Marta Brzezińska-Waleszczyk: Fronda.pl podała wczoraj informację o „płaczących” ikonach w Rosji i na Ukrainie. News spotkał się z ogromnym zainteresowaniem – cytowała go większość portali informacyjnych, a przecież tego typu znaki to żadna nowość. W Polsce też czasem „płaczą” figury albo obrazy. Skąd takie zainteresowanie tego typu znakami?

Marcin Radomski OFM Cap: Zjawiska, które są nienaturalne zawsze wywołują emocjonalne reakcje. Sytuacja, z którą obecnie mamy do czynienia w kontekście Rosji i Ukrainy to cały zestaw wydarzeń emocjonalnych. Pojawia się pytanie, czy te „płaczące” ikony są z tymi zjawiskami związane. Dla osoby wierzącej pełnia objawienia jest w Jezusie Chrystusie. Poza tym nie potrzebujemy nic więcej. Wszystkie inne rzeczy, zjawiska, znaki dzieją się po to, aby przypomnieć człowiekowi o pewnych sprawach. To może być pewnego rodzaju „ściągawka” od Pana Boga, aby przypomnieć sobie pewne rzeczy przed ostatecznym egzaminem, którym jest po prostu Paruzja. Dla człowieka wierzącego spotkanie z Chrystusem, Paruzja, jest wydarzeniem, na które oczekuje. Pierwsi chrześcijanie modlili się o Paruzję, czyli powtórne przyjście Jezusa. Dlaczego? Pełnią szczęścia jest przebywanie w wieczności z Bogiem, który mnie kocha i daje mi wszystko, co najlepsze. Naturalną reakcją człowieka jest więc pragnienie przebywania z Nim jak najdłużej. Wieczność jest najlepszą definicją spełnienia tego przebywania z kimś jak najdłużej. Człowiekowi wiary dodatkowe znaki nie są potrzebne.

A może takie znaki wywołują zainteresowanie przede wszystkim tych, którzy boją się końca świata?

Trzeba jasno powiedzieć, że koniec świata jest związany z Paruzją. Końca świata i Paruzji boją się ci wszyscy, którzy żyją w grzechu, nie są w stanie łaski uświęcającej. Paruzja i koniec świata napawa ich lękiem, ponieważ dla nich spotkanie z Chrystusem jest spotkaniem z Tym, który będzie sądził. Spotkają się z Panem Bogiem, który jest Sędzią, ale nie dlatego, że On ich osądzi, a dlatego, że to oni dokonali takiego wyboru, który odrzuca Boga miłości i miłosierdzia. To jest prawdziwy dramat. 

Jaka zatem powinna być postawa katolika wobec tego typu znaków? 

Do „płaczących” figur, ikon i tego typu znaków należy podchodzić ze spokojem. Każdy może je interpretować na własny sposób. Można powiedzieć, że ikony „płaczą”, bo źle się dzieje na Ukrainie, w związku z tym, należy coś zrobić. Z drugiej strony, można powiedzieć, że ikony „płaczą”, bo Rosjanie coś robią. Interpretacja pozostaje tu dość niebezpiecznym elementem. Jak więc interpretować to zjawisko? Co mogą oznaczać „płaczące” ikony? Pojawia się jeszcze jedno pytanie, czy to zjawisko nie jest związane z działaniem złego ducha, który także może wykorzystywać znaki, by wprowadzić w człowieku zamęt i strach. Należy zadać sobie pytanie, jakie odczucia ten znak budzi w człowieku. Jeżeli nadzieję – to w porządku, ale jeżeli lęk i strach – to znowu należy zapytać, dlaczego? 

A znak, którego źródłem jest Dobro, nie może budzić lęku? Przecież w obecnej sytuacji geopolitycznej Ukrainy, która sama w sobie rodzi niepokój, taki znak może być tylko spotęgowaniem tego strachu. Czy można zatem uznać, że jest to pewnego rodzaju forma wezwania do nawrócenia? 

Tylko kto mógłby potwierdzić, że źródło pochodzenia tych znaków jest dobre? Nie ma takiego kogoś, nikt nie może tego zrobić. Taki znak pozostawia bardzo wiele możliwości interpretacji i dlatego jest niebezpieczny, bo nie jest do końca jasnym i wyraźnym znakiem. Z pomocą zawsze przychodzi nauczycielski urząd Kościoła, który wyjaśnia różne sytuacje, a jak na razie nie nikt z przedstawicieli Kościoła nie zabrał głosu w sprawie tych znaków. Ludzie szukają więc wyjaśnienia na własną rękę. Jeżeli znak jest związany z obecną sytuacją i pewnym niebezpieczeństwem i budzi w nas lęk, to jest to przede wszystkim wezwanie do osobistego nawrócenia, tak aby nie bać się śmierci. Lęk związany jest z fundamentalnym lękiem przed śmiercią, a boimy się śmierci tylko wtedy, kiedy żyjemy w grzechu, nie mamy pełnego życia łaski.

Katolik chyba nie powinien specjalnie przejmować się znakami, wieszczącymi Apokalipsę, bo ona ma być gotów na koniec świata właściwie w każdej chwili.

Człowiek wierzący, chrześcijanin nie ma potrzeby żadnego znaku, bo tym znakiem jest Jezus Chrystus. Jeżeli jestem człowiekiem wiary, to każdego dnia mam być przygotowywany na moją osobistą Paruzję, czyli na spotkanie z Chrystusem, które dokonuje się po śmierci. Kto mi zagwarantuje, że dziś nie umrę? Kto Tobie zagwarantuje, że dziś nie umrzesz? Możesz prowadzić dostatnie życie w świecie, w którym podpisano sto tysięcy traktatów pokojowych, a wszystkie państwa zostały rozbrojone, a dalej pozostanie fundamentalna kwestia związana ze śmiercią. Śmierć zawsze pozostanie rzeczywistością, która będzie dotykać każdego z nas. Chodzi więc o fundamentalne doświadczenie spotkania z Panem Bogiem i gruntowne przepracowanie lęku, który jest w nas. 

Płaczące” ikony mogę też mieć wymiar społeczno-polityczny? 

Tak, ale trudno jest mi sobie wyobrazić, aby Pan Bóg zajął teraz czyjąś stronę społeczno-polityczną. Miałby wprowadzić jakieś moralne sankcje? Pan Bóg jest Bogiem miłości i miłosierdzia dla każdego, nawet dla Władimira Putina. Trzeba to jasno powiedzieć – Pan Bóg kocha także Putina. W tym całym zamieszaniu chodzi także o duszę Putina i jego życie wieczne. To jest ważne, a jednocześnie trudne spojrzenie na sytuację, bo nam włącza się bardzo doczesny system. Lęk jest w nas silny. To dobrze, że chcemy walczyć o dobro. To, co robi Wschód i jak to na reaguje Zachód jest dramatyczne, bo obnaża całkowitą bezradność Zachodu, który wystawia się na kpinę. Człowiek ma prawo lękać się o pewne rzeczy, ale ten lęk musi być przepracowany. Mam działać tak, jak działa człowiek wiary – nie rozniecać w sobie nienawiści, ale jednocześnie szukać sprawiedliwości. To bardzo trudne. 

Może zatem „płaczące” ikony to znak dla niewierzących albo zagubionych? Znak wzywający do nawrócenia i przypominający o końcu świata? 

Być może,ale na znaki należy patrzeć tylko wtedy, kiedy są one znakami prawdziwymi i mamy co do tego absolutną pewność. To trochę tak, jak ze znakami drogowymi, które stawiają odpowiednie urzędy. Gdybym ja postawił znak na autostradzie, ograniczający prędkość do 50 km/h, to czy ten znak będzie obowiązywał?

Oczywiście, że nie. 

Będzie fałszywym znakiem. A ludzie będą się do niego stosować czy nie?

Jeśli nie będą wiedzieli, że postawił go zakonnik i uznają go za prawdziwy, to pewnie będą zwalniać.

Dlatego potrzebne jest potwierdzenie źródła pochodzenia jakiegokolwiek znaku. Pewność, czy mamy do czynienia z prawdziwym znakiem. Dopiero wtedy możemy wchodzić w interpretację danego. To bardzo delikatna sprawa, do której Kościół zawsze podchodzi ostrożnie. Trudno jednoznacznie zinterpretować znak. Zinterpretować to znaczy nadać pewien kierunek. Gdyby Kościół zinterpretował ten znak w jednym kierunku, a Cerkiew w drugim, to co wtedy? Najlepiej kierować się tym, co jest fundamentem dla przeżywania relacji, katolicką nauką społeczną, a przede wszystkim patrzeć na poziomie naturalnej sprawiedliwości w relacji z człowiekiem. Wiemy przecież, że obecna sytuacja na Ukrainie nie jest normalna. 

Jaką postawę powinien wobec niej przyjąć katolik? Mówił Brat o miłosierdziu dla Putina, a ja mam takie spostrzeżenie, że modlimy się tylko i wyłącznie za Ukrainę. Episkopat wzywa do modlitwy za Ukrainę, księża na portalach społecznościowych organizują akcje modlitewne, ale jakoś nie zauważyłam żadnego wezwania do modlitwy za nawrócenie Putina...

Właśnie! A przecież dopóki Putin żyje to jest człowiekiem, który ma taką samą szansę na zbawienie i miłosierdzie, jak każdy inny. Jeżeli modlimy się o pokój na Ukrainie, to naszą modlitwą powinniśmy także uderzać w źródło tej niebezpiecznej sytuacji. Trzeba modlić się o miłosierdzie dla Putina, o jego opamiętanie... Otaczamy modlitwą tych, których atakuje prezydent Rosji, a Putin jest w tym momencie nie tylko bezbronny, ale nawet wystawiony na działanie złego ducha. A może wypadałoby zewrzeć szyki i skierować potężną siłę duchową właśnie w stronę jego osoby, aby uderzyć w zło, które na niego oddziałuje? To jest moc chrześcijaństwa – Pan Jezus modlił się za swoich prześladowców. Wiem, że wezwanie do modlitwy za Putina może wywołać skandal, ale może taką właśnie należy opracować strategię. Na Putina oddziałuje siła złego ducha, przecież złe czyny nie pochodzą od dobrego. Może należałoby podjąć post w jego intencji? Pościmy za Ukrainę, bo tam cierpią ludzie, więc pewnie zaraz ktoś się oburzy, jak można pościć za Putina. Ale to jest właśnie sens chrześcijaństwa – modlić się za prześladowców. Przecież my nic nie robimy w tej sprawie, a można działać – choćby przez podjęcie postu za Putina. Ten rodzaj złego ducha można wyrzucić tylko modlitwą i postem.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk

*Portal Fronda.pl gorąco zachęca naszych Czytelników do włączenia się w akcję modlitewną w intencji Władimira Putina. Jeśli ktoś ma taką możliwość, to zachęcamy do podjęcia postu w intencji nawrócenia prezydenta Rosji. Jeśli naszą modlitwą otaczamy od kilkunastu tygodni Ukrainę, to nie zapomnijmy objąć nią także tego, który poprzez swoje decyzje ma bardzo silny wpływ na to, co dzieje się w tym kraju...