Anastazji Prichodźko, to utalentowana piosenkarka. W 2009 roku wygrała rosyjskiego "Idola", czyli "Fabrykę gwiazd". Wtedy też Anastazja zaprezentowała Rosję podczas Eurowizji.
 
Teraz jednak Anastazja stała się symbolem walki z dyktaturą Putina. Nawołuje by nie grano i śpiewano dla okupanta, czyli Rosji. - Straciłam wielu przyjaciół - powiedziała Prichodźko na antenie ukraińskiego programu "Snidanok". - To dla mnie tragedia. Mam nadzieję, że schizofrenia Rosjan szybko się zakończy - dodaje.
 
Rosyjska, proputinowska telewizja NTVzaliczyła Anastazję do "przyjaciół ukraińskiej junty". I od tego czasu piosenkarka jest zalewana negatywnymi komentarzami, np. "moskalka", "płacze przed oprawcami". Ale piosenkarka nawet już nie stara się odpisywać na głupie zaczepki rosyjskie i jedzie do DOnbasu, by tam zagrać koncert dla żołnierzy ukraińskich.


Anastazja Prichodźko od sierpnia uczestniczy w trasie koncertowej "Wesprzyj swoich" po miastach odbitych z rąk separatystów we wschodniej Ukrainie. Słuchają jej żołnierze, uchodźcy i mieszkańcy. - Byłam w Mariupolu, Chersonie, Słowiańsku, Kramatorsku, Kreminnej, Siewierodoniecku, Łysyczańsku, Satowie, Charkowie i Dniepropietrowsku - mówi Prichodźko w wywiadzie dla radia Wolna Europa. Na ostatnim koncercie w Białej Cerkwi powiedziała, że już nigdy nie będzie koncertować w Rosji. - Po co tam jeździć? Po kasę? - pyta Prichodźko. - Jeśli martwisz się o swoich rosyjskich fanów - pisz piosenki i wstawiaj do internetu bezpłatnie. Śpiewanie dla okupantów to najgorsza zdrada - dodaje.

mod/msn.pl