W najnowszym wydaniu „Plus Minus” Robert Mazurek przepytuje Jana Hartmana. Z rozmowy dowiadujemy się m.in., że prof. Hartman wcale nie jest ze depenalizacją kazirodztwa, jakby się niektórym mogło wydawać po przeczytaniu jego sławetnego wpisu na blogu. Tak twierdzi sam zainteresowany, jednak uzasadnić swoich wypowiedzi za bardzo nie potrafi.

„Dobrowolne związki erotyczne między dorosłymi są ich prywatną sprawą, (…) nie stosuje się represji karnych, gdy nikomu nie dzieje się krzywda” - uważa Hartman, wyjaśniając, że chodzi mu tylko i wyłącznie przypadki przyrodniego rodzeństwa i że nie bierze pod uwagę możliwości legalizacji kazirodztwa w przypadku rodzeństwa, a już na pewno nie, gdy chodzi o relacje między dziećmi i rodzicami.

Na sugestię Mazurka, że w swoim felietonie dywagował nad tym, „co by było gdyby do miłości rodzeństwa dodać pierwiastek erotyczny”, odpowiada: „Felieton ma swoje prawa. Być może do dyskusji na temat kazirodztwa użyłem niewłaściwej formy literackiej”.

Były poseł Twojego Ruchu przekonuje, że dyskusja na temat legalizacji kazirodztwa jest potrzebna i że swoim wpisem właśnie taki cel chciał osiągnąć. Jednocześnie zastrzega: „skłaniam się do tego, aby niczego nie zmieniać i nie legalizować takich związków”.Ot, logika filozofa.

Czytając wypowiedzi Hartmana trudno nie odnieść wrażenia, że ugina się pod konsekwencjami swoich błazeńskich działań. Skarży się wręcz na nagonkę na jego osobę, jaka rozpętała się po tym jak kontrowersyjny wpis pojawił się na jego blogu. „Media rzuciły się na mnie i okrzyknęły propagatorem kazirodztwa” - twierdzi. (…) Nagonką nazywam piętnowanie, zbieranie podpisów, domaganie się represji, usuwanie z instytucji, z partii...”

Według niego, za skandal jaki wywołał felieton, odpowiedzialni są politycy Twojego Ruchu. „Histeryczne krzyki, że dopuściłem się skandalu, mają swoje źródło w partii” – mówi. - „Wyrzucenie z Hartmana z Twojego Ruchu jest dla partii dużo bardziej szkodliwe niż mój felieton” - przekonuje.

Hartman broni się, że on sam swoimi wypowiedziami i działaniem nikogo nie krzywdzi. „Nigdy nikogo nie obrażałem, nie szkalowałem, dla pieniędzy nie kłamałem, żadnego dziecka nigdy, w żaden sposób nie skrzywdziłem” - mówi.

W tej samej rozmowie przypuszcza jednak kolejny atak na Kościół. Stwierdza, że katolicy powinni postawić mu pomnik, gdyż „ma liczne zasługi w walce z kościelnymi patologiami”. Na sugestię Mazurka, że niektórzy czują się dotknięci jego wypowiedziami, odpowiada: „To bardzo źle o nich świadczy. Powinni wspierać mnie w tym, żeby tępić masową pedofilię w Kościele!””.

Podkreśla, że nie czuje się skandalistą, bo „po prostu mówi otwarcie o patologiach trawiących polski Kościół”. „Bronię Kościoła przed pedofilią kleru, jego zachłannością i pychą. Za to katolicy powinni postawić mi pomnik” - tłumaczy filozof. - „Jest zupełnie oczywiste, że jeśli ktoś jest prawdziwym katolikiem, to powinien mnie popierać” - dodaje.

Twierdzi przy tym, że wielu katolików i księży jest mu wdzięcznych za to, co robi. „Piszą do mnie e-maile gorąco wspierają” – mówi. Rzekomo dostaje dziesiątki takich listów („i to od wielu lat”!). Szczegółowych danych jednak nie poda.

Postępek tygodnika „Wprost”, który ośmielił się zamieścić na swojej okładce fotomontaż zdjęcia Hartmana obłapiającego nastolatkę, opatrzony napisem „Kazirodztwo jest ok”, jest w jego przekonaniu „obrzydliwy i haniebny, jest w ogóle poza dyskusją!” Argumentuje, że w ten sposób została zaatakowana jego rodzina - ucierpiały na tym jego nastoletnia córka oraz żona i przyjaciele. Zaznacza, że pozwie za to tygodnik do sądu.

Widać, że pan Hartman jak przystało na filozofa UJ jest jednostką niezwykle wrażliwą i empatyczną - co uwidacznia się w trosce o to, aby on sam i jego bliscy byli traktowani z szacunkiem. Stosowanie podwójnych standardów nie powinno mieć jednak miejsca w przypadku osoby pełniącej funkcje publiczne. Powiedzenie „tonący brzytwy się chwyta” to chyba najbardziej trafny komentarz do tych nieporadnych prób samousprawiedliwiania się kontrowersyjnego filozofa. Pozbyli się go koledzy z Twojego Ruchu, protestują przeciwko jego obecności na UJ, to czas się podlizać katolikom (oczywiście tym „postępowym”!).

ed/Rzeczpospolita