29 sierpnia Piotr Kosewicz wywalczył złoto w paraolimpijskim konkursie rzutu dyskiem w klasie F52. Polskiego zawodnika, oprócz białoczerwonych barw, wyróżniał jeszcze jeden osobliwy szczegół. Na szyi zawieszone miał dwa szkaplerze. Historia złotego medalisty jest nie tylko opowieścią o determinacji, pracowitości i samodyscyplinie. To też niezwykła opowieść o tym, jak Bóg działa w życiu człowieka.

W 1988 roku, 14-letni wówczas Piotr, bawiąc się z kolegami spadł ze słupa wysokiego napięcia. Złamał kręgosłup, co doprowadziło do paraliżu. Od tego dnia porusza się wózku. Lekarz polecił młodemu chłopakowi, aby zajął się jakimś sportem, który pomoże mu wzmocnić obręcz barkową, a dzięki temu będzie mógł normalnie funkcjonować. Piotr trafił do jeleniogórskiego klubu Start, gdzie rozpoczął treningi w sekcji biegów narciarskich oraz biathlonu. W 1998 roku zajął piąte miejsce w sztafecie 3×25 km oraz ósme w biegu indywidualnym na 5 km na igrzyskach paraolimpijskich w Nagano.

W 2006 roku Piotr Kosewicz otworzył studio fotograficzne. To fotografia stała się jego sposobem na życie i pracą zarobkową. Po kilku latach postanowił jednak wrócić do sportu, tym razem jednak wybrał rzut dyskiem. Do tej decyzji popchnęło go kilka przesłanek. Rzut dyskiem uprawia Rober Jachimowicz, który ma podobne do niego uszkodzenie rdzenia kręgowego. Ponadto tę dyscyplinę może trenować bez konieczności częstych wyjazdów, więc nie odbija się negatywnie na jego życiu rodzinnym i zawodowym. Po pracy udaje się na treningi do Małgorzaty Niedźwieckiej, która… była w szkole jego nauczycielką WF.

W tym wszystkim, co podkreśla złoty medalista, pomaga mu Bóg.

- „Jestem osobą bardzo wierzącą. Bez wiary nie znalazłbym w sobie siły do walki o złoto. Bóg mi to jakoś dał, chyba wymodliłem modlitwą do św. Józefa”

- powiedział w rozmowie z Michałem Polem dla paraolympic.org.pl.

kak/paralympic.org.pl, Facebook, aleteia.pl