Śp. prezydent Lech Kaczyński BYŁ w Magdalence. Dla osoby zainteresowanej najnowszą historią Polski nie jest to żadne zaskakujące odkrycie. Co więcej, nie jest to rzecz, która miałaby przynosić ujmę tragicznie zmarłemu w katastrofie smoleńskiej prezydentowi czy też jego środowisku politycznemu. 

Politycy Prawa i Sprawiedliwości również w żaden sposób nie ukrywają faktu, że Lech Kaczyński uczestniczył w rozmowach w Magdalence jako prawnik, doradca przedstawicieli opozycji demokratycznej. Ogólnie dostępne są również zdjęcia, na których w istocie widać przyszłego prezydenta RP. 

W czym problem? Ano w tym, że totalna opozycja, jej politycy, sympatycy i autorytety, najwyraźniej odkryli to dopiero wczoraj. Być może za sprawą skandalicznej wypowiedzi przewodniczącego Rady Europejskiej, Donalda Tuska. Podczas wczorajszego przemówienia na uroczystościach z okazji 30. rocznicy pierwszych w PRL częściowo wolnych wyborów parlamentarnych były premier był łaskaw stwierdzić, że Lech Kaczyński (na którego punkcie Tusk najwyraźniej wciąż ma jakiś kompleks) również był w Magdalence, w dodatku siedział przy stole i "pił z Kiszczakiem". 

Co ciekawe, "chwyt retoryczny", który zastosował szef Rady Europejskiej, nie był niczym nowym. Od czasu do czasu zdjęcia Lecha Kaczyńskiego z Magdalenki pojawiają się w mediach społecznościowych, na stronach i grupach typu Sokzburaka. Rozsyłają je z upodobaniem sympatycy opozycji, a czasem po prostu trolle. Udostępniają te fotografie, by zdyskredytować śp. prezydenta. W zależności od preferencji politycznych, ściślej: czy bliżej im do Platformy Obywatelskiej, czy skrajnej prawicy w rodzaju Konfederacji, próbują przekonywać albo że Lech Kaczyński był "marionetką Kiszczaka" (bo akurat wita się z jednym z "architektów" stanu wojennego, zwanym niegdyś przez "demokratyczne" środowiska "człowiekiem honoru"), albo że... zdradził i sprzedał Polskę. 

Niemniej do najbardziej kuriozalnych sytuacji w związku z obecnością śp. Lecha Kaczyńskiego w Magdalence dochodzi właśnie od wczoraj, po przemówieniu Donalda Tuska w Gdańsku. Media społecznościowe są nagle zalewane wspomnianymi wyżej fotografiami, a politycy i sympatycy opozycji, czy też ich bliscy (jak żona posła PO, Krzysztofa Brejzy) wykonują szpagaty intelektualne, próbując udowodnić... No, właśnie sami za bardzo chyba nie wiedzą, co.

Wisienką na torcie tej nagłej magdalenkowej histerii totalnej opozycji był dzisiejszy program Moniki Olejnik, "Kropka nad i". Dziennikarka TVN24 gościła w studiu byłego wiceszefa MON, posła PiS, Bartosza Kownackiego oraz posła PO, Cezarego Tomczyka. Rozmowa dotyczyła przede wszystkim czerwcowych rocznic, zwłaszcza 30-lecia czerwcowych wyborów kontraktowych. Abstrahując już od faktu, że posłowi PiS nie dawano dojść do głosu, a Tomczyk przekrzykiwał Kownackiego, razem z dziennikarką, w pewnym momencie rozmowa zeszła na... obecność Lecha Kaczyńskiego w Magdalence. Bartosz Kownacki przypomniał dzisiejszą wypowiedź prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego o tym, że owszem, Lech Kaczyński był w Magdalence, ale w odróżnieniu od większości uczestników rozmów, nie "fratrenizował" się z komunistami. Doszło jednak do dość kuriozalnej sytuacji, gdy prowadząca postanowiła pokazać fotografię śp. prezydenta, który siedzi przy stole w Magdalence i podnosi kieliszek do ust. mające rzekomo dowodzić, że Kaczyński "pił z Kiszczakiem". Przez chwilę program zdominowała kłótnia o to, czy była to wódka, czy może likier. Poseł Tomczyk, wraz z prowadzącą, bardzo agresywnie podkreślali, że tak, Lech Kaczyński "pił z Kiszczakiem". Zapewne było to działanie mające uderzyć w tragicznie zmarłego prezydenta, co TVN chętnie praktykował również za jego życia. Była to jednocześnie dosyć kuriozalna sytuacja. Politycy i zwolennicy totalnej opozycji jeszcze niedawno chichotali złośliwie, kiedy przypominano, że Lech Kaczyński również miał pewne zasługi dla wolnej Polski- m.in. jako prawnik doradzał opozycjonistom. Opozycja i jej "zaplecze" medialne i internetowe chętnie hiperbolizowali tego rodzaju wypowiedzi, drwiąc, że PiS "wymazuje z historii" Lecha Wałęsę i wmawia społeczeństwu, że bracia Kaczyńscy byli liderami "Solidarności". W rzeczywistości takie słowa nigdy nie padły. Faktem jest, że kwestia działalności opozycyjnej w czasach PRL czy samej "Solidarności" została zawłaszczona przez pewne środowiska. Zapomniano o Annie Walentynowicz, Andrzeju Gwieździe czy właśnie Lechu Kaczyńskim. Najnowsza historia Polski sprowadziła się do obalenia komuny przez Lecha Wałęsę, opcjonalnie od czasu do czasu wspomni się o Henryce Krzywonos czy Władysławie Frasyniuku. W związku z tym PiS ma prawo upominać się również o tych zapomnianych. 

A w tym wszystkim najzabawniejsze jest to, że opozycji nie przeszkadza jakoś Aleksander Kwaśniewski- członek PZPR od roku 1977 do rozwiązania partii w 1990 r., fratrenizujący się na scenie z Władysławem Frasyniukiem i skandujący "My wolni ludzie!" Wprowadzanie na listy wyborcze komunistów również opozycji nie przeszkadza. Przeszkadza tylko "epokowe" odkrycie, że śp. prezydent Lech Kaczyński był w Magdalence, a także- że odpisał krótko Czesławowi Kiszczakowi na gratulacje po wyborze na prezydenta Warszawy. 

 

JJ/Twitter, Fronda.pl