Trzeba zaznaczyć, że zanim doszło do wspomnianej powyżej defenestracji, niektórzy Maltańczycy byli nawet zadowoleni z nadejścia Francuzów. Jednak po trzech miesiącach ich pobytu, wybuchło przeciw nim powstanie. Ludzie mieli dość poniżania. Nie mieli zamiaru świętować zdobycia Bastylii ani cieszyć się sadzonymi przez nich drzewkami wolności. Poza tym, podniesiono podatki, biedni nie otrzymywali od Francuzów żadnej pomocy, a Bank Maltański został przez nich ograbiony. O stosunku Napoleona do Kościoła chyba nie trzeba zbytnio wspominać. Zakon maltański opuścił wyspę wraz z inkwizytorem. Masowo grabiono kościoły ze złota i srebra, aby spieniężyć, co się da. Maltańczycy nie mogli tolerować bezczeszczenia kościołów. Powstanie rozprzestrzeniło się z Mdiny i Rabatu na kolejną wyspę należącą do Malty: Gozo. Przyłączyli się do niego maltańscy przedstawiciele władzy i księża. Warto dodać, że podobnie do głośnej ostatnio rewolty meksykańskiej przeciwko masońsko-socjalistycznym rządom Callesa, powstanie na Malcie również miało swoich męczenników. Jednym z nich był ksiądz Dun Mikiel Xerri. Ostatecznie Malta pozbyła się francuskich barbarzyńców, ale od 1800 r. wpadła w ręce Brytyjczyków.

Malta nie dla staurofobów

Powstań i bohaterskich walk Maltańczyków było wiele. I to nie jedyny powód, dla którego uwielbiam ich kraj i ciągle chcę do niego wracać. Nawet w stolicy człowiek czuje się bezpiecznie i może spokojnie odpocząć, nie obawiając się, że zza rogu wyskoczy gdzieś jakiś diabeł z plastikowym penisem w ręku, albo diablica reklamująca na ulicy prezerwatywy. Z dużo większym prawdopodobieństwem można tam spotkać księdza lub zakonnicę, a już naprawdę pewne jest, że ma się wokoło wiele przyjaznych dusz. Co ciekawe, według moich maltańskich rozmówców, w języku maltańskim nie istnieje specjalne pozdrowienie osób duchownych, odpowiednik polskich: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” czy „Szczęść Boże”. Religia jest za to obecna wszędzie.

Piękny obraz Maryi wita na samym lotnisku, obok znaku, gdzie należy się kierować, aby odnaleźć lotniskową kaplicę. Wiele samochodów Maltańczyków zdobią różańce i krzyże. W sklepach wiszą święte obrazy. Piękny obraz Jezusa zdobi bar o nazwie „Vanguard Club” na ulicy św. Łucji. Krzyż wisi nawet w biurze turystycznym znajdującym się w budynku ministerstwa turystyki. Na rogu ulicy często stoi święta figura, ołtarzyk, a w pobliżu piękny kościół. To malutkie państwo z liczbą ludności na poziomie ponad 400 tys. i powierzchnią 316 km² ma ich ponad 300. Wszystkie te religijne symbole muszą odstraszać antyklerykałów, którzy mają antykrzyżową fobię zwaną fachowo staurofobią. Objawia się ona napadami niepokoju, nawet paniki, poceniem, suchością, zaburzoną  artykulacją. Celowo o tym wspominam w trosce o zdrowie niektórych polskich polityków. Jak twierdzą moi rozmówcy, na Malcie nie ma żadnego agresywnego ruchu antyklerykalnego, choć z powodu niesnasek z zakonem joannitów i pretensji wobec Kościoła mógłby przecież zaistnieć (liczne nieruchomości kościelne).

Czas na klaunów

Są też niestety powody do smutku. Niedawne wybory wygrali socjaliści, po 25 latach zmieniając za sterem nacjonalistów. Prawica dostała prawdziwego łupnia (przegrywając 40% do 55%), z czego wynika, że masa katolików głosowała na socjalistów. Według jednego z liderów prawicy, Simona Busuttila, była to cena za ich sprzeciw wobec legalizacji rozwodów, którą ostatecznie wprowadzono. Sytuacja polityczna Malty jest dosyć ciekawa, pokazująca, że Maltańczycy w zasadzie nie lubią zmian. Istnieje tam w zasadzie system dwupartyjny: Partia Narodowa (Partit Nazzjonalista: PN), czyli chrześcijańscy demokraci i Partia Pracy (Partit Laburista: PL) czyli lewica (socjaldemokraci). Trzecim teoretycznym graczem są zieloni, nie mający jednak żadnego politycznego znaczenia.

Po wyborach 9 marca 2013 r., premierem został młody (nie ma nawet 40-tki) Joseph Muscat, niegdyś dziennikarz i przeciwnik wejścia Malty do Unii, który później dostał się do Parlamentu Europejskiego. Jego sloganami wyborczymi były: „Malta dla wszystkich” i „Możesz się z nami nie zgadzać, ale możesz z nami pracować”. Ponieważ obecnie Malta usłana jest siedzibami Partii Pracy, hasło można interpretować w ten sposób, że chodziło o pracę dla wszystkich socjalistów z jego partii. W czasie kampanii socjaliści obiecali tablety dla dzieci od 4 klasy w ramach walki z analfabetyzmem. Nie zdziwię się, jeśli pomysł ten podchwyci jakaś polska partia, z lewa lub prawa.

Jak czytamy w „Times of Malta”, odchodząca prawica, chrześcijańscy demokraci nie oddali władzy w dobrym stylu. Powynosili z biur, co się da, „pozbawiając nową administrację gładkiego przejęcia”, opróżniając szuflady, biurka i szafki (chyba wzięli ten pomysł od administracji Clintona, które w podobny sposób oczyściła Biały Dom). Co gorsza- jak napisał jeden z czytelników tej gazety, w biurze premiera ktoś złośliwie zostawił numer tygodnika „The Economist” z początku marca z napisem na okładce: „Send In The Clowns” z „oczywiście pogardliwym przekazem” (w rzeczywistości odnoszącym się do włoskiej polityki). Nie wiedziałam, że Maltańczycy mają takie duże poczucie humoru.

Lewicowa prawica?

W krajowym dzienniku „Times of Malta”, kiedyś uznawanym za centroprawicowy, a dziś chyba bardziej za prorządowy, czytamy również o kampaniach o przywództwo przegranej partii (4 maja ma być wybrany jej lider). Wśród kandydatów jest wspomniany wcześniej Simon Busuttil, 44-letni były członek Parlamentu Europejskiego, który kierował partią po Tonym Borgu, obecnym komisarzu europejskim ds. zdrowia, zwolenniku zapisania zakazu aborcyjnego w konstytucji Malty. Jest też Francis Zammit Dimech, były minister spraw zagranicznych, 58-letni prawnik, czy biznesmen Raymond Bugeja. Dwaj pierwsi właściwie mówią to samo. Busuttil chce czegoś „radykalnego”, a mianowicie przetworzenia partii w „partię ludową” (people’s party), aby „być bliżej ludzi, którzy mają „identyfikować się z partią”. Do innych zadań partii ma należeć „znalezienie odpowiedzi na zmieniające się dzisiejsze społeczeństwo”. Busuttil określa się jako centrysta, ceniący sobie „kooperację i kompromis” Parlamentu Europejskiego.

To bardzo złe znaki (nie tylko z powodu artykułowanych banałów), przywołujące na myśl dyskurs amerykańskich republikanów (czy ich brytyjskich odpowiedników). Wygląda na to, że z takim przywódcą prawica maltańska może spokojnie oficjalnie połączyć się z socjalistami. Busuttil wspominał również, że Partia Narodowa „poszła o krok dalej od socjalistów w kwestii praw gejów proponując w programie wyborczym, żeby równość była chroniona w konstytucji”. Odniósł się również do roli kobiet (ma być ich więcej w strukturach partyjnych) i problemów finansowych partii. Zaproponował rozdzielenie jej politycznych struktur od komercyjnych, aby umożliwić oddzielne rozprawienie się z problemami (pracownicy Partii Narodowej nie otrzymali wynagrodzenia w marcu tego roku).  Jego kontrkandydat, Dimech uważa, że członkowstwo partyjne ma odzwierciedlać maltańskie społeczeństwo, być jego „zdjęciem rentgenowskim”. Zarówno Busuttil, jak i Dimech mówią o odpowiedzialności, reorganizacji, transparencji. Kolejne puste słowa.

Maltańskie urzędy 

Tymczasem rządzący socjaliści już zapowiedzieli walkę z biedą i wykluczeniem społecznym oraz szerokie konsultacje z różnymi związkami zawodowymi. Co ciekawe, starsi i niedołężni mieszkańcy stolicy mają dość specyficzne problemy, które rozwiązali w ciekawy sposób. Lokatorzy starych, często XVII- czy XVIII-wiecznych budynków z powodu szczególnie stromych czy spiralnych schodów nie są w stanie wychodzić po zakupy, dlatego spuszczają z okna wiklinowe kosze, które wypełniane są dla nich papierosami czy innymi potrzebnymi sprawunkami w ramach specjalnej usługi. Socjaliści chcą się za to zająć innymi sprawami. I mają do tego ciekawie brzmiące urzędy. Minister solidarności społecznej Marie-Louise Coleiro Preca obiecała stworzenie komitetu badającego jakość świadczeń społecznych, oferowanych zarówno przez państwo, jak i organizacje pozarządowe. Chodzi między innymi o Meals on Wheels - posiłki dowożone do ludzi starszych, którzy ukończyli 61 lat, bez względu na posiadane dochody- kolejny pomysł, który pewnie spodobałby się jakiejś polskiej partii. Wśród innych, kontrolowanych przez państwo świadczeń ma być również pomoc domowa czy jakość usług domów starców, z których największym na Malcie jest St. Vincent de Paul. Emerytury mają być podwyższone do 60% przeciętnego wynagrodzenia, a nielegalne wyciąganie świadczeń ukrócone.

Kolejny o ciekawie brzmiącej nazwie urzędnik - sekretarz rolnictwa, rybołówstwa i ...praw zwierząt chce poprawić funkcjonowanie rynku rybnego, warzyw, „aby nie tylko zagwarantować uczciwe zyski (ciekawe, jak je zdefiniuje) rybakom i rolnikom, ale również zapewnić, że obchodzenie się z produktami będzie zgodne ze standardami Unii Europejskiej”. Być może to jakaś aluzja do maltańskich produktów wołowych, w których znalazły się wieprzowina i kurczak, o czym informowały gazety. Wygląda na to, że kreatywni producenci dbający o różnorodność mięsną klientów nie są w Unii doceniani. Takie napiętnowane przypadki odnotowano w różnych krajach Unii. Na Malcie znalazła się podobno również trefna wołowina z Włoch zawierająca koninę. Podobne przypadki tej kreatywności mięsnej miały miejsce w Irlandii i Wielkiej Brytanii. Nieszczęśliwie, wołowinę z wieprzowiną zjedli więźniowie wiary muzułmańskiej, co dodatkowo rodzi problemy natury religijnej. A jak już pozostajemy w kręgu produktów spożywczych, należy pochwalić Maltę za ich maltański likier bajtra z owoców kaktusa. Oby zawsze był taki, jaki jest.

Czy Malta będzie następna?

Maltę trzeba również szczególnie docenić za jedne z najlepszych praw antyaborcyjnych. Moi rozmówcy, którzy zresztą głosowali na socjalistów, zgodnie uważają, że nie zmienią oni tego prawa. Też mam taką nadzieję. Dobrze byłoby jeszcze, żeby nie doprowadzili państwa do bankructwa.

A sprawa jest jak najbardziej na rzeczy. Malta z uwagą obserwuje sytuację na Cyprze. Jak czytamy w CIA Factbook, to najmniejsza gospodarka UE, produkująca tylko 20% konsumowanych przez siebie dóbr. Importuje najwięcej z położonych najbliżej Włoch, Francji, także Wielkiej Brytanii, a dopiero potem Niemiec. Warto przy okazji przypomnieć, że za czasów Kaddafiego, Partia Pracy utrzymywała bardzo dobre relacje z Libią, dzięki którym otrzymywała od niej ropę po cenie konkurencyjnej.

Krajowi bankierzy zapewniają, że Malta to nie Grecja i że nie ma kryzysu w sektorze finansowym. W „Times of Malta” czytamy, że kryzys cypryjski nie odbił się w ogóle na Malcie, co ma dowodzić diametralnych różnic pomiędzy tymi wyspami na Morzu Śródziemnym. Maltański model ma być zdywersyfikowany i silny, bo przynoszący zyski. Josef Bonnici z Banku Centralnego Malty wyjaśnia, że w kraju działają trzy typy banków. Pięć lokalnych świadczy usługi Maltańczykom przyjmując ich depozyty i ostrożnie przyznając pożyczki. Według niego, te banki są dobrze dokapitalizowane. Drugi typ to również krajowe banki, które jednak świadczą ograniczone usługi mieszkańcom. Trzeci to banki międzynarodowe, które nie są związane ze stanem krajowej gospodarki. W artykule nie wymieniono niestety jakie to „międzynarodowe” banki. Bonnici zapewnia, że sytuacja jest codziennie monitorowana, co prawdopodobnie samo w sobie nie napawa optymizmem. Jak zapewnia, Malta ma ograniczone związki z Cyprem, Włochami, Hiszpanią i Portugalią (czyli krajami grawitującymi na krawędzi bankructwa). Większe z Anglią, Francją, Australią, Niemcami czy USA. Nie trzeba mieć szczególnie wyczulonego zmysłu obserwacyjnego żeby zauważyć, że podobne zapewnienia o braku kryzysu padały z ust ekspertów w Portugalii, Irlandii, Grecji, Hiszpanii, czy Włoch. I padają w Polsce.

Choć wygląda na to, że Malta jest w lepszej sytuacji niż Cypr, chociażby ze względu na powiązania z Wielką Brytanią, będącą poza strefą euro, można założyć, że w razie kłopotów dwa razy mniejsza od Cypru pod względem ludności Malta zostanie potraktowana raczej jak on sam, niż jak Irlandia. Według Lawrence’a Zammita z „Times of Malta” tak jak niektórym krajom w UE nie podobał się system podatkowy i sektor finansowy Cypru, podobnie nie podoba się maltański. A co do stanu maltańskiej gospodarki, to oczywiście nie jest wcale tak dobrze, a można się spodziewać, że będzie gorzej. Rządy socjalistów mogą pogrążyć finanse publiczne w bardzo szybkim tempie (system emerytalny nie wytrzyma finansowego obciążenia, Maltanki nie rodzą dzieci). Wtedy przyjdzie poprosić o pomoc Unię Europejską, która zaproponuje pewne warunki. Po doświadczeniu z francuską okupacją (czyszczącą bank i konfiskującą złoto i srebro) Maltańczycy wiedzą, co się kryje pod europejskimi pojęciami wolność, równość i braterstwo. Zapewne domyślą się, że tym razem może przyjść propozycja nie do odrzucenia zamiany południowego Dolce Vita na Deutsche Vita. 

Natalia Dueholm