Szymon Hołownia wszedł do wyborów prezydenckich jako dziennikarz katolicki. Jak się jednak niestety okazuje, postanowił rozdzielić swoją wiarę od polityki, którą teraz się zajął. Chcąc zostać „prezydentem wszystkich Polaków”, samemu staje się człowiekiem bez własnych przekonań.

Na swoim Twitterze kandydat na prezydenta napisał: „Marta Lempart kłamie. Nie będę wetował ustaw niezgodnych z moją religią. Prezydent ma słuchać wszystkich: i feministek, i wyborców lewicy czy prawicy. Na podstawie tych rozmów ma podejmować decyzje. Mam swoje poglądy ws aborcji czy tabletki. Ale nie będę ich nikomu narzucać”, jasno dając tym samym do zrozumienia, że w swojej potencjalnej prezydenturze nie będzie kierował się wartościami, które dotychczas wyznawał.

Wiemy już, że Hołownia jest zwolennikiem kompromisu aborcyjnego, i jeżeli zostałby wybrany na prezydenta, nie będzie bronił każdego życia ludzkiego, czego można byłoby oczekiwać od człowieka, który całe swoje życie był związany z Kościołem. Hołownia opowiada się też za nieetyczną metodą in-vitro, antykoncepcją hormonalną oraz przyznał, że podpisałby ustawę o związkach partnerskich.

Jednak nie wszystkie poglądy są dla Hołowni tak samo ważne, jak  te, które dotyczą wiary. Znacznie wyżej stawia kwestie klimatyczne. Tutaj już nie chce być „prezydentem wszystkich”, ale twardo stać przy swoich poglądach: „Każda ustawa, która będzie zagrożeniem dla środowiska spotka się z zielonym wetem”, napisał na Twitterze dziennikarz.

Bardziej niż prezydentem katolików, Hołownia chce być prezydentem ekologów:

„Moim celem zaraz po wyborze będzie powołanie Narodowej Rady Klimatycznej, która w sposób zdecydowany przy pomocy ekspertów i szerokich konsultacji będzie oceniała każdy projekt ustawy i każdą ustawę jaka trafi na biurko prezydenta. Jeżeli dana regulacja nie będzie współgrała z celami środowiskowymi takimi jak choćby neutralność klimatyczna Polski do 2050 r. w zgodzie z ideą Unii Europejskiej to spotka się z zielonym wetem prezydenta” – mówił w czasie transmisji na żywo na  swoim Facebooku.

Wiara, jako relacja do Boga, jest zdecydowanie sprawą osobistą. Ale jest też sprawą publiczną, bo niesie za sobą określony styl życia w społeczeństwie. Katolik, który Ewangelie zostawia w domu, to raczej nijaki katolik, a prezydent, który nie ma własnych poglądów, to nijaki prezydent.

kak/ pch24.pl