z punktu widzenia Chin, a Rosja z Chinami musi się liczyć [...].

 

 

WIĘCEJ W KSIĄŻCE

 

*Fragment pochodzi z książki „W potrzasku historii i geografii” autorstwa Andrzeja Nowaka i Piotra Legutko, wydanej nakładem Wydawnictwa Esprit