Brytyjski Office for National Statistics (odpowiednik polskiego Urzędu Statystycznego) pokazuje, że czworo na dziesięcioro dzieci urodzonych w 2024 r. w Anglii miało przynajmniej jednego rodzica, który nie był pierwotnie narodowości brytyjskiej: dokładnie 40,4 proc. w zeszłym roku, co jest wzrostem w porównaniu do 2023 r., kiedy te dane wynosiły 38,2 proc. Rok 2024 to także pierwszy wzrost liczby urodzeń od 2021 r.: 594.677 dzieci w Anglii i Walii. Jednocześnie w Walii zwiększyła się liczba rodziców urodzonych za granicą: skok z 31,8 proc. do 33,9 proc.
Wśród matek noworodków największą grupę stanowiły w 2024 r. kobiety pochodzenia indyjskiego, czyli 4,4 proc. (26.146 urodzeń). Na następnych dwóch miejscach znalazły się matki z Pakistanu (21.524) oraz z Nigerii (14.671). Za nimi uplasowały się rodzicielki z Rumunii, Bangladeszu, Polski, Ghany, Afganistanu, Albanii i Iraku. Przy tym Londyn to miasto, które wiedzie w Wielkiej Brytanii, jeśli chodzi o najwyższy odsetek narodzin w związkach, w których przynajmniej jedno z rodziców jest imigrantem.
„Na poziomie władz lokalnych, miasto Londyn, administracyjnie oddzielny ośrodek brytyjskich usług finansowych w stolicy, miał największy odsetek narodzin w związkach, w których przynajmniej jeden rodzic jest obcego pochodzenia: 84,4 %”. Z kolei poza Londynem to Luton jest nie tylko miastem wielokulturowym, ale także plasującym się w czołówce miejscowości o największej grupie rodziców imigranckich, którzy stanowią w nim 78,9 proc.
Jak przypomina Kurt Zindulka, publicysta portalu „Breitbart”, w maju tego roku lewicowy premier Keir Starmer stwierdził w przemówieniu, że masowa imigracja nie przyczyniła się do wzrostu gospodarczego, ale także stanowi zagrożenie, gdyż Wielka Brytania może się zamienić w „wyspę obcych”. Pod wpływem nacisków Starmer potem wycofał się ze swoich słów.