Fronda.pl: W rozmowie dla „Naszego Dziennika” (czytaj TUTAJ - przyp. red.) dosyć negatywnie wypowiedał się  Pan o działaniach policji…

 

Tak, krytykuję niewłaściwą organizację czyli taktykę działań, ale chciałbym podkreślić, że bronię tamtego policjanta, który zaatakował przechodzącego mężczyznę.

 

 

Dlaczego?

 

Bo byłem policjantem, być może z tego powodu mam wypaczone spojrzenie. To psia służba, masz bronić, masz szczekać, masz gryźć, ale jesteś na łańcuchu. Na łańcuchu prawa, przepisów, poleceń i oceny służbowej. Pies spuszczony z łańcucha zawsze próbuje ugryźć. To naturalna reakcja, takie są realia. Ludzie wiele oczekują od swojego psa, ale jak się zapomniał, gdy się pomylił, to chcą go  odtrącić. Byłem psem i mam tego świadomość. Szkolono mnie do węszenia, wydaje mi się, że nigdy  się nie pomyliłem,  ale może ktoś ma do mnie uzasadnione pretensje. Tych, co mają nieuzasadnione jest wielu i to mój powód do dumy. Natomiast chciałbym podkreślić, że krytykuję całokształt działań policji 11 listopada. Przecież mogli się lepiej zorganizować, czego przykładem są tzw. parady równości. Proszę zwrócić uwagę, że gdy maszerują homoseksualiści, policja świetnie zabezpiecza ich pochody – wówczas potrafi to robić, świetnie funkcjonuje i wszystko jest OK.

 

 

Policja świetnie radziła sobie też z poprzednimi marszami nacjonalistów i to w czasach, gdy na manifestacjach dominowali skinheadzi…

 

No właśnie. Tam również potrafili sobie świetnie poradzić. W tym roku mieliśmy do czynienia z totalnym brakiem decyzyjności. Z tym, że ja trochę inaczej oceniam niektóre wydarzenia. Mając wieloletnie doświadczenie pracy w policji, nie twierdzę, że jest to sterowane ręcznie, że przychodzi – jak dawniej bywało – faks „z góry”, ze ściśle wytyczonym poleceniem. Problem jest w tym, że taki naczelnik idzie na odprawę, słyszy, co słyszy, wyczuwa określoną atmosferę i stara się do niej dostosować. Na potrzeby omówienia tego tematu, warto podkreślić jak dobre płace są w policji! Oczywiście nie dotyczy funkcjonariuszy z ulicy, tych co mają najgorzej, „krawężników”, kryminalnych lub dochodzeniowców. W policji są ogromne dysproporcje płacowe. Nie ma komendanta powiatowego i jego zastępcy, który zarabiałby poniżej 10 tys. zł.

 

 

Czyli  pieniądze trafiają do tzw. urzędasów?

/

Z nimi sprawa jest trochę pogmatwana. Policjant siedzący za biurkiem, jako dochodzeniowo-śledczy, mimo, że siedzi przy biurku 8 godzin, ma niezwykle niewdzięczną pracę. Niewielu funkcjonariuszy chce się tym zajmować. Za komuny była taka droga awansu, że policjanci mundurowi z prewencji chcieli przechodzić do pionów dochodzeniowych czy operacyjnych. Wiadomo, że do kompetencji pracowników dochodzeniowo-śledczych należy praca przy papierach postępowania przygotowawczego, wyszukiwanie różnych danych, stawianie zarzutów, itp. Proporcje całkowicie się zmieniły. Teraz za karę wysyła się ludzi do dochodzeniówki, gdzie pensja jest wyższa, siedzą co prawda za biurkiem, ale obciążenia - związane  choćby z przesłuchaniami - są niewyobrażalne. Człowiek już po 10 takich przesłuchaniach jest potwornie wyczerpany psychicznie. Należałoby jednak ustalić, kto w policji jest typowym „urzędasem”.

 

 

Miałem na myśli kogoś w rodzaju naczelnika Barszczyka z „Pitbulla”…

 

Powiem Panu, że Barszczyk miał swój pierwowzór, dziś oryginał pracuje w Komendzie Głównej (śmiech). To nawet niezły facet i kiedyś był prawdziwym psem. Zawsze krytykuję ludzi, których przerasta stanowisko, ale przede wszystkim dysproporcje płacowe. Taki Barszczyk ma ogromne pieniądze w stosunku do zwykłego funkcjonariusza – niemal trzykrotnie wyższą pensję. Tylko w zarządach spółek Skarbu Państwa są podobne dysproporcje. Przykładowy Barszczyk musiał jednak gdzieś się pojawić, czytać setki stron akt, coś podpisywać i ponosić odpowiedzialność. W końcu policjant musi służyć społeczeństwu: wykrywać przestępstwa, prowadzić postępowania. Natomiast znaczna część policjantów nie pracuje zgodnie ze swoją ustawą! Sądzę, że niewielu wykonuje czynności policyjne, pozostali - być może - pracują ciężko, ale czy muszą czerpać dodatkowe profity? Powinny one przysługiwać tylko tym, którzy naprawdę ryzykują. Czy zdaje Pan sobie sprawę, że dziś kilkadziesiąt miesięcy po odejściu na emeryturę, gdy chodzę na sprawy, to ciągle na mnie szczekają?

 

Tzn?

 

Widzimy tylko funkcjonariuszy na ulicy i tych kryminalnych. Gdyby stanowili 50 % policjantów, to byłoby super, ale pozostałe 50% pracuje na „kręcenie” im miejsc pracy czyli zaopatrzenie, transport, garaże, posesje, statystyka. Jednym słowem, wszystko, czego nie powinni wykonywać policjanci. Policjant ma trzynastą pensję, mundurówkę czyli de facto czternastą pensję, czyli płaca nie jest wcale taka najniższa. To jest problem! Ludzie, którzy pracują na rzecz społeczeństwa, nie stanowią zdecydowanej większości. Np. mamy tysiące policjantów w komendach wojewódzkich i Komendzie Głównej, ich liczba być może sięga 30 tys., którzy nigdy nie dali mandatu, nikogo nie zatrzymali czy nie dokonali przeszukania, nie przesłuchali, nie prowadzili rozpoznania posesyjnego. A przecież pracują na etatach najczęściej wyższych.

 

 

Ile w takim razie zarabia policjant pracujący „przy trupach”?

 

Na rękę dostaje  ok. 3000 zł. Takie są realia. Od czasów kręcenia „Prawdziwych Psów”, gdzie padają sumy poniżej 2000 zł, stawki poszły w górę.

 

 

Niezależnie od pieniędzy, „pies” zerwany z łańcucha potrafi ugryźć, co pokazały wydarzenia z  11 listopada…

 

Każdy pies potrafi ugryźć. Jeżeli jest oczywiście rozwścieczony. Policja to takie psy gospodarza. Pies nie wnika kogo ugryzie, ma po prostu bronić posesji, nieważne kto idzie z jednej czy drugiej strony barykady. Pies ma po prostu bronić.

 

 

Wspomniany policjant nie bronił, ale zaatakował spokojnie idącego przechodnia…

/

Nie kwestionuję nieprawnego zachowania tego gliniarza. Natomiast bronię go jako człowieka. Gdy policjant stoi obok skupiska agresji, zaczynają działać pewne mechanizmy. Niektórzy twierdzą, że oddziały ZOMO, czy obecnie prewencji są pod wpływem narkotyków lub alkoholu. To nieprawda. Wielokrotnie byłem w pobliżu i jestem święcie przekonany, że do takich sytuacji nie dochodzi. Panuje natomiast bardzo bojowa atmosfera, która wręcz odurza. Wszyscy nawzajem się nakręcają, przez co sprawiają wrażenie osób w jakimś amoku. Ten sam mechanizm zadziałał w przypadku tego policjanta. Facet poczuł krew i postanowił dopaść pierwszego, który się nawinie. Akurat padło na tego człowieka. Powinien jednak natychmiast odpuścić, nie ma tu żadnej dyskusji. Natomiast chciałbym podkreślić, że taki specyficzny mechanizm autentycznie działa. Jeżeli pracuje się w szambie, to człowiek sam zaczyna śmierdzieć. Pracuje przy agresji, a wówczas – proszę mi wierzyć – ręka sama zaczyna świerzbić. Mówimy o psychice, natomiast warto podkreślić o czymś bardzo istotnym: poczuciu bezkarności. Gdy się komuś p…e, pójdzie krew, to wszyscy koledzy będą cię kryć. Tu nie ma żadnej wątpliwości. Proszę zwrócić uwagę, że gdy policjant kopał tego człowieka, podbiegło dwóch innych funkcjonariuszy w kamizelkach i tu zadziałał kolejny psychologiczny mechanizm: policjant poczuł się bezkarny. Nie tylko w policji, ale w każdej grupie wyrabia się podobny mechanizm więzi. Ale mnie to nie razi, pewnie zachowałbym się podobnie.

 

 

Paradoksalnie, podobny mechanizm działa wśród kibiców. Nigdy nie sprzedają „na psy”, nawet gościa z przeciwnej drużyny…

 

Dokładnie. Mamy tu do czynienia z czymś identycznym. W takich przypadkach reprezentanci tej samej grupy będą nawet tak samo zeznawać. W przypadku policji, że to ofiara zaatakowała, nawet gdyby znaleźli się w zupełnie innych miejscach Polski, całkowicie niezależnie od siebie.

 

 

Czy Pan też tak robił?

 

Być może. Nie pamiętam… (śmiech).  Dlatego jeszcze raz chciałbym podkreślić: bronię tego policjanta jako człowieka, który uległ takiemu mechanizmowi, natomiast nie bronię samego mechanizmu. Ja rozumiem ten mechanizm. Jak trzeba będzie, to poręczę za tego policjanta, natomiast nie jestem ślepy i widzę, że złamał prawo.

 

 

Czyli, po prostu, jest Pan w stanie zrozumieć tego funkcjonariusza?

 

Dobrze Pan to ujął. Po prostu go rozumiem. Znam specyfikę takich działań. Pewnie, gdybym znalazł się w takim miejscu, zachowałbym się podobnie. Czasami słyszymy opinie, że przestępcę trzeba zrozumieć, docenić jego zalety, spojrzeć jak na człowieka, więc próbuję zastosować dokładnie to samo wobec wspomnianego policjanta. Jak cię atakują, też atakujesz. Jak ciebie mogą kopnąć, to ty też kopiesz.

 

 

 

Jest akcja, jest reakcja…

 

Tak, działa tutaj chęć zemsty. Z tym, że – jeszcze raz podkreślam – nie jestem ślepy i uważam, że policjant nie powinien tego robić. Po prostu puściły mu nerwy. Przy naborze do policji preferowane są osoby o niskich progach agresji czyli ludzie nieagresywni. Prawda jest taka, że te sita są szczelne, pracują nad tym setki psychologów, a liczba przestępców (tych w mundurach) w okresie pierwszych trzech lat pracy, wcale nie spada. Wygląda na to, że kryteria wyboru są złe. Gdy ktoś wypada po 5-10 latach, wiadomo, że mógł ulec - na skutek pracy - pewnej deprawacji, pokusom. Natomiast, gdy już w pierwszym okresie musi odejść ze służby, coś tu nie gra.

 

 

Mówimy o psychologii. Ale w naszej poprzedniej rozmowie (czytaj TUTAJ – przyp. red.) wspominał Pan, że w policji panuje dosyć lewicowy klimat. Może to miało wpływ na przebieg wydarzeń 11 listopada?

 

Tzn. lewicowy w znaczeniu dzisiejszym, nikt się tam proletariatem nie przejmuje. Nie miejmy złudzeń. Określenie „lewicowy” to taka nowomowa, oni mówili o sobie „komuchy”. Był to dla nich komplement.

 

 

Tak, chyba nikt w „fabryce” nie odmawia różańca…

 

W tym momencie przypomina mi się moja własna historia. Czytałem w pracy „Gazetę Polską” i słyszałem, że czytuję „faszystowskie gazety”. Te słowa padły całkowicie na serio. Autor tego sformułowania nie był jednak głupim człowiekiem, napisał kilka specjalistycznych książek, został później doradcą Ludwika Dorna. Gdy tworzył swój zespół w ministerstwie, nie wziął nikogo spoza swojego lewicującego środowiska, a pierwszą osobą, od której się odciął, byłem ja. Miałem po prostu brzydką, „solidaruchowatą” przeszłość. Taki właśnie klimat panuje w policji.

 

 

Rozmawiał Aleksander Majewski