Prezydent Stanów Zjednoczonych przerwał swój urlop, na którym przebywał w letniej rezydencji w Camp David. Po powrocie do Waszyngtonu w związku z coraz trudniejszą sytuacją w Afganistanie, wygłosił orędzie do narodu.

Amerykański prezydent stwierdził między innymi:

Mówiłem władzom Afganistanu, że muszą przygotować się do wojny domowej po wyjeździe Amerykanów, ale rząd Afganistanu nie potrafił się zjednoczyć. Amerykańscy żołnierze nie powinni ginąć w wojnie, której afgańskie wojsko nie chce prowadzić”.

Winą za sytuację w Wietnamie obarczał też Donalda Trumpa. Ocenił, że umowa zawarta z talibami postawiła go w sytuacji, w której mógł tylko wycofać wojska USA z Afganistanu, albo wysłać kolejne.

Biden dodał też, że po tym jak afgańska armia poddała się talibom, obecność USA w tym kraju niczego by nie zmieniła. Zaznaczył, że USA nie mogły dalej wysyłać amerykańskich żołnierzy na wojnę domową, kiedy sami Afgańczycy nie mają zamiaru walczyć.

Amerykański prezydent wskazywał też, że misją w Afganistanie nigdy nie było budowanie państwa czy demokracji, ale „dopadnięcie bin Ladena i zdziesiątkowanie Al-Kaidy”.

Media wypominają jednak Bidenowi, że ten 9 lipca zapewniał, że w Afganistanie nie dojdzie do powtórki z Wietnamu, kiedy to w popłochu ewakuowano ambasadę USA.

dam/TVP.Info,PAP