„Tankujemy za symboliczną złotówkę. Idziemy zapłacić, pooglądać gazety, zjeść hot-doga itd." - w ten sposób kierowcy na portalu społecznościowym Facebook namawiają innych do wzięcia udziału w poniedziałkowej akcji blokowania stacji benzynowych. To wyraz sprzeciwu wobec drogich paliw. Organizatorem protestu jest znów Polska Inicjatywa Obywatelska, która w grudniu ubiegłego roku nawoływała do zaangażowania się w podobną demonstrację. Udział w akcji potwierdziło na facebooku ponad dwa tysiące osób. Zaproszonych jest ponad 10 tysięcy zmotoryzowanych”- informuje TVN24.


"Zbierzemy się na parkingach w całej Polsce (...), podzielimy na grupki i udamy się na stacje benzynowe. Tam podjeżdżamy do dystrybutora, tankujemy za symboliczną złotówkę, idziemy zapłacić, pooglądać gazety, zjeść hot-doga itp. Wracamy do samochodu i tankujemy znowu i tak np. tankujemy za 20,50,100 zł. - instruują organizatorzy protestu, który ma odbyć się w 17 polskich miastach. W Warszawie zaś zebrani przy ulicy Smolnej kierowcy wyruszą w żółwim tempie w kierunku Sejmu. Jeżeli akcja nie będzie skuteczna i nie przyniesie obniżki cen paliw to  organizatorzy zapowiadają podjęcie kolejnych kroków, jakimi będą m.in. blokady ulic miast oraz tras szybkiego ruchu i autostrad, czy blokowanie dojazdu do koncernów naftowych w całej Polsce. "Przy zablokowanych stacjach wpływy z podatków w danym dniu na pewno będą mniejsze. Pokażmy wszystkim, że nie jesteśmy marionetkami w rękach rządu! Pokażmy, że też mamy coś do powiedzenia!" - nawołują autorzy sprzeciwu.



Ponad połowa ceny benzyny i ropy to podatek. Na dodatek  Unia od tego roku wymogła od polskiego rządu znaczącą podwyżkę ceny ropy. Bardzo mocno odbija się to na kierowcach posiadających samochody z silnikami Diesla. Ja należę do tych kierowców. Ostatnio zrezygnowałem nawet z podróży do stolicy samochodem i przesiadłem się do autobusu. Pierwszy raz tak bezpośrednio odczułem kuriozalną podwyżkę. Niestety analitycy zapewniają, że to nie koniec destrukcyjnych dla gospodarki działań polityków. Napięta sytuacja na Bliskim Wschodzie powoduje, że ceny diesla mogą skoczyć do…8 zł za litr. Czy obwiniać za ten stan rzeczy można tylko sytuację geopolityczną? „Bezkrytycznie poszliśmy w kierunku europejskich rozwiązań podatkowych, a nie jesteśmy krajem tak zamożnym jak inne państwa Europy Zachodniej. I dziś widoczne są skutki tej polityki - portfel Polaka jest trzykrotnie chudszy od niemieckiego, a różnice w cenach paliw są minimalne”- mówił  kilka miesięcy temu ekspert rynku paliw Andrzej Szcześniak w wywiadzie dla „Naszego Dziennika”. „Wpływy z podatków paliwowych do budżetu są znaczne, więc rząd nie jest zainteresowany niskimi cenami paliw. W Europie, choć zasadniczo podatki są wyższe, można zauważyć, że wiele krajów stosuje ulgi dla poszczególnych grup konsumentów, jednak polscy politycy nie podejmują kroków w tym kierunku w ramach przepisów Unii Europejskiej”- dodaje ekspert. Chyba to jest odpowiedź na pytanie.  


Jak już pisałem dziś w tekście o hakerach, obawiam się, że słuszny protest może czasami zamienić się w anarchię. Jednak pod rebelią kierowców podpisuję się rękoma, które coraz częściej muszę zdejmować z kierownicy i nogami, które służą mi do przemieszczanie się po mieście częściej niż mój TDI.


Łukasz Adamski