Tomasz Wandas, Fronda.pl: Co sądzi Pan o dymisji Johna Boltona? Pojawiają się opinie, że Trump szukał kozła ofiarnego za serię własnych porażek dyplomatycznych, czyli eskalację napięcia z Iranem i Koreą Północną, patową sytuację w wojnie handlowej z Chinami i gniew europejskich liderów, którzy czują się zdradzeni przez Amerykę. Czy mogą być one zasadne?

Andrzej Talaga, „Rzeczpospolita”: Niezupełnie, Ameryka prowadzi zbyt niezależną od całego świata politykę by te czynniki (opinie zewnętrzne) zdecydowały o sprawie. Zdaje się, że jest to zupełnie coś innego. 

A mianowicie?

Trump prowadzi politykę elastyczną, raz jest otwarty, szuka porozumienia, a innym razem jest bardzo twardy. Czasem wydaje się, że szuka porozumienia z Koreą Północną, Iranem, Rosją, a jednocześnie wykonuje ruchy twardego republikańskiego polityka. Natomiast Bolton taki nie był, miał jednoznaczne, twarde poglądy, pasował do Trumpa z tego powodu, że głosił hasło iż Ameryka powinna działać unilateralnie a nie w związkach wielonarodowych, nie w paktach, sama powinna być strażnikiem ładu i porządku na świecie. Druga rzecz, jeżeli pojawiali się tak zwani bandyci międzynarodowi tacy jak Iran, Korea czy Rosja, to Bolton był zwolennikiem twardej polityki wobec nich, nie popierał tu szukania kompromisów. Trump też taki był, ale zmienia on politykę (nie poglądy) i szuka miejsca, gdzie może odnieść sukces. Raz jest to bycie bardziej twardym raz bycie koncyliacyjnym, gdzie mu się uda, tam „odtrąbi" sukces. Bolton był człowiekiem zasad, był za mało elastyczny żeby wytrzymać z Trumpem, zapewne z powodów politycznych ale i osobistych. 

To znaczy?

Obaj panowie lubią uzewnętrzniać to co myślą, z pewnością bardzo często się kłócili. Szkoda Boltona, bo był to człowiek, który cenił Polskę jako element bezpieczeństwa amerykańskiego w Europie, był zwolennikiem silnej obecności amerykańskiej w Polsce. Bez niego oczywiście to nie przepadło, ale w Waszyngtonie będzie o jednego obrońcę mniej poglądów korzystnych dla Polski. 

Czy Pana zdaniem doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton był w Waszyngtonie naszym najważniejszym sojusznikiem w staraniach o budowę Fortu Trump? Jeśli tak, to jakie konsekwencje będzie miała jego dymisja dla Polski? Dla relacji polsko-amerykańskich w kwestii naszego bezpieczeństwa?

Bez przesady, nie był on jedynym zwolennikiem tak zwanego „Fort Trump”, który polegać ma na przegrupowaniu żołnierzy do różnych baz amerykańskich w Polsce, nie do jednej bazy. Bolton rzeczywiście był zwolennikiem takiego ruchu, natomiast, jego największym przeciwnikiem nie są konkretni politycy, co budżet Pentagonu, który jest przeznaczany w pewnym procencie na budowę muru z Meksykiem. Pamiętajmy, że obecność amerykańska w Polsce nie jest wpisana na stałe w ich finansowanie, nie jest wpisana na stałe do budżetu Pentagonu, jest to odnawiane corocznie. Teraz ta suma będzie mniejsza, i to znacząco mniejsza, (o 700 mld dolarów), tu jest główne zagrożenie, a nie w dymisji Boltona. 

Czy jego odejście otworzy drogę do porozumienia prezydenta USA z Władimirem Putinem?

Jeżeli ma takie plany, to dymisja Boltona, który był temu przeciwny z pewnością mu to ułatwi. Stąd dla Polski jest to niekorzystna decyzja. Nie wiemy czy Trump ma takie plany czy nie, a jeśli ma, to za jaką cenę może zdecydować się na taki ruch. 

O dymisji Boltona w Warszawie dowiedziano się z mediów choć był on nad Wisłą jeszcze kilka dni temu. To pewnie uświadomiło polskim władzom, jak niestabilna może być strategia Trumpa. Stąd pojawia się pytanie czy w razie wygranej PiS w październikowych wyborach, nie przyjdzie czas na reorientację w jakimś stopniu naszej polityki zagranicznej? Czy taka reorientacja będzie potrzebna?

Pytanie tylko na kogo? My nie mamy na kogo się reorientować. Politycznie i gospodarczo możemy, gdyż gospodarczo dużo bardziej jesteśmy związani z Niemcami, z Unią Europejską niż z Ameryką. Można by było reorientować się na Niemcy, ale tam jest bardzo duży problem w postaci braku siły militarnej. Polska dopiero przebudowuje armię i przy optymistycznych założeniach potrzebujemy od dziesięciu do piętnastu lat by osiągnąć cel.

Jak jest obecnie?

W chwili obecnej, by móc stawić czoło Rosjanom, siłą rzeczy potrzebujemy najsilniejszej armii na świecie, by stała po naszej stronie. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo Polski, to nie ma się na co reorientować - jest to pogląd zupełnie wyssany z palca. Politycznie można próbować się przeorientowywać, w sensie balansowania czyli mieć przyjaciół w państwach Europy Zachodniej i USA, gospodarczo mieć sojusznika w Niemczech, militarnie w Ameryce. Nie zawsze się to udaje, natomiast, przy inteligentnej dyplomacji można próbować. Reorientacja o której pan mówi jest niewyobrażalna - reorientacja na Rosję byłaby po prostu zdradą. 

Jeśli nie mamy na kogo się reorientować, to co jeśli Trump postanowi porozumieć się z Putinem? Czy nie warto zakładać takiego scenariusza? 

Istotne jest to, czyim uczyniłby to kosztem, bo koszty zawsze ponoszą mali. Wydaje mi się, że przy obecnej sytuacji nie stanie się to kosztem Polski.

Skąd ta pewność?

Z różnych powodów, choćby dlatego, że Polska jest atrakcyjnym partnerem pod względem gospodarczym i militarnym dla państw zachodnich. Mogłoby to zatem stać się kosztem Ukrainy czy Gruzji, co jest dla Polski bardzo niekorzystne. Nie budowałbym tu zbyt negatywnego scenariusza, gdyby Trump porozumiał się z Putinem, to dogadanie się nie będzie miało charakteru generalnego, tylko konkretny, albo będzie to blok antychiński, albo blok bliskowschodni. Trump chce wycofać się z Bliskiego Wschodu a Rosja jest czynnikiem destabilizującym tamten region, gdyby powstrzymała ona swoje apetyty, to Amerykanie mogliby poluzować tam swoją obecność, co rozwiązałoby Trumpowi ręce. 

Dziękuję za rozmowę.