Opinia publiczną wstrząsnęła wiadomość, że niemiecki koncern energetyczny RWE sprzedał swój dział wydobywczy funduszowi LetterOne, należącemu do rosyjskiego holding Alfa Group, którego z kolei największym akcjonariuszem jest rosyjski multimiliarder Michaił Fridman. W ubiegłym roku Fridman wraz ze swoimi partnerami biznesowymi sprzedali połowę akcji kompanii naftowej TNK-BP państwowemu molochowi Rosnieft. Tym samym Rosjanie stali się posiadaczami kolejnych 4 koncesji na poszukiwanie złóż gazu łupkowego, tym razem na Podkarpaciu. Ogólnie mogą posiadać łącznie już kilkanaście procent koncesji z ponad 100 dostępnych na rynku.

Sprzedani za grosze

Tezę, że koncesje były sprzedawane zbyt tanio (ich właścicielem można było się stać już za kilkaset tysięcy złotych), udowadnia fakt, że były one wielokrotnie przedmiotem handlu między zainteresowanymi stronami. Układanka postawionych firm, ich ukrytych udziałowców i faktycznych zarządzających jest trudna do rozszyfrowania nawet dla wytrawnego analityka finansowego.

Z powodów strategicznych, nie budzą większych zastrzeżeń koncesje należące do narodowych monopolistów. Orlen Upstream posiada7, aPGNiG 12 koncesji od Pomorza po Lubelszczyznę. Aż 13 koncesji ma należący do Jana Kulczyka Petrolinvest. 4 koncesje posiada amerykański Chevron, 3 włoski Eni, taką samą liczbę ma globalna-kanadyjska Talizman Energy a 6 BNK Petroleum, spółka także notowana na giełdzie papierów wartościowych w Kanadzie. Z kolei San Leon Energy, posiada łącznie 10 koncesji.  Stoi za nim fundusz Blackrock i znany, aczkolwiek kontrowersyjny i postępowy inwestor, George Soros.

Dalej jest już nie tak przejrzyście. DPV service ma 5 koncesji na poszukiwanie gazu na terenie 4 województw. DPV jest partnerem węgierskiego Emfesz. W węgierskiej spółce długo toczyły się boje własnościowe między rosyjskimi a ukraińskimi oligarchami i tak naprawdę nie wiadomo, pod czyją kontrolą znajdują się obecnie uprawnienia do poszukiwań na terytorium Polski. Pośrednio inne koncesje, oprócz niemieckich wymienionych powyżej, mieli także austriaccy partnerzy Gazpromu z firmy RAG. Nie są do końca jasne także wszystkie powiązania kapitałowe w Petrolinveście, m.in. za sprawą spółek zarejestrowanych na Cyprze.

Zarówno urzędnicy jak i inwestorzy przekonywali, że firmy poszukiwawcze muszą ponosić olbrzymie koszty pod przygotowanie inwestycji. Samo wiercenie otworów to koszt od 10-30 mln dolarów za otwór. Niemniej koncesje, skoro były przedmiotem wielokrotnego obrotu, mogły być sprzedawane zbyt tanio. Fakt, że zaledwie 20 proc. pozostaje w polskich rękach zakrawa na skandal. Bulwersujące jest także i to, że zarówno rząd, jak i służby nie są w stanie do końca stwierdzić, kto jest faktycznym właścicielem pozostałych wydanych pozwoleń.

Ukraińskie echa

Ofensywne działania militarne Rosji wobec Ukrainy, znajdują także uzasadnienie w dążeniach naszego wschodniego sąsiada do uniezależnienia się od dostaw gazu płynącego za pośrednictwem Moskwy. Od 2012 r. Ukraińcom mieli w tym pomagać Amerykanie. Przetargi na poszukiwanie gazu łupkowego w tym kraju wygrały amerykański Chevron i brytyjsko-holenderski Shell. Amerykanie zagospodarowali złoże oleskie znajdujące się zachodnich obwodach: lwowskim i iwano-frankowskim. Przyszli inwestorzy zadeklarowali, że łączne inwestycje mogą sięgnąć nawet 10 mld dolarów.

Obie firmy kolaborowały z należącymi do ludzi Janukowycza spółkami geologicznymi i wydobywczymi. Ukraińskie złoża w porównaniu z polskimi są gigantyczne. Eksperci szacują niekonwencjonalne złoża gazu na 4-7 trylionów metrów sześciennych. Według optymistycznych prognoz, Ukraina już w 2020 r. mogłaby stać się w pełni niezależna od rosyjskiego gazu, a nawet stać się światowym eksporterem tego surowca. Kijów duże nadzieje wiązał także z eksploatacją szelfu na ukraińskiej części Morza Czarnego. Aneksja Półwyspu Krymskiego przez Moskwę i dominacja Floty Czarnomorskiej w tym rejonie,  może ostatecznie pokrzyżować te plany. Ukraińcy mieli wydobywać 10 mld metrów sześciennych gazu z łupków i 10 mld z szelfu rocznie.

Ukraina ponadto planowała przedłużyć żywotność istniejących w tym kraju elektrowni atomowych – co najmniej do 2030 r. oraz zbudować nowoczesny terminal gazowy LNG. W obecnej sytuacji gospodarczej i politycznej trudno wskazać źródło finansowania tych inwestycji. Chevron, obok Ukrainy, jest także przecież także mocno zaangażowany w prace poszukiwawcze w Polsce, w Rumunii, w Bułgarii i na Litwie.

Amerykanie głośno sugerują, że gaz łupkowy może stać się grabarzem gospodarczych wpływów rosyjskiego imperium w naszej części kontynentu. Dwiema drogami – Europa Środkowa i Wschodnia za pomocą amerykańskich technologii może stać się samowystarczalna oraz ewentualne większe zapotrzebowanie na gaz będzie możliwe dzięki amerykańskiemu eksportowi. W ten sposób, takie kraje jak Polska czy Ukraina, nie będą musiały obawiać się gróźb, że Gazprom odetnie nas od dostaw błękitnego surowca. Trzeba jednak starać się odróżnić stan faktyczny od medialnej propagandy.

W przeddzień kryzysu

Na dzień dzisiejszy, gdyby Rosja chciała zaszkodzić gospodarczo Europie, z zaskoczenia drastyczne zmniejszając dostawy gazu, mogłaby zachwiać światowymi rynkami, a w szczególności gospodarkami krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Co prawda Stany Zjednoczone już dziś są większym od Rosji producentem gazu ziemnego (i zarazem największym w świecie), lecz sieć powiązań uzależniających Stary Kontynent od dostaw ze Wschodu i Azji, jest w tej kwestii dominująca.

Pozostałe trendy rynkowe, jak nadwyżki produkcji gazu za Oceanem, coraz większy udział surowca wydobywanego ze złóż niekonwencjonalnym kosztem wydobycia ze złóż tradycyjnych, spadek kosztów technologicznych oraz cen gazu na światowych rynkach, pozwalają mieć nadzieję, że wojna surowcowa może mieć coraz mniejszy wpływ na gospodarkę wielu krajów, niż powszechnie zwykło się sądzić.

Niemniej dywagacje o dywersyfikacji dostaw surowców do naszego kraju należy urealnić. Transport surowca drogą morską może znacznie podnieść koszty importu do Polski. Znacznie bardziej opłacalne byłoby podłączenie się do eksportowego potencjału Ukrainy. Szkopuł w tym, że jest to pieśń przyszłości. Sytuacja polityczna w tym kraju jest na tyle niepewna, że nie warto wokół niej budować sobie planów.

Znacznie bardzie przewidywalne niż import gazu z krajów o niestabilnej sytuacji politycznej jest inwestowanie w rodzimy przemysł gazowy. Nawet jeśli okazałoby się, a niestety tak jest, że koszty wydobycia w kraju są dużo wyższe niż ewentualny import z zagranicy. Początkowe szacunki mówią nawet o tym, że polski gaz z łupków byłby nawet dwukrotnie droższy od gazu importowanego z Ukrainy. Niemniej należy pamiętać, że to i tak mniej niż płacimy Gazpromowi, nie mówiąc już o politycznych reperkusjach tego faktu.

Politycy, zarówno rząd jak i jego krytycy, w chwilach, gdy działania wojenne za granicami naszego kraju przeniosły się najbliżej nich od zakończenia II wojny światowej, powinni zadbać o nasz interes narodowy. W kwestiach surowcowych najbardziej istotną jest nasza suwerenność energetyczna. W tym przypadku trzeba zwracać uwagę, aby realizować interes polskiej racji stanu, a nie być tylko narzędziem do realizacji interesów ekonomicznych obcych mocarstw, czy to Rosji, czy Stanów Zjednoczonych.

Tomasz Teluk