Nie rozumiem, skąd ta tęsknota za emeryturą - lekarze alarmują od dawna, że ci, którzy wcześniej przestają pracować, szybciej się starzeją, częściej chorują, wcześniej umierają. Do czego tu się spieszyć? – zastanawia się Ewa Wanat. Tęsknią, bo może wykonują ciężką fizyczną pracę i po prostu marzą o zasłużonym odpoczynku. Wcześniej niż na cmentarzu.

Kiedy ważyły się losy wydłużenia wieku emerytalnego, leżałam akurat w szpitalu na oddziale wewnętrznym, Na pielęgniarki padł blady strach. I wtedy głównie tą sprawą żyły i nawet zbierały podpisy pod protestem. Nie, nie dlatego że były nieambitne, albo leniwe. Wręcz przeciwnie. Każdego dnia przyglądałam się, jak ofiarnie wykonywały swoją pracę, na okrągło, w dzień, w nocy i w święta. Bały się, że jako sześćdziesięciokilkuletnie kobiety, po prostu fizycznie nie dadzą rady choćby umyć pacjenta, albo coś pomylą, bo już wzrok nie ten, albo nie wkłują dobrze wenflonu, bo już ręce nie takie jak za młodu. Protesty i podpisy na nic się nie zdały, pracować muszą. A jeśli pytane o emeryturę mówią, że tęsknią za tym czasem, to budzą swoimi wypowiedziami zdziwienie.

Emerytura z punktu widzenia pielęgniarki pracującej na nocnej zmianie wygląda inaczej niż emerytura redaktor naczelnej rozgłośni radiowej. Marzenie o emeryturze pani salowej czy sklepowej będzie inne niż np. pani redaktor, która w wygodnym fotelu, przy filiżance aromatycznie pachnącej kawy poprawia książkę. I jeśli tylko nie dopadnie jej demencja starcza, to może tę swoją pracę i do 90. roku życia wykonywać. W odróżnieniu od wielu kobiet, które każdego dnia wykonują ciężką fizycznie pracę.  

Ewa Wanat w swoim felietonie w „Wysokich Obcasach” przytacza badania amerykańskie, z których wynika, że większość Amerykanów po 65. roku życia chciałaby pracować: „No ale Ameryka to kraj ludzi przedsiębiorczych i ruchliwych. Czytałam, że przeciętny Amerykanin 18 razy w ciągu życia zmienia miejsce zamieszkania w związku ze zmianą pracy. Podejrzewam, że amerykańscy respondenci myśleli tak jak ja - że życie bez pracy, bez poczucia, że jest się potrzebnym i użytecznym szerszej grupie ludzi niż tylko najbliższa rodzina, staje się jałowe, traci sens, a przede wszystkim traci smak” – pisze Ewa Wanat.

Tymczasem jest to bardzo nie fair uproszczenie. Bo to oznacza, że każdy, kto nie popiera wydłużenia wieku emerytalnego, to mało ambitny leń. A to po prostu nie prawda. Ciekawa jestem, czy tak bardzo tęskniła by pani Wanat za pracą, gdyby na nocnym dyżurze przyszło jej „uczłowieczyć” przywiezionego z dworca bezdomnego, albo gdyby miała zapanować nad trzydziestką rozwrzeszczanych trzylatków na placu zabaw w przedszkolu, a jeszcze wcześniej ich nakarmić, uśpić, pomóc w toalecie? Jak zwykle punkt widzenie zależy od punktu siedzenia.

I jest jeszcze jeden powód, dla którego ludzie marzą o wcześniejszej emeryturze. Choć pewnie nie mieści się to w głowie Ewy Wanat, to wiele kobiet, mężczyzn zresztą też, bo i dziadkowie efektywnie i ochoczo włączają się w pomoc przy wnukach, ­­­­chce po prostu pomóc swoim dzieciom i zająć się wnukami, tak by ci młodzi mogli iść do pracy i się rozwijać, albo – co nie jest bez znaczenia – zarabiać na spłatę kredytu. I chwała im za to, bo pomoc babć i dziadków jest naprawdę bezcenna. Podwyższenie wieku emerytalnego niestety sprzyjać takiej pomocy nie będzie. Bo mało która siedemdziesięcioletnia kobieta będzie miała na tyle siły, by móc co dzień zajmować się niemowlęciem. Raczej wolny czas spędzać będzie na wizytach u lekarza, bo jako osoba pracująca mogła wcześniej nie mieć na to czasu. A i zdrowie też nie takie jak choćby dziesięć lat wcześniej.

Poza tym, dlaczego od razu zakłada Ewa Wanat, że dla każdego emerytura równa się życie pozbawione smaku. Dla wielu życie ten smak dopiero zyskuje. Wreszcie mogą odcinać kupony ot tego, co w życiu ciężko wypracowali. Teraz w końcu nic nie muszą, teraz dopiero mogą. W końcu są szczęśliwi. Wzrusza mnie zawsze moja sąsiadka, która z wypiekami na twarzy zdaje mi relacje z zajęć z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Referuje mi dyskusje o filmach, wykłady z filozofii, obejrzane wystawy. Teraz dopiero czuje, że żyje. I sama znam wiele takich emerytów. Bo emerytura nie oznacza, że trzeba się nakryć gazetą i czekać na śmierć. Emerytura to życie, które warto smakować garściami. O ile zdrowie i siły na to pozwalają.

Małgorzata Terlikowska