1. Już trzeci dzień z rzędu trwa swoista „wymiana ciosów” pomiędzy ministrem zdrowia Bartoszem Arłukowiczem, a kierownictwem Porozumienia Zielonogórskiego, dotycząca kontraktów lekarzy rodzinnych z Narodowym Funduszem Zdrowia, a sytuacja chorych, którzy od 1 stycznia będą chcieli skorzystać z ich pomocy, staje się coraz bardziej dramatyczna.

Przypomnijmy tylko, że w ostatni poniedziałek 29 grudnia minister Arłukowicz po 3 godzinach negocjacji przerwał rozmowy z przedstawicielami Porozumienia Zielonogórskiego i na konferencji prasowej oskarżył ich o pazerność na pieniądze (chcieli ponoć dodatkowo 2 mld zł, a minister proponował 1,1mld zł), lenistwo (chcieli dodatkowych 20 dni wolnych od pracy), wreszcie o „szemrane interesy” (kierownictwo Porozumienia jest udziałowcami jakieś spółki prawa handlowego działającej w ochronie zdrowia i osiągają z tego tytułu dodatkowe dochody).

Można było odnieść wrażenie, że minister świadomie chciał zohydzić lekarzy rodzinnych z Porozumienia w oczach opinii publicznej i po komentarzach na różnych portalach internetowych widać, że w jakimś stopniu mu się to udało.

2. Kierownictwo Porozumienia w wydanym komunikacie po rozmowach w ministerstwie zdrowia, a także w publicznych wypowiedziach jego przedstawicieli, zarzuca ministrowi Arłukowiczowi kłamstwa i twierdzi, że swoimi wypowiedziami wprowadza w błąd opinię publiczną.

Przewodniczący Porozumienia Zielonogórskiego Marek Twardowski (zresztą w latach 2007-2010 wiceminister zdrowia w rządzie Platformy i PSL-u, w którym znalazł się tuż po tym jak Porozumienie oficjalnie poparło Platformę w kampanii wyborczej jesienią 2007 roku ), ujawnił wczoraj kulisy negocjacji w resorcie zdrowia.

Stwierdził między innymi, że kwota 2 mld zł jaka padała w negocjacjach to roczne wydatki na dodatkowe badania dla pacjentów, które będą musieli pokryć lekarze rodzinni, że dla lekarzy rodzinnych ważne jest określenie minimalnego czasu jaki powinni poświęcić jednemu pacjentowi (lekarze proponowali 15 minut, minister nie chciał się na ten postulat zgodzić), wspomniane dodatkowe 20 dni wolne w roku to po prostu możliwość skorzystania z przez lekarzy rodzinnych z urlopu, skrócony czas pracy w jedną środę w miesiącu to z kolei stworzenie możliwości skorzystania przez lekarzy rodzinnych z obowiązkowych szkoleń związanych z podnoszeniem kwalifikacji.

Wreszcie zdecydowanie zapowiedział, że oskarżenie przez ministra Arłukowicza kierownictwa Porozumienia o prowadzenie „szemranych interesów” w ochronie zdrowia, znajdzie swój finał w sądzie (prawnicy już przygotowali stosowny pozew).

3. Wymiana ciosów trwa między obydwoma stronami trwa w najlepsze, a chorzy są w coraz większej panice.

Minister zdrowia eksponuje wprawdzie informację, że w całym kraju kontrakty podpisało około 60% przychodni i 68% lekarzy rodzinnych, sugerując że ci co ich nie podpisali są w mniejszości, niestety nic nie mówi o sytuacji tych województwach gdzie te proporcje są znacznie gorsze.

Na przykład w województwie lubuskim kontrakty podpisało tylko 20% lekarzy rodzinnych, a w wielu innych miejscach w kraju nie będzie od 1 stycznia ani jednego czynnego gabinetu lekarza rodzinnego na terenie całych powiatów (wtedy pacjenci mają się zgłaszać do szpitali powiatowych).

Lekarze rodzinni przyjmują około 160 mln pacjentów rocznie więc gdyby sytuacja z 1 stycznia 2015 roku miała się utrzymać przez cały przyszły rok ponad 50 mln pacjentów podstawowej opieki zdrowotnej musiałoby szukać pomocy w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych (SOR-ach), co oznaczałoby wręcz „zawał” w wielu szpitalach powiatowych.

Taką sytuację wręcz trudno sobie wyobrazić ale minister Arłukowicz robi wyraźnie dobrą minę do złej gry.

Niestety skutki tej niefrasobliwości, a wręcz nieodpowiedzialności ministra Arłukowicza, będą musieli ponosić niestety wręcz tysiące chorych.

Może Ewa Kopacz , która od początku swojego premierowania przyjęła między innymi rolę lekarki z małego miasteczka, pochylającej się z troską nad potrzebującymi pomocy, zainteresuje się sytuacją tysięcy pacjentów, do której doprowadził jej następca na stanowisku ministra zdrowia.

Zbigniew Kuźmiuk/Salon24.pl