W rządzie trwa debata na temat repolonizacji mediów. Niedawno wicepremier Jarosław Gowin zapewnił, że po jesiennych wyborach, jeżeli Zjednoczona Prawica będzie rządzić dalej, temat ten będzie jednym z priorytetowych. Później sam premier Mateusz Morawiecki stwierdził, że rzecz jest póki co odległa i jak na razie nie ma żadnych konkretnych planów repolonizacji mediów. Jak więc to wygląda? Mówił o tym wicepremier Gowin w rozmowie z "Radiem Kraków".

 

Gowin stwierdził, że projektu repolonizacji nie można z góry krytykować. "Moim krytykom – wśród nich jest wielu dziennikarzy reprezentujących media znajdujące się w zagranicznych rękach i politycy opozycji – dedykuję przyjrzenie się rozwiązaniom w krajach takich jak Francja i Niemcy. Oni ograniczają możliwość zakupu przez kapitał zagraniczny i stoją na czele pluralizmu mediów. Jak mnie pan pyta o narzędzia i inicjatywy, które warto podjąć, to tym narzędziem powinny być przepisy dekoncentracyjne. Musi się to odbywać na rynkowych zasadach" - powiedział dosłownie Jarosław Gowin.

Pytany o szczegóły zapewnił, że nie chodzi w żadnej mierze o jakieś prawo pierwokupu mediów dla państwa. "Nie mówię o renacjonalizacji, ale repolonizacji. Wpływ państwa na media powinien być ograniczony tylko do mediów publicznych. Inaczej byłoby źle" - powiedział Gowin.

Wicepremier wyjaśnił, że w Polsce przez pierwsze 20 lat po 1989 roku nie było wcale wolnej rynkowej gry o media.

"Po czasach PRL byliśmy spustoszeni gospodarczo. Nie było prywatnego kapitału w Polsce. On się pojawił, ale rynek jest zabudowany" - przypomniał.

Gowin wskazał, że to wszystko "można zmienić". Zjednoczonej Prawicy stawiano zarzuty także przy okazji planów repolonizacji sektora bankowego. A jednak udało się dysproporcję wyrównać. "To działa. Podobnie by sięstało z rynkiem medialnym" - stwierdził.
Jak zaznaczył polityk, żaden kraj nie może pozwolić sobie na to, by sektor bankowy czy media były w większości w rękach zagranicznych.

bsw/radio kraków