Tomasz Wandas, Fronda.pl: Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć po tym, co wydarzyło się podczas Marszu Równości w Białymstoku? Kto rzeczywiście jest tu ofiarą, a kto pokrzywdzonym? Środowisko LGBT czy mieszkańcy miasta?

Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”: Ta sprawa wcale nie jest taka jednoznaczna, choć jeśli spojrzelibyśmy na to w kontekście kulturowym, to w oczywisty sposób stroną agresywną są organizatorzy „Marszu Równości”. 

Dlaczego?

Mamy w tym wypadku do czynienia z klasycznym przykładem „przemocy symbolicznej”, kiedy to używa się pewnych symboli, znaków, po to, żeby uderzyć w drugą stronę. Jeżeli mamy w tym konkretnym przypadku do czynienia z miastem, którego większość nie chciała tego marszu, sprzeciwiała mu się, bardzo często pojawiały się opnie, że nie powinien się on odbyć, a organizatorzy celowo upierali się przy swoim, to z pewnością wiedzieli, że być może sprowokują tym mieszkańców do awantury. Reasumując: głównymi agresorami są organizatorzy marszu (nie tylko tego, który miał miejsce w Białymstoku, ale i tych, które mają miejsce w innych polskich miastach), którzy próbują doprowadzić do zmiany świadomości społecznej Polaków. 

W przypadku tego konkretnego marszu pojawiły się jeszcze dwie grupy….

Ściśle mówiąc grupa i grupka. Grupą byli ci, którzy protestowali w milczeniu, odmawiali różaniec etc. - taka postawa jest jak najbardziej godna uznania i szacunku. Ponadto, pojawiła się też niewielka grupka pseudokibiców, którzy doprowadzili do rozrób - takie przejawy fizycznej agresji należy potępić. Natomiast wcale nie oznacza to, że mamy się godzić czy akceptować tego typu formy ekspresji, jakimi są Marsze Równości. 

Wydaje się, że trzeba tu nawiązywać do tych form oporu społecznego, które wypracowali wcześniej Mahatma Gandhi i Martin Luter King, czyli biernego oporu społecznego. 

To znaczy?

Kiedy mamy do czynienia z naruszeniem zasad życia społecznego, zasad kulturowych, istnieją (i trzeba je zastosować) formy oporu bez użycia przemocy, przy pomocy których można wyrazić swój sprzeciw - to właśnie robili ludzie, którzy odmawiali różaniec, bądź stali w milczeniu na drodze tego pseudo-marszu równości.  

Działacze LGBT po raz kolejny zgłaszają pomysł, by do kodeksu karnego wpisać osobne paragrafy za nienawiść względem LGBT. Co sądzi Pan o tym postulacie? Jakie miałoby to konsekwencje gdyby spełniono to żądanie środowisk gejowskich? 

Jest to głupi postulat, a gdyby go spełniono, to mielibyśmy w Polsce do czynienia z formą zamordyzmu i końcem wolności słowa. Moim zdaniem, powinna powstać ustawa sprzeciwiająca się propagandzie ruchu LGBT. Ta ustawa pozwoliłaby również zgodnie z prawem, blokować marsze, z jakim mieliśmy do czynienia w Białymstoku, ale i w innych miastach. Taka ustawa, byłaby formą samoobrony większości Polaków, przed coraz bardziej zuchwałymi i radykalnymi postulatami ruchów LGBT. 

Zdaje się, że tolerancja względem osób homoseksualnych w Polsce rośnie, czy tym samym środowiskom LGBT coraz łatwiej będzie żądać spełniania i innych życzeń, które mają? Jeśli tak jest, to jakie miałoby to konsekwencje? 

Oddzieliłbym osoby homoseksualne od od propagandy i ideologii LGBT, są to dwie różne sprawy. Polacy do tej pory wykazywali się (i powinni nadal się wykazywać) tolerancją do osób takich jak geje czy lesbijki (niech funkcjonują oni sobie w sferze prywatnej tak jak im się podoba) jednak czym innym jest tolerancja osoby, a czym innym tolerancja ideologii - na tą drugą nie ma naszej zgody. Nie ma mowy o tym, żeby iść na jakiekolwiek ustępstwo, w tym przypadku jest tak, że jak dasz palec, to wezmą ci rękę. Ideologia LGBT każde ustępstwo traktuje jako element wymuszenia i szansę do zgłaszania coraz radykalniejszych postulatów, na końcu których jest adopcja dzieci przez pary homoseksualne i narzucenie całemu społeczeństwo nie tolerancji, lecz akceptacji dla homoseksualizmu. Na to nie może być zgody, za wszelką cenę trzeba się temu przeciwstawić. 

Czy sprawa żądań środowisk LGBT, stanie się nowym wyzwaniem dla polskiego Kościoła? Dopytuje, gdyż znowu w niektórych mediach pojawiły się opinie, że to Kościół po raz kolejny „naraził się” gejom….

Kościół przeciwstawiając się aktom homoseksualnym, uważając je za akty nieuporządkowane, przeciwko naturze i grzeszne, po prostu jest wierny temu czego, naucza Pan Jezus, cały Stary i Nowy Testament. Jeśli nagle by się z tego wycofał, to przestałby być Kościołem, stąd forma „narażanie się” nie jest właściwym określeniem. 

Mieszkańcy mniejszych miast, czy tych położonych na wschodzie Polski, w większości nie chcą patrzeć na parady równości, podczas których bardzo często pokazują się obnażeni, przebrani za kobiety mężczyźni - czy mają prawo do zakazania tego typu marszów? Czy raczej nie ma co liczyć na tego typu zakazy, gdyż w demokracji każdy ma prawo do demonstracji…

Nie każdy ma prawo do demonstrowania czego chce. Wyobraźmy sobie, że ulicami Warszawy przeszedłby marsz nazistów, czy mielibyśmy uznać za normalne, że ulicami miasta w którym zginęło wielu patriotów z rąk nazistów, swobodnie przechodzą ludzie ze swastykami na ramionach? Nie, to nie byłoby normalne. Tak samo nie zgodzilibyśmy się na to, by przemaszerował tutaj marsz ludzi ubranych w czerwone koszule z sierpem i młotem bądź z portretami Stalina - zostałoby to uznane za naruszenie ładu społecznego. Demokracja, to nie system „wolnej amerykanki”, gdzie każdy może pokazywać co mu się żywnie podoba. 

Czym zatem jest demokracja?

W demokracji są pewne wspólne zasadny, które sprawiają, że społeczeństwo funkcjonuje - bez owych zasad stałaby się systemem chaosu, w którym wygrywałby silniejszy. Biorąc pod uwagę polską tradycję, wartości i tożsamość, mieszkańcy takich miast jak Białystok powinni mieć prawo sprzeciwu wobec organizowania publicznych marszów tego typu, z jakim mieliśmy ostatnio do czynienia. Oczywiście, żeby to zrobić, powinno zostać zmienione prawo, które by to umożliwiło. Dlatego myślę, że jest to właściwy postulat, który powinien być zgłaszany przez mieszkańców Polski, tak by polskie prawo chroniło nas przez propagandą homoseksualną, która z taką agresją wlewa się również do mniejszych miast. 

Dlaczego ci ludzie to organizują?

Robią to nie dlatego żeby pokazać, iż są prześladowani - przypomnę, że ci najbardziej radykalni, którzy pojawili się na tym marszu nie byli mieszkańcami Białegostoku, przybyli z Warszawy bądź w ogóle spoza Polski - ale o to, by postawić swój sztandar, tak żeby w sposób symboliczny pokazać, że siła, moc i prawo są po ich stronie. Jest to forma upokarzania mieszkańców takich miast jak Białystok. Nie jest przypadkiem, że w Warszawie, kiedy była organizowana parada równości, po jej stronie opowiedziało się kilkudziesięciu ambasadorów i kilkadziesiąt największych firm. Gdzie tu jest siła a gdzie jest słabość? Siła jest po stronie tych, którzy mają pieniądze, władzę i wpływy, często są to światowe potęgi i globalne koncerny.  

Jak zatem powinniśmy działać by jak Pan to wspomniał nie dać się upokorzyć, tak by media sprzyjające środowiskom LGBT nie odwracały „kota do góry ogonem” i nie oskarżały o atak tych, którzy starają się bronić?

Jeżeli chodzi o tych, którzy uważają, że czynnie powinni przeciwstawić się tego typu marszom, to mogą nawiązać do tradycji reprezentowanej przez Gandhiego czy przez Marcina Lutra Kinga, czyli do pokojowych demonstracji bądź do pokojowego sprzeciwu obywatelskiego. Druga forma takiego działania powinna sprowadzać się do głosowania politycznego na tę partię, która wprowadzi zmiany uniemożliwiające tak jawne bezczeszczenie polskiej tożsamości i nieustające się prowokacje. 

Jeśli udałoby się zakazać marszów równości, przynajmniej w części polskich miast, to jakie mogłyby być tego polityczne konsekwencje?  

Bardzo trudno przewidzieć polityczne konsekwencje. Jeśli spojrzymy na siłę środowisk LGBT, to właściwie wydaje się, że nic nie można zrobić, ponieważ mamy do czynienia z gigantycznym konglomeratem, gdzie po jednej stronie stoją przedstawiciele największych mocarstw świata np. Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec itp. (wystarczy zobaczyć na listę ambasadorów, którzy podpisali się pod poparciem dla „Marszu Równości”) - a z drugiej wiele globalnych koncernów takich jak Google, Ikea itp. Można byłoby powiedzieć, że przeciwko takiej potędze nic nie da się zrobić, jednak Polacy nie raz pokazywali już w przeszłości, że nawet największa potęga nie potrafiła ich złamać. Mam nadzieję, że tak jak nie ulegli potędze bolszewickiej, tak jak nie ulegli potędze Hitlera, tak samo nie ulegną potędze reprezentowanej przez największych tego świata, największych zarówno w sensie politycznym jak i ekonomicznym i że po prostu wybiorą swoją własną tożsamość oraz obronę tych wartości, które Polska zawsze niosła światu. 

Dziękuję za rozmowę.