Polska pokazała, że nie dała się wraz z naszymi bałtyckimi aliantami okrążyć Rosji, Niemcom i tej swoistej PPR, czyli europejskiej Partii Przyjaciół Rosji. Ta sprawa wzmacnia pozycję i wagę Polski na arenie międzynarodowej - mówi dla portalu Fronda.pl europoseł PiS, Ryszard Czarnecki.


Portal Fronda.pl: Senat USA przegłosował nałożenie sankcji na firmy pracujące przy budowie rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream 2. Czy to w ocenie Pana Posła decyzja z polskiej perspektywy przełomowa?

Ryszard Czarnecki, europoseł PiS: To rzecz politycznie bardzo ważna. Pokazuje pewną konsekwencję USA w tej kwestii. Polska i kraje bałtyckie mają w sprawie Nord Stream wielkiego sojusznika. Polska pokazała, że nie dała się wraz z naszymi bałtyckimi aliantami okrążyć Rosji, Niemcom i tej swoistej PPR, czyli europejskiej Partii Przyjaciół Rosji. Ta sprawa wzmacnia pozycję i wagę Polski na arenie międzynarodowej, bo pokazuje, że w kwestii dla nas kluczowej potrafiliśmy pozyskać nie deklaratywną pomoc Waszyngtonu, ale pomoc jakże konkretną. Będzie to też generować spór Waszyngton-Berlin, a może szerzej: USA-Biuro Polityczne Unii Europejskiej, sterowane przez te państwa, które chciały przeforsować kandydaturę Fransa Timmermansa na czoło Komisji Europejskiej, a więc Niemcy, Francja, Holandia, Hiszpania. Amerykańskie sankcje będą miały bardzo praktyczne konsekwencje, na przykład dla niemieckich firm. Zapowiedź ich nałożenia jest sygnałem, że ze strony Białego Domu i ze strony administracji amerykańskiej nie ma mowy o jakichkolwiek próbach appeasementu, czyli zawieszenia broni z Federacją Rosyjską, tak, jak to miało miejsce za I kadencji prezydenta Baracka Obamy. Obama dokonał resetu relacji amerykańsko-rosyjskich, sekretarzem stanu czyniąc panią Hillary Rodham Clinton; poświęcił Polskę i inne kraje naszego regionu na ołtarzu nowej amerykańsko-rosyjskiej przyjaźni. Dobrze, że ocknął się pod koniec I kadencji i jego II kadencja była bardziej realistyczna. Widać wyraźnie, że powrotu do tych czasów nie ma.

 

Mówi Pan Poseł, że sankcje są niewątpliwym sukcesem Polski. Bez nacisku Warszawy Amerykanie nie podjęliby takiej decyzji?

Według mojej wiedzy temat ten pojawiał się wielokrotnie podczas spotkań pana prezydenta Polski Andrzeja Dudy z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Był ponadto obecny w trzech „modułach branżowych”. Sprawą zajmował się przede wszystkim minister ds. energetyki, Piotr Naimski, na spotkaniach ze swoim amerykańskim odpowiednikiem. Dużą rolę odegrali też ministrowie spraw zagranicznych Witold Waszczykowski oraz Jacek Czaputowicz, a także ministrowie obrony narodowej, Antoni Macierewicz i Mariusz Błaszczak. Najwięcej mówiono o Nord Stream oczywiście między ministrami ds. energetyki. Nie chcę i nie mogę mówić o wszystkim, ale rola Ricka Perry’ego, byłego ministra ds. energii USA, była rzeczywiście duża i był w tej kwestii bardzo konsekwentny.

 

Niemiecka prasa ostro krytykuje amerykańskie sankcje, przekonując, że Nord Stream jest Europie potrzebny do wyrwania się spod amerykańskiej kurateli. Czy zgodzi się Pan Poseł z opinią, według której Berlin ma wprawdzie duże trudności w relacjach z Donaldem Trumpem, ale przyjmuje te problemy raczej chętnie, wykorzystując je do zrywania niektórych więzi z Waszyngtonem?

Część niemieckich polityków wypowiada się w sprawie Nord Stream bardzo taktycznie. Gazociąg krytykuje na przykład przewodnicząca KE Ursula von der Leyen, a także szereg europosłów partii CDU. Myślę, że jest to uzgodnione z Berlinem. Główny mainstream niemieckiej polityki, CDU i SPD, łącznie z kanclerz Angelą Merkel i wicekanclerzem Olafem Scholzem, jednoznacznie broni Nord Stream, krytykując jednocześnie Amerykanów – i to nawet wtedy, kiedy nie ma po temu specjalnych powodów. W poniedziałek wieczorem w Parlamencie Europejskim na posiedzeniu Komisji Kontroli Budżetu przewodnicząca tej komisji pani, Monika Hohlmeier, zresztą córka wieloletniego premiera Bawarii Franza Josefa Straußa, wymieniła jednym tchem w kontekście omawiania sprawy Babisza Trumpa i Putina. To rzeczywiście pokazuje wśród niemieckich polityków emocjonalny i negatywny stosunek do lokatora Białego Domu. Ta sprawa różni nas od naszych zachodnich sąsiadów, bliższych i dalszych. Niechęć do Trumpa nakłada się na swoisty antyamerykanizm w zachodniej Europie. Za czasów prezydenta Trumpa przybiera u niektórych wręcz rozmiary obsesji.

 

Przedstawiciele opozycji krytykują politykę zagraniczną PiS, mówiąc nieustannie o izolowaniu Warszawy w Europie i na świecie. Czy w ocenie Pana Posła po ewentualnym dojściu przez nich do władzy polska polityka wobec Ameryki uległaby zmianie?

Opozycja z jednej strony albo nie mówi nic o Nord Streamie, albo go krytykuje. Jednocześnie ci sami politycy opozycyjni mówią, że jesteśmy za bardzo związani z Amerykanami. Jeżeli tak, to można się domyślać, że po dojściu do władzy te więzy by rozluźnili. Uważam, że mamy w tej chwili wyjątkową koniunkturę w relacjach polsko-amerykańskich. Trzeba z niej maksymalnie skorzystać. Za rok i kilka miesięcy, jeżeli wybory wygra demokrata, ta koniunktura może się skończyć. Trzeba ten czas maksymalnie wykorzystać. Nie ma tak naprawdę alternatywy. Tak: uważam, że po dojściu opozycji do władzy zmieniłaby się polityka Polski wobec USA. Stalibyśmy się bardziej zakładnikiem polityki niemieckiej czy francuskiej.