Ks. Marek Dziewiecki: Ból, lęk a nawet emocjonalny bunt w obliczu śmierci kogoś bliskiego, nie jest przejawem utraty wiary w Boga. Przeciwnie, jest potwierdzeniem wiary i więzi z Bogiem! Jeśli w godzinie wyjątkowego bólu buntuję się przeciw Bogu, to nie tylko uznaję to, że On istnieje, ale też traktuję Go jako mojego największego przyjaciela, któremu mogę wykrzyczeć i wypłakać największy nawet ból, żałobę, tęsknotę. „Stoicki” spokój byłby czymś dziwnym nie tylko w obliczu bólu rozstania z kimś, kto umiera, ale też w obliczu zachwytu i wzruszenia w obliczu niezwykłości ludzkiego życia, które zmierza do swego doczesnego kresu.

Cierpienie w obliczu śmierci kochanej osoby jest nieuniknione. Upewnia nas o tym sam Jezus, który serdecznie zapłakał przy grobie Łazarza chociaż wiedział, że go za chwilę wskrzesi. Ale wiedział też o tym, jak wiele bólu przeżyły już siostry zmarłego i jak bardzo cierpieli jego przyjaciele. To właśnie „stoicki” spokój byłby postawą sprzeczną z chrześcijaństwem. W obliczu śmierci na krzyżu Jezus wykrzyczał emocjonalny bunt wobec Boga: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (por. Mt 27, 47.). Syn Boży cierpiał wtedy najbardziej nie z powodu okrutnego losu, który zgotowali Mu ludzie, ale z powodu straszliwego cierpienia Jego Najświętszej i Najwrażliwszej Matki, której bezmiar bólu jedynie On był w stanie sobie wyobrazić… W obliczu umierania kochanej osoby chrześcijanin ma prawo do niepokoju i bólu, a nawet do emocjonalnego buntu. Dojrzałość nie polega na braku cierpienia, lecz na tym, by stopniowo przechodzić od buntu w emocjach do zaufania w postawach. Również w tym aspekcie wzorem jest Chrystus, który zawierza siebie Bogu całkowicie: „Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha mojego” (por. Łk 23, 46).

Nikomu z nas nie jest łatwo zająć dojrzałą postawę wobec śmierci osoby, którą kochaliśmy i którą przecież nadal kochamy. W procesie dochodzenia do równowagi po śmierci kogoś bliskiego można zaobserwować kilka typowych faz. Faza pierwsza to zwykle bunt, niepokój i poczucie bezradności. Faza druga to przyjęcie do wiadomości faktu utraty kogoś bliskiego, a także faktu, że odtąd przyjdzie nam radzić sobie z życiem bez tej osoby. Faza trzecia to świadome odcierpienie bólu, związanego ze stratą kogoś bliskiego. W tej fazie jest rzeczą zupełnie normalną to, często że powracają wspomnienia o zmarłym, że pojawiają się łzy w naszych oczach i że z bólu czy wzruszenia ściska się nam gardło aż tak mocno, że nie jesteśmy w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Faza czwarta to uczenie się tego, w jaki sposób radzić sobie z życiem po stracie bliskiej osoby. Wreszcie faza piąta to upewnianie się o tym, że zmarła osoba nadal jest obecna w naszym życiu i że duchowa więź z nią staje się dla nas potężną siłą oraz umocnieniem w trudnych sytuacjach.

Najpierw trzeba empatycznie wczuwać się w słowa i zachowania osoby cierpiącej na skutek śmierci kogoś bliskiego. Wczuwanie się w czyjeś myśli i przeżycia chroni nas przed pokusą naiwnego pocieszania czy pouczania człowieka w żałobie. Należy wyjaśniać, że w pierwszej fazie żałoby niezwykle bolesne przeżycia, cierpienia i bezsenność to zupełnie normalne i zdrowe objawy. Ważnym elementem pomagania osobom w żałobie jest wyjaśnianie, że dla ludzi wierzących cierpienie związane ze śmiercią kogoś bliskiego nie jest przejawem niewiary czy utraty więzi z Bogiem, lecz sposobem dzielenia się własnym bólem z Największym Przyjacielem. W dojrzałym przeżywania żałoby pomocą są pogłębione więzi z Bogiem, a także z krewnymi i przyjaciółmi. Samo współczucie z naszej strony nie jest wystarczającym sposobem pomagania.

Pomagać osobom w żałobie to także przypominać im o dojrzałej hierarchii wartości, wśród których miłość, odpowiedzialność, wierność i wytrwałość stoją wyżej niż dobry nastrój czy chęć uwolnienia się od cierpienia. Droga miłości pozostaje drogą błogosławieństwa nawet wtedy, gdy jej pewne odcinki stają się drogą krzyżową. Ważnym zadaniem jest również pomaganie ludziom w żałobie, by stopniowo przechodzili od pytania: dlaczego tak się stało? - do pytania: jak żyć w nowej sytuacji i skąd teraz czerpać siłę?

Udzielanie mądrej pomocy komuś, kto przeżywa żałobę w obliczu śmierci kochanej osoby, jest możliwe tylko wtedy, gdy my sami potrafimy zająć dojrzałą postawę wobec życia i wobec umierania. Dla tych ludzi, dla których śmierć jest nieodwracalną i niezrozumiałą tragedią, odejście kogoś bliskiego jest podwójnym ciosem. Wiąże się z ostateczną – w ich przekonaniu - utratą kogoś ważnego, a jednocześnie przypomina im o tym, że również oni zostaną kiedyś unicestwieni przez śmierć. Tymczasem dla chrześcijanina śmierć jest bolesnym rozstaniem, ale nie jest tragedią. Śmierć jest dramatem dla tych ludzi, którzy umierają zanim nauczą się kochać. To jednak nie śmierć jest winna temu, iż dany człowiek nie nauczył się kochać w doczesności. Dla takiego człowieka śmierć zawsze przychodzi za wcześnie. Sposób przeżywania żałoby po śmierci ukochanej osobie mówi nam zawsze coś ważnego o nas samych oraz o naszym sposobie istnienia. Dojrzały chrześcijanin wie, że wiek rozwojowy trwa od poczęcia do naturalnej śmierci i że proces umierania to jeszcze jedna szansa na rozwój. Dla tych, którzy kochają, śmierć – zgodnie z wyrażeniem św. Franciszka – staje się siostrą i przyjaciółką, gdyż prowadzi ich do pełni życia! Właśnie dlatego jedynym dobrym sposobem przygotowania się do śmierci jest życie w miłości.

Czym jest Zmartwychwstanie?

W procesie umierania narodzimy się do wieczności z całym bogactwem naszego człowieczeństwa, a zatem zarówno z tym, co w nas duchowe, jak i z tym, co w nas cielesne. Zmartwychwstanie człowieka nie będzie jednak przywróceniem sytuacji sprzed śmierci doczesnej. Tym właśnie zmartwychwstanie różni się od wskrzeszenia! Zmartwychwstanie oznacza, że Bóg obdaruje nas nową fazą istnienia, a także nową relacją między naszą cielesnością a duchowością. Po zmartwychwstaniu nie będzie już w nas walki między człowiekiem ciała a człowiekiem ducha. Nie oznacza to, że duch pokona ciało, ale że będzie to zwycięstwo człowieka nad samym sobą! Zmartwychwstanie ludzi zbawionych oznacza doskonałą harmonię wszystkich wymiarów w człowieku. Zmartwychwstanie to pełne włączenie ciała w tajemnicę osoby. To nie tylko uduchowienie ciała, ale to także ucieleśnienie ducha (por. Rz 8, 23; Łk 20, 36).

Na razie jednak żyjemy w warunkach ziemskich. Na razie oczekujemy zbawienia i zmartwychwstania. Na razie „ciało pożąda przeciwko duchowi, a duch przeciw ciału” (Ga 5,17). Na razie panowanie nad ciałem wymaga stanowczej czujności, wewnętrznej dyscypliny, stawiania sobie twardych wymagań, kierowania się dojrzałą hierarchią wartości. Z powodu zranienia ciała i ducha na skutek konsekwencji grzechu pierworodnego, życie człowieka na ziemi okazuje się bolesną nieraz walką (por. Job 7, 1) a czasem marnością nad marnościami (por. Koh 1, 2). Jednocześnie jednak już tu, na tej ziemi, ludzkie ciało w Chrystusie stało się narzędziem widzialnej miłości i odkupienia: „Przeto przychodząc na świat, mówi: ofiary ani daru nie chciałeś, ale utworzyłeś mi ciało” (Hbr 10, 5). To właśnie za pośrednictwem ludzkiej cielesności Syn Boży objawia nam odkupieńczą miłość i kocha nas do końca. Aż do ofiary z własnego życia. Aż do fizycznej śmierci na krzyżu. Przy zmartwychwstaniu przemiana najbardziej widoczna dotyczyć będzie naszych ciał, ale tylko dlatego, że w warunkach ziemskich cielesność człowieka jest widzialna i że dzięki temu możemy łatwiej obserwować przemiany w naszej cielesności niż w sferze intelektualnej, moralnej czy duchowej.

O czym mówić ludziom w obliczu śmierci?

Najlepsze, co możemy wtedy uczynić, to upewniać tych ludzi o tym, że ich nieodwołalnie kochamy i że Bóg kocha ich jeszcze bardziej! Najbliżej umierających są ci, którzy najbardziej kochają i którzy nie boją się ciszy. Dużo więcej na temat śmierci warto natomiast mówić tym, którzy zaczynają dopiero start w dorosłe życie. Wyjaśniajmy dzieciom, młodzieży a także ludziom w sile wieku, że najlepszym przygotowaniem na spotkanie ze śmiercią doczesną jest szlachetne postępowanie tu i teraz. Najpewniejszym sposobem na dobrą śmierć jest święte życie doczesne!

jkg/opoka.org.pl - autorem tekstu jest ks. Marek Dziewiecki, link do całości tekstu - TUTAJ