Były prezydent, Bronisław Komorowski, był gościem "Faktów po faktach" w TVN24. Jak zwykle opluwał PiS i genialnie realizował strategię "opozycji totalnej".
Zaczęło się od pomysłu rozszerzenia granic Warszawy.
"Dla mnie to nie jest sen o wielkości Warszawy, ale sen o władzy w Warszawie. Sen, który może przerodzić się w koszmar! (…) Zarządzanie tak wielką aglomeracją wymaga umiejętności dzielenia się władzą, a tu widać chęć zdominowania rad dzisiejszych gmin. To nie jest dobry pomysł, to pomysł tylko i wyłącznie na zdobycie władzy"- mówił Komorowski.
Zarzucił, że PiS samo nie wierzy, że mogłoby wygrać wybory przy "normalnych działaniach, fair".
Były prezydent straszył również upolitycznieniem sądownictwa:
"To towarzystwo się bierze za nas, za normalność Polski! To potrzeba rozbijania różnych struktur państwa demokratycznego. To, co może się zdarzyć w wymiarze sprawiedliwości to zagrożenie dla demokracji! (…) Powinniśmy zdać sobie sprawę, że zamysły pana Ziobro to dramatyczne pogorszenie jakości sądownictwa i niezależności!"
Komorowski skrytykował także prezydenta Andrzeja Dudę. Prezydent powiedział niedawno, że "rządu nie zatrzyma żaden jazgot".
"Wie Pan, jest coś przedziwnego w tym apelowaniu niejasnym o jakiś udział w kontrmanifestacjach. Jeśli dojdzie do starć na ulicach polskich miast, to przypomną prezydentowi ten apel, by ktoś przyjechał… To nie jest rola prezydenta! Prezydent powinien działać uspokajająco!"- mówił były prezydent, którego zdaniem wypowiedź Dudy była "niegodna".
I to mówi człowiek, który wygrażał pięścią na wiecach, krzyczał "Racja jest po naszej stronie!" i bajdurzył o kurach i krowach, później zaś cieszył się z ataku kodziarzy na poseł Krystynę Pawłowicz i twierdził, że z "takimi ludźmi" jak politycy PiS trzeba czasami "okładać się dechą"...
JJ/TVN24, Fronda.pl