Po nocnym nalocie rosyjskich dronów pojawiły się wątpliwości co do reakcji Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Do mieszkańców miejscowości, nad którymi pojawiły się wrogie bezzałogowce, dopiero rano dotarły alerty bezpieczeństwa. W wyjątkowo zaskakujący sposób wyjaśnić to postanowiła rzeczniczka resortu spraw wewnętrznych i administracji.
- „Pierwszy alert RCB pojawił się przed godziną 7.00. Ostatni dron został zneutralizowany o 6.30. Alerty powinny ostrzegać. RCB tłumaczy, że wojsko zdecydowało, że będzie podawać informacje do mediów. Pani mówi, że alerty nie trafiły do odbiorców by nie siać paniki. Jednak od godzin nocnych, na mediach spoczęło informowanie o tym, co dzieje się w polskiej przestrzeni powietrznej. RCB sprawia wrażenie, jakby obudziło się dopiero o 7.00. Dlaczego?”
- zapytał jeden z dziennikarzy w czasie konferencji prasowej.
- „Zawsze komunikat RCB jest w takim przypadku wydawany, gdyby było zagrożenie życia i zdrowia. Proszę sobie wyobrazić, że wysyłamy komunikaty do mieszkańców o godz. 2 czy 3 w nocy. Czy pan się zastanowił, jaka mogłaby być reakcja połowy społeczeństwa? Gdzie nie było konieczności ucieczki, ewakuacji, wychodzenia z domu. Myślę, że taki komunikat u części obywateli Polski spowodowałby kompletną panikę i reakcje na wyrost, pod wpływem emocji”
- odpowiedziała Karolina Gałecka.
Dalej rzeczniczka odpowiadającego za bezpieczeństwo Polaków resortu stwierdziła, że gdyby sama otrzymała taki alert, zastanawiałaby się… nad ucieczką z kraju.
- „Ja, szczerze mówiąc, gdybym dostała taką komunikację, to pomyślałabym sobie, że muszę pakować dzieci, brać samochód i uciekać z kraju”
- przyznała.
To jest jedna z najbardziej niefortunnych wypowiedzi, jakie słyszałem. Karolina Gałecka, rzeczniczka Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, powiedziała, że gdyby dostała alert RCB to uciekłaby z Polski.
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) September 10, 2025
Niebywałe. pic.twitter.com/os8aLcSCME