M10 Booker miał być lekkim czołgiem wsparcia ogniowego dla sił powietrznodesantowych. Projekt rozwijany przez General Dynamics Land Systems w założeniu miał odpowiadać na luki w mobilności i ogniu amerykańskich sił lądowych. Niestety – rzeczywistość brutalnie zweryfikowała plany.
Zamiast lekkiego wozu do przerzucania drogą powietrzną, powstała ciężka hybryda, której nie da się łatwo transportować. Zamiast dwóch pojazdów na pokładzie C-17 Globemaster, zmieści się tylko jeden. Choć uzbrojony w działo 105 mm i nowoczesną optykę, M10 Booker nie dorównuje czołgom Abrams pod względem siły ognia i zaawansowania technologicznego.
Dlatego amerykańscy wojskowi ochrzcili projekt szyderczym mianem „Gwiazdy Śmierci” – nie z powodu jego skuteczności, ale z uwagi na długi, kosztowny i niespójny proces projektowy.
Dla sił ukraińskich M10 Bookery mogą być bezpieczną okazją – Amerykanie pozbędą się kosztownego problemu, a Ukraińcy otrzymają realne wzmocnienie.
Jak podkreśla The Drive, pojazdy nie są tak zaawansowane jak Abramsy, ale ich celność, mobilność i stosunkowo łatwa obsługa sprawiają, że mogą się sprawdzić w warunkach wojny pozycyjnej i miejskich starć, zwłaszcza w obronie wschodnich i południowych aglomeracji Ukrainy.
Co ważne – maszyny są gotowe do wysyłki od zaraz. Nie trzeba żadnych dodatkowych nakładów ani zakupów – sprzęt już istnieje i leży w magazynach.
Choć administracja Donalda Trumpa deklarowała bardziej ostrożne podejście do pomocy wojskowej dla Ukrainy, taki gest – szybki, tani i praktyczny – może pokazać, że Waszyngton zamierza nadal realnie wspierać Kijów.