Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Krótko po nasileniu antypolskich ataków ze strony Federacji Rosyjskiej i jej prezydenta Władimira Putina, jeden z liderów Konfederacji, poseł na Sejm RP i były europarlamentarzysta, Janusz Korwin-Mikke mówi w mediach, że rosyjski przywódca tylko głupio żartował, że nie powinniśmy podchodzić do jego wypowiedzi tak nerwowo, że właściwie Putin miał rację, bo nie można zrównywać ZSRR z III Rzeszą, a wśród bolszewików było niewielu Rosjan, bo w większości byli to Polacy, a dowództwo stanowili przeważnie Żydzi

Witold Gadowski, dziennikarz śledczy, publicysta: Są to opinie albo infantylne, albo po prostu sterowane, które mają za zadanie uczynić całą sytuację nieczytelną. Tymczasem dla mnie ta sytuacja jest bardzo czytelna: armia sowiecka była takim samym agresorem na Polskę, jak niemiecka armia hitlerowska. Stalin i Hitler są podobnymi ludobójcami, z tym że Stalin zamordował więcej ludzi niż Hitler- i to tylko dlatego, że miał na to więcej czasu.

Armia radziecka była armią agresora, który nie tylko uczestniczył w agresji w '39 r., ale także potem przez 50 lat okupował Polskę. To są fakty, a takie rozmydlanie faktów jest albo wyrazem obniżonej sprawności intelektualnej, albo działaniem mają swój cel- zresztą bardzo konkretny, a na pewno niezgodny z interesem państwa polskiego.

Również opozycja spod znaku Koalicji Obywatelskiej czy Lewicy skupia się raczej na krytyce pod adresem polskiego rządu niż wsparciu czy chociażby okazaniu solidarności w obliczu jawnie niesprawiedliwych i krzywdzących ataków

Każdy, kto w tym sporze z Rosją i Putinem nie stoi po stronie polskiego rządu, działa na niekorzyść niepodległości i suwerenności państwa polskiego. I to trzeba sobie jasno powiedzieć. W tej sprawie wszyscy powinni mówić jednym głosem, niezależnie od poglądów politycznych. Agresja słowna Putina na Polskę powinna znaleźć jednoznaczną odpowiedź po stronie wszystkich polskich środowisk, także opozycyjnych. Jeżeli ktoś mówi inaczej, to jest szkodnikiem.

W pewnym sensie zaskakujące wydaje się stanowisko byłego premiera, Donalda Tuska, który nie szczędzi uszczypliwości rządowi PiS. Tymczasem w obliczu ataku Putina, szef EPL zaapelował o jedność między opozycją a rządem, przekonując, że to nie czas na wewnętrzne spory

Żadna wypowiedź Donalda Tuska mnie nie zaskoczy, ponieważ jest to polityk, który nawet sprawując stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej działał niezgodnie z interesem Polski. Zamiast tego działał raczej zgodnie z własnym interesem, ewentualnie- swoich mocodawców.

Czy zatem wypowiedź Tuska traktuje Pan bardziej jako „PR”?

W tym wypadku stanowisko państwa polskiego reprezentuje premier Mateusz Morawiecki. Wszystkie inne opinie są po prostu opiniami szkodliwymi dla polskiej niepodległości.

Z krytyką spotyka się również postawa głowy państwa. Czy to dobrze, że prezydent Andrzej Duda nie przedstawia swojego stanowiska wobec niedawnych wypowiedzi rosyjskiego przywódcy?

Absolutnie nie oceniałbym postawy prezydenta Andrzeja Dudy. W praktyce jest bowiem tak, że zostawia się najmocniejszy argument na najbardziej rozognioną część sporu. Spór między Polską a Rosją natomiast dopiero narasta. Dlaczego prezydent ma się wypowiadać od razu? Głowa państwa nie jest „chłopcem na posyłki” dla różnych polityków, którzy chcieliby żeby zachowywał się tak czy inaczej. Prezydent reprezentuje majestat Rzeczypospolitej i nie uważam, żeby w jakikolwiek sposób postąpił tutaj niewłaściwie.

Nie czujemy wsparcia także ze strony instytucji unijnych. O ile poszczególni ambasadorowie stają po stronie Polski, o tyle Bruksela milczy. Czy to wyłącznie dlatego, że wciąż jesteśmy zbyt słabym graczem, czy może unijne elity obawiają się „drażnić” Putina?

Postawa Brukseli jest wypadkową kilku sytuacji: po pierwsze- akcji dywersyjnej ze strony środowisk politycznych w naszym kraju, które szkodząc rządowi, szkodzą de facto Polsce. Po drugie- sporych wpływów rosyjskich w Parlamencie Europejskim i innych instytucjach unijnych, wpływów, które są zresztą budowane od lat i których siłę widać w różnych momentach. Po trzecie- jest to też wypadkowa sporu, który polskie władze toczą z instytucjami unijnymi, które chcą Polskę pozbawić istotnych atrybutów niepodległego państwa. Dlatego też w tym sporze od samego początku stoję po stronie rządu, uważając, że władze naszego kraju reprezentują głos niepodległych Polaków.

Zdaniem wielu komentatorów, Władimir Putin atakuje werbalnie Polskę na użytek wewnętrzny, na użytek własnego kraju, po to aby pokazać, że jest silnym przywódcą i odwrócić uwagę od sankcji, biedy w kraju czy skandali w sporcie. Czy Pana zdaniem jest to rzeczywiście tylko polityka wewnętrzna, czy też kryje się za tym jakieś zagrożenie dla Polski i Europy?

W historii Federacji Rosyjskiej zawsze przychodzą takie momenty, gdy Rosja musi prężyć muskuły, a car- pokazywać, że jest silny i bezwzględny. Wówczas stabilizuje się pewien układ władzy. Inaczej układ może zostać rozchwiany, a jak wiemy z historii Rosji, słabi carowie byli pozbawiani życia. To stara tradycja rosyjska, ale też tradycja azjatyckiego stepu. Wydaje mi się, że mamy tu do czynienia z wewnętrznymi rozgrywkami Rosji, ale także z rozwiniętymi akcjami dyplomatyczno-agenturalnymi. Polska jest w tym działaniu rekwizytem, który w dodatku Putin wykorzystuje dosyć cynicznie.

Jesteśmy przedmiotem wojny informacyjnej?

Oczywiście, jest to wojna informacyjna, nazywana przez niektórych hybrydową. W istocie jednak cały spór sprowadza się do tego, czyja wersja historii, propagandy, będzie bardziej powszechna: czy polska, czy rosyjska.

W tym kontekście powracamy też do obchodów 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Niektórzy politycy i dziennikarze uważają, że polska dyplomacja zrobiła źle, nie zapraszając Władimira Putina czy jakiegokolwiek ważnego przedstawiciela państwa rosyjskiego, ponieważ mieliśmy wówczas możliwość przedstawienia Rosjanom naszej prawdy

Uważam, że należało zaprosić Władimira Putina, oczywiście przedstawiając swoją wersję na temat udziału Sowietów w II wojnie światowej, bo jedno drugiemu nie przeczy. Takie gesty dyplomatyczne w postaci niezaproszenia są już dosyć wrogie, dążące do otwartego konfliktu, podczas gdy konflikt powinno się raczej stopniować. Przede wszystkim jednak priorytetem musi być polska narracja niepodległościowa, a zabiegi dyplomatyczne to już zupełnie inna kwestia, której środki należy dostosować do celów. Tymczasem wydaje mi się, że nasza dyplomacja nie jest za bardzo świadoma swoich celów.

Bardzo dziękuję za rozmowę