Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Czy sprawa ułaskawienia Mariusza Kamińskiego przez prezydenta Andrzeja Dudę to kolejna odsłona sporu między obecną władzą a środowiskiem sędziowskim?

Jerzy Jachowicz, publicysta, dziennikarz: Przede wszystkim jest to oczywisty spór polityczny, a nie prawny, jak mogłoby się wydawać. Zarówno stanowisko Sądu Najwyższego, który podważa możliwość ułaskawienia przez prezydenta skazanego nieprawomocnym wyrokiem Mariusza Kamińskiego, jak i sam fakt ułaskawienia, również zawiera pewne elementy polityczne. Jednak działania Sądu Najwyższego wskazują na pewne apogeum walki środowiska sędziowskiego w ogóle, w tym przypadku z prezydentem, który jest traktowany jako integralna część środowiska PiS. Jest to rodzaj ataku sędziów na cały ówcześnie rządzący obóz. Pamiętajmy bowiem, że to, co zrobił Sąd Najwyższy, to tylko reperkusja ich urojeń, polegających na tym, że uważają, iż obecny rząd nie tyle chce reformować sądownictwo, którego stan jest obecnie fatalny, ile dokonać zamachu politycznego na wymiar sprawiedliwości w Polsce. A ów „zamach” jest potrzebny do tego, aby brać w „kazamaty” polityków Platformy Obywatelskiej odpowiedzialnych za pewne rzeczy mające miejsce w czasach ich rządów. Mówimy tu więc m.in. o sprawie Smoleńska, sprawie taśm, reprywatyzacji w Warszawie i podobnych wydarzeniach.

Wszystko to wynika ze strachu?

Ludzie ci panicznie boją się tego, że Prawo i Sprawiedliwość urządzi wymiar sprawiedliwości na swoją modłę, w taki sposób „ustawi” sądownictwo, jak Trybunał Konstytucyjny. A wszystko po to, aby dokonać „krwawego odwetu”... Tak paniczna reakcja jest typowa dla każdego, kto już czuje się całkowicie przyciśnięty do muru i w rozpaczy „pokazuje pazury”. Tak właśnie działa środowisko sędziowskie. Można było to zauważyć już podczas tego słynnego Kongresu Polskich Sędziów, bodajże w sierpniu ubiegłego roku w Warszawie, poprzez Kongres Prawników w Katowicach sprzed kilku tygodni, gdzie ogromną przewagę obecności mieli jednak sędziowie. A środowisko sędziowskie, krótko mówiąc, w reformie sądownictwa nie widzi jej prawdziwego celu, a więc usprawnienia wymiaru sprawiedliwości. Co więcej, reforma sądownictwa może sprawić coś wręcz odwrotnego, niż to, co podkreślają jego przedstawiciele, czyli- odpolitycznić je.

Wydaje się, że jedną z typowo politycznych spraw była sprawa Mariusza Kamińskiego. Niezależnie, czy zgadzamy się z decyzją prezydenta o ułaskawieniu, to czy wyrok nie był zbyt wysoki? Sprawa budziła pewne kontrowersje już od momentu, gdy prezydent postanowił ułaskawić ministra-koordynatora ds. służb specjalnych, od prawie tygodnia sprawa powraca, ale jeśli pójdziemy dalej, to kontrowersje mógłby budzić sam wyrok...

Spór, od którego Pani wyszła w oczywisty sposób pokazuje, że wyrok na Mariusza Kamińskiego był na wskroś polityczny. Wydał go człowiek, który gotów był, nawet wbrew etosowi sędziego, paktować z „fałszywym” Tomaszem Lisem, w jaki sposób można skrócić ich męki, czyli władzę PiS. Jest to rzecz absolutnie niedopuszczalna. Sędzia Wojciech Łączewski z pełną świadomością dokonał dintojry na Mariuszu Kamińskim, który zasługuje na nagrodę za to, że w sposób absolutnie uczciwy, a jednocześnie niezważający na to, jaka osoba jest podejrzewana o czyny określane jako malwersacje finansowe czy korupcja, wykonywał swoją pracę najrzetelniej, jak mógł. Mariusz Kamiński dotykał elit politycznych, tych ze strony Platformy Obywatelskiej, ale również małżeństwa Jolanty i Aleksandry Kwaśniewskich. I za to sędzia Łączewski w zemście postanowił wydać wyrok skandaliczny, wołający o pomstę do nieba. Trzy lata więzienia za przepis, który mówi o przekraczaniu uprawnień służbowych. Jest to rzecz po prostu nieprawdopodobna! A to, co dzieje się teraz, w wykonaniu Sądu Najwyższego, to już jawne wypowiedzenie wojny obecnemu obozowi władzy.

Tego rodzaju zachowania można było zaobserwować również podczas wspomnianych przez Pana kongresów

Na warszawskim Kongresie Sędziów, gdzie wprost demonstracyjnie, euforycznie witając profesora Andrzeja Rzeplińskiego, który już wówczas był całkowicie na cenzurowanym, zaprezentowano go jako człowieka działającego wyłącznie z motywów politycznych, a nie jako prawnika, sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Profesor Rzepliński już wtedy reprezentował opozycję. Taką opozycją jest w pewnym sensie środowisko sędziowskie. Może nie całe, są pewne wyjątki. Niedawno słyszałem opinię bardzo rozsądnego człowieka, który stwierdził, że jest w tym środowisku kilka „parszywych owiec”, jednak wszyscy starają się rzetelnie wykonywać swoją pracę. Oczywiście, nie zaprzeczam temu. Jednak 90% sędziów wykonuje ją w taki sposób, aby przeciwstawić się obecnemu obozowi władzy. Dokładnie z taką gotowością, z takim nastawieniem wykonują swoją pracę. Dało się to zauważyć zarówno po tym demonstracyjnym, owacyjnym powitaniu profesora Rzeplińskiego na kongresie w Warszawie, jak i na Kongresie Prawników Polskich w Katowicach, gdzie zaprezentowano wyjątkowo prymitywną formę bojkotu obecnej władzy, reprezentowanej przez przedstawiciela Ministerstwa Sprawiedliwości, jak i przedstawiciela Kancelarii Prezydenta. Środowisko, które powinno stanowić elitę społeczeństwa ucieka się do zachowań, których dopuszczają się rzeczywiście ludzie prymitywni: okrzyków, gwizdów, odwracania się plecami do człowieka, z którym się rozmawia, a więc w tym przypadku do osób przemawiających na kongresie.

Wracając do sprawy ułaskawienia Mariusza Kamińskiego, wielu ekspertów zwraca uwagę, że konstytucja nie jest w tej kwestii do końca jasna. A czy Pana zdaniem- zarówno jako dziennikarza, jak i Polaka, prezydent miał prawo ułaskawić tego polityka?

Mówiąc krótko, spór o ułaskawienie Mariusza Kamińskiego jest polityczny, decyzja Sądu Najwyższego jest polityczna, Andrzej Duda jako prezydent miał pełne prawo, aby ułaskawić Mariusza Kamińskiego. A do jego ułaskawienia dążył tym bardziej, że wiedział, iż zgodnie z odczuciem właściwie każdego zdrowo myślącego Polaka, że ten wyrok jest skandaliczny i- mimo że nie był to wyrok prawomocny, nie może on ciągnąć się nad Kamińskim.

Bardzo dziękuję za rozmowę.