Tomasz Poller: Rząd wycofał się z przedstawianej w listopadzie mapy wychodzenia z obostrzeń, co powoduje kontrowersje. Można się oburzać na słowa czy akcje takiego pana Pitonia z "Góralskiego Veta", ale ci przedsiębiorcy tracący pieniądze mają chyba prawo być sfrustrowani...

Radosław Fogiel, wicerzecznik PiS: Po pierwsze, oczywiście że mają prawo i doskonale rozumiem, że ta frustracja może się pojawiać. Nie tylko zresztą w przypadku przedsiębiorców, ale rodziców, którzy nie mogą posłać dziecka do szkoły, pracowników, lekarzy walczących z pandemią i innych grup społecznych. Mówiłem to wiele razy i powtórzę: obecne obostrzenia to nie jest czyjekolwiek widzimisię. Gdyby można było je ot tak znieść, gdyby to nie wiązało się z ryzykiem dla wszystkich obywateli, to przecież momentalnie zostałoby to zrobione. Chyba nikt rozsądnie myślący nie uważa, że pewnego dnia rząd postanowił rzucić kłody pod nogi różnym gałęziom gospodarki i przejść od zrównoważonego budżetu do deficytu? To jest stan wyższej konieczności. Zdajemy sobie sprawę, że to straty ekonomiczne, ale również straty społeczne. Staramy się je w maksymalnym zakresie - na ile to możliwe – zmniejszać. Jeśli chodzi o tarcze  - finansową i antykryzysową - zbliżamy się do 200 miliardów złotych, przeznaczonych na ratowanie gospodarki i miejsc pracy, choć zdajemy sobie sprawę, że dla wielu to nie jest wystarczające. Dosłownie przed chwilą kolejnych kilkanaście miliardów zostało przeznaczonych na pomoc branżom dotkniętym obecnymi obostrzeniami. W przypadku mapy drogowej, prezentowanej w listopadzie, nie mamy do czynienia z wycofaniem się. To był plan działań oparty na prognozach z tamtego okresu, które sugerowały pewną stabilność czy możliwość zarządzania, na ile jest to oczywiście możliwe w przypadku pandemii, sytuacją. To dawało nadzieję na takie podejście: mamy konkretne wskaźniki, zatem podejmujemy wcześniej zaanonsowane decyzje, trzymamy się przedstawionego schematu. Ale w międzyczasie zmieniła się sytuacja obiektywna.

Trudno wytłumaczyć to takiemu drobnemu przedsiębiorcy. Jego nie obchodzi "sytuacja obiektywna". On po prostu nie zarabia...

Rozumiem to. Ale na koniec dnia, jak mawiają Anglosasi, każdy z nas, i przedsiębiorca i nie-przedsiębiorca, nauczyciel i kucharz, murarz i profesor, każdy z nas jest po prostu człowiekiem, który może zachorować na COVID. To jest tutaj najważniejsze i wszystko co robimy, jest temu podporządkowane. Staramy się, aby ten wpływ na gospodarkę był jak najmniejszy, ale absolutnym i najważniejszym priorytetem jest życie i zdrowie Polaków. A sytuacja, jak mówiłem, zmieniła się. Pojawiła się nowa mutacja wirusa i doniesienia lekarzy, że jest ona bardziej zaraźliwa, co grozi nadzwyczajnym wzrostem zachorowań. Cały czas mamy jeszcze dość sporo zachorowań i niestety również zgonów. Ten odsetek nie spada tak szybko, jak byśmy sobie tego życzyli. Do tego w części krajów rozpoczęło się to, co tamtejsi epdemiolodzy nazywają trzecią falą. Musimy pamiętać o zachowaniu drożności służby zdrowia, zwłaszcza w momencie, gdy rozpoczynają się szczepienia. Nie jest też prawdą, bo padają takie zarzuty, że wzorujemy się na innych krajach.

Te zarzuty nie są chyba bezpodstawne, skoro sam pan minister Niedzielski powiedział wprost, że patrzymy tutaj na inne kraje, na rozwiązania sąsiadów...

Oczywiście, patrzymy na inne kraje, ale w tym sensie, że patrzymy na to, co się tam dzieje. Jak przebiega rozwój pandemii. Np. widzimy, że Niemczech pojawiają się nowe ogniska wirusa, które wtrącają ich w zupełny lockdown. Widzimy, że pewne rzeczy się dzieją...

No i wprowadzamy de facto to samo co oni, czyli zamykamy gospodarkę...

Absolutnie nie. Widzimy co się dzieje i żeby tego uniknąć, staramy się zapobiegać i działać adekwatnie. Wyciągać wnioski z decyzji tam podjętych, oceniać, co przyniosło oczekiwane skutki. Nikt znający sytuację nie porówna tego, co jest teraz w Niemczech do tego, co mamy w Polsce. Rozumiem, że w Polsce są uciążliwe obostrzenia, ale to nie jest lockdown tego rzędu, jaki mają w Niemczech. W takiej na przykład Francji dziś trwa debata czy obowiązującą od 20:00 godzinę policyjną wprowadzić już od 18:00. Właśnie dlatego, że obserwujemy to, co się dzieje w innych krajach i by nie doprowadzać do takiej sytuacji w Polsce, przedłużamy te obostrzenia, by nie musieć wprowadzać jeszcze większych. I to miał na myśli minister zdrowia mówiąc, że obserwujemy inne kraje.

Pojawia się pytanie, czy prowadzi się jakąkolwek analizę ekonomiczną. Ile kosztuje nas wprowadzanie obostrzeń? Jakie są realne koszta?

Takie analizy są oczywiście prowadzone. Zajmuje się tym ministerstwo finansów czy np. Centrum Analiz Strategicznych przy Kancelarii Premiera. Najłatwiejszym do wyliczenia, bezpośrednim kosztem, jest oczywiście koszt tarcz, jak to się przekłada na deficyt budżetowy, jak może się przełożyć na kwestie polskich obligacji.

Takie szacunki jednak nie oddają w pełni kosztów zamknięcia części gospodarki. A straty poniesione np. przez hotelarzy i restauratorów na Podhalu przy odwołanych feriach są, delikatnie mówiąc, realne.

Dlatego mówię o tym, co jest najłatwiejsze do wyliczenia. Bardziej szczegółowymi statystykami dysponuje ministerstwo rozwoju czy ministerstwo finansów. Ale z drugiej strony szacujemy też inne rzeczy, np. to, że dzięki tarczy finansowej ok. 6 mln miejsc pracy zostało uratowanych. Nikt nie neguje, że przedsiębiorcy i z Podhala, i z Podkarpacia, i z warmińsko-mazurskiego i z lubuskiego są tym wszystkim doświadczani. Mówiłem wcześniej o instytucjach pomocy – przypomnijmy tutaj przyjęty latem bon turystyczny, stworzony właśnie dla wsparcia tych branż. Musimy ważyć racje. Jak pokazały doświadczenia innych państw, próby bagatelizowania całej sytuacji, np. w Wielkiej Brytanii, skończyły się tym, że i tak koniec końców wprowadzono tam obostrzenia. Ani nie zjedli ciastka, ani go nie mają.

I jeszcze jedno pytanie. Czy wiadomo, ile osób zostało zaszczepionych na COVID? Chodzi mi o pełne zaszczepienie, czyli przyjęcie dwóch dawek szczepionki...

Według wskazań producenta między podaniem pierwszej i drugiej dawki szczepionki musi upłynąć co najmniej 21 dni. Szczepienia w Polsce rozpoczęły się 27 grudnia, od tamtej pory jeszcze 21 dni nie minęło.