Warto przytoczyć tutaj słowa samego Radosława Sikorskiego, który w przeprowadzonym przez Łukasza Warzechę wywiadzie w książce pt. „Strefa zdekomunizowana - Wywiad rzeka z Radosławem Sikorskim”, chwalił się powstrzymaniem akcji polskich służb specjalnych, które na zlecenie prezydenta RP miały uzyskać dla Polski głowice jądrowe:
„Trudno w to dzisiaj uwierzyć, ale chodziło o zakup głowic jądrowych. Pomysł wyszedł z kręgu pałacu prezydenckiego. Dowiedziałem się o nim w Helenowie, w ośrodku MON, od ministra Parysa, który wyjawił mi podczas spaceru, że rysuje się możliwość zakupu głowic jądrowych z obszaru byłego ZSRS, i zapytał, co o tym sądzę. Powiedziałem, że – po pierwsze – Polska jest sygnatariuszem Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Więc raz, że złamalibyśmy traktat, a dwa, że działanie takiej broni polega głównie na odstraszaniu, zatem przeciwnik musiałby wiedzieć, że ją mamy. A my przecież nie moglibyśmy się tym chwalić. Po drugie – że bzdurą są zapewnienia WSI, iż operacja nie niesie ze sobą żadnego ryzyka. Po trzecie – jeśli sprawa wyjdzie na jaw, to będzie to kompromitacja rządu i Polski. Po czwarte – mowa była o kilku głowicach taktycznych, które tak naprawdę nic by nam nie dały. Parę takich głowic może unicestwić najwyżej kilka dywizji. To nie jest siła wystarczająca, żeby naprawdę odstraszała albo pozwoliła nam skutecznie się bronić. Na dodatek służby proponowały, by najpierw wręczyć handlarzom pieniądze – około miliona dolarów – a potem przy pomocy komandosów te pieniądze odbić i mieć głowice za darmo. Jednym słowem, kompletne szaleństwo albo prowokacja. A nawet gdyby się udało, to wizja Lecha Wałęsy i Mieczysława Wachowskiego z palcami na guziku atomowym nie była zachęcająca. Fakt, ze plan nie został zrealizowany, zawdzięczamy dwóm osobom. Pierwszą był Jan Parys, od którego podpisu zależało wyłożenie pieniędzy na operację. On podpisu odmówił. Drugą osobą był Jan Paweł II. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nikt z nas nie może wpłynąć na prezydenta Wałęsę i wybić mu tego planu z głowy. Jedynym człowiekiem, który mógł tego dokonać, był Ojciec Święty. Akurat zostałem zaproszony na konferencję w college’u NATO w Rzymie. Tam za pośrednictwem ojca Hejmo skontaktowałem się z biskupem Stanisławem Dziwiszem. Zrelacjonowałem mu sprawę, po czym prawie natychmiast uzyskałem audiencję u papieża. Jan Paweł II już o sprawie wiedział, co dowodzi, że miał bardzo dobre źródła informacji. Po moim spotkaniu z Ojcem Świętym sprawa w ciągu tygodnia całkowicie ucichła”.
W tym miejscu należy zadać pytanie w czyim interesie było zablokowanie zabiegów polskiego państwa o pozyskanie głowic jądrowych, bo nie ma tu chyba wątpliwości, że nie w polskim. Posiadanie nawet kilku głowic jądrowych, które w razie ataku Rosji na Polskę mogłyby zostać użyte przeciwko Moskwie i Petersburgowi, całkowicie zmieniłoby przecież nasze szanse w konfrontacji z Federacją Rosyjską. Być może całkowicie wyeliminowałoby ryzyko wojny konwencjonalnej między naszymi państwami, a tym samym ryzyko jakiejkolwiek wojny pomiędzy Polską a Rosją.
Jeśli chodzi o „chwalenie się posiadaniem” broni jądrowej, to przecież moglibyśmy stosować w tym aspekcie doktrynę izraelską. Izrael posiada arsenał nuklearny, do którego oficjalnie się nie przyznaje, a jednak każdy z jego adwersarzy wie, że jest to państwo atomowe, które przyparte do muru może w ostateczności użyć broni jądrowej. Podobnie mogłoby być w naszym przypadku. Świadomość, iż nasze państwo posiada głowice jądrowe mogłaby być dla Rosji wystarczającym czynnikiem odstraszania, który zniechęciłby jej kierownictwo do snucia planów agresji na nasz kraj. Byłoby to bowiem dla Rosji zbyt ryzykowne, a tym samym nieopłacalne.