Można powiedzieć, że narodowy socjalizm, wyrażając zadeklarowaną wrogość do chrześcijaństwa, zdradzał nie tylko wszystkie cechy charakterystyczne dla lewicy XX wieku, ale również dla lewicy epoki „postnowoczesnej”…

CHRZEŚCIJAŃSTWO – „NAJWIĘKSZE NIESZCZĘŚCIE LUDZKOŚCI”
W 1942 roku Hitler w gronie swoich bliskich współpracowników stwierdził bez ogródek:

„Mając trzynaście, czternaście, piętnaście lat, nie wierzyłem już w nic, zresztą żaden z moich kolegów nie wierzył już w tak zwaną komunię, poza paroma zupełnie głupimi prymusami! Tylko że ja wtedy byłem zdania, że to wszystko trzeba wysadzić w powietrze!”.

Przywódcy NSDAP wzorców do walki z katolicyzmem szukali w niedawnej przeszłości Niemiec, w rozpętanym przez Bismarcka kulturkampfie. Deklarowali przy tym, że w swojej walce z Kościołem będą jeszcze skuteczniejsi od „żelaznego kanclerza”.

Dzięki relacjom H. Rauschninga – w swoim czasie jednego z bliskich współpracowników Hitlera – wiemy, że wódz III Rzeszy wytykał Bismarckowi, iż próbował on poradzić sobie z katolicyzmem „za pomocą paragrafów i pruskiego wachmistrza”. A do tego – jak mówił Führer swoim współpracownikom – by „braciszkom dobrać się do skóry”, trzeba było przede wszystkim użyć „ośmieszenia i zohydzenia” i wycelować je w „lud i młodzież”.

Podczas jednego z monologów wygłaszanych do swoich bliskich współpracowników przywódca III Rzeszy szczerze wyznał:

„Największym nieszczęściem ludzkości jest chrześcijaństwo. Bolszewizm jest nieślubnym synem chrześcijaństwa. Oba są dziełem Żydów. Za sprawą chrześcijaństwa świat jest celowo oszukiwany w kwestiach religii”.

Wrogość do chrześcijaństwa ujawniał również główny (obok Hitlera) ideolog narodowego socjalizmu, Alfred Rosenberg. Jego książka Mit XX wieku, należała wraz z Mein Kampf Hitlera do lektur obowiązkowych wszystkich członków NSDAP, a po 1933 roku stała się jednym z kompendiów ideowych „Tysiącletniej Rzeszy” (szybko wpisana przez Kościół na Indeks ksiąg zakazanych).

Na kartach swojej książki Rosenberg pisał

„Kościoły wszystkich wyznań ogłosiły: Wiara kształtuje człowieka… Jednakże Nordycko-Europejska Religia – świadomie lub też nie – ogłasza: to człowiek kształtuje swoją wiarę, lub precyzyjniej: człowiek określa rodzaj i zawartość wyznawanej przez siebie wiary [podkr. G.K.]”. Główny ideolog narodowego socjalizmu zgłosił ponadto postulat utworzenia w Niemczech „Kościoła ludowego” („Volkskirche”), który przede wszystkim miał stać na straży „honoru narodowego” i „niemieckiego chrześcijaństwa”.

Także postać Jezusa została swoiście zreinterpretowana przez Rosenberga:

„Jezus jawi się nam dzisiaj jako świadomy siebie mistrz (…). Dla germańskich ludów liczy się Jego życie, a nie Jego śmierć, gloryfikowana przez rasy alpejskie i śródziemnomorskie”.

Można powiedzieć, że narodowy socjalizm, głosząc program ludzkiej wynalazczości w dziedzinie religii, domagając się redukcji Chrystusa do czysto ziemskiego wymiaru, wyrażając zadeklarowaną wrogość do chrześcijaństwa, zdradzał nie tylko wszystkie cechy charakterystyczne dla lewicy XX wieku, ale również dla lewicy epoki „postnowoczesnej”. Jak zobaczymy niżej, z tą ostatnią miał również wiele wspólnego, gdy chodzi o upodobanie do antychrześcijańskich bluźnierstw.

KAŻDY NONSENS, BYLE NIE CHRZEŚCIJAŃSTWO
Znienawidziwszy chrześcijaństwo, młodzieńcze (formacyjne) lata Hitler przeznaczył na zagłębianie się w lekturę pism tworzących na przełomie XIX i XX wieku w Austrii „ariozofów”, łączących pangermańską mitologię polityczną z okultyzmem (teozofią) i gnozą.

W pismach takich twórców jak Guido von List czy Jörg Lanz von Liebenfels (cysters wyrzucony z zakonu z powodu homoseksualizmu) młody Hitler czytał o dawnej cywilizacji ario-germańskiej (tzw. cywilizacja armańska) zniszczonej przede wszystkim przez Kościół katolicki (ewangelizacja Germanii); o wspaniałej „religii Wotana”, która przechowuje swoje tajemnice w znakach runicznych (m.in. w swastyce).

Wszystko jest jeszcze możliwe do odzyskania – przekonywali twórcy okultystycznej wersji rasizmu. Najpierw trzeba uporać się z pierwszym wrogiem „cywilizacji aryjskiej”, czyli z katolicyzmem, następnie z tzw. niższymi rasami (Liebenfels zalecał na przykad ich palenie „jako ofiar dla Boga”). W ten sposób będzie możliwy powrót do „aryjskiej moralności”, w tym „aryjskiej moralności seksualnej”.

Liebenfels, któremu temat ten był szczególnie bliski, zalecał m.in. tworzenie specjalnych eugenicznych klasztorów, w których „aryjskie samce rozpłodowe” miały dbać o przedłużenie czystości aryjskiej krwi.

Po 1933 roku te – wydawać by się mogło – szalone pomysły autorów niszowych pisemek stały się oficjalną polityką Niemiec narodowosocjalistycznych. Himmler – dowódca SS – postarał się nawet o realizację pomysłów Libenfelsa w postaci utworzonego pod auspicjami SS tzw. Lebensborn (aryjskie „źródło życia”, innymi słowy domy uciech dla wyselekcjonowanych rasowo oficerów SS). Reichsführer należał zresztą w elicie III Rzeszy do osób szczególnie fascynujących się okultyzmem, gnozą (z niej wypływała cała koncepcja SS – „wybranej elity”) oraz filozofiami Dalekiego Wschodu. Nieprzypadkowo to właśnie Himmler zorganizował w 1938 roku wyprawę do Tybetu, by zapoznać się z „dziedzictwem myśli” Dalajlamy i szukać w Himalajach „zaginionych Aryjczyków” (dowódca SS zaczytywał się podobno w dziełach hinduistycznych i buddyjskich).

Utworzone i dowodzone przez Himmlera SS miało być kuźnią „rasy panów”. Dbano więc nie tylko o czystość rasową, ale i o potrzeby duchowe esesmanów. Te ostatnie oznaczały przede wszystkim porzucenie chrześcijaństwa i powrót do „dawnej religii germańskiej”, co postulowali już wspomniani „ariozofowie”. Himmler upowszechniał więc zwyczaj świętowania w SS dnia przesilenia wiosennego jako „święta życia” oraz przesilenia jesiennego jako „święta poległych bohaterów”. Chodziło o zastąpienie chrześcijańskich Zaduszek i Wielkiej Nocy.

Prawą ręką Himmlera w tego typu przedsięwzięciach był Karl Wiligut – okultysta, członek rozmaitych tajnych, ezoterycznych stowarzyszeń (w rodzaju Novus Ordo Templi). W 1924 roku został on osadzony w Salzburgu w ośrodku dla psychicznie chorych (rozpoznanie: ciężka schizofrenia), natomiast po 1933 roku, w III Rzeszy, zrobił prawdziwą karierę. W SS awansował do stopnia Brigadeführera i doradzał Himmlerowi na przykad w kwestiach lokalizacji ośrodków szkoleniowych SS w miejscach, które identyfikował jako „centra energii” (np. zamek Wawelsburg w południowych Niemczech). Wiligut, który ku czci dawnego germańskiego bożka Thora przybrał przydomek Weisthor (Mądrość Thora), uważał siebie za spadkobiercę tajnej linii germańskich królów, wyznających „pierwotną religię Germanów”. Jej bogiem był „Krist”, zawłaszczony następnie przez chrześcijan jako Chrystus.

Amerykański historyk T.W. Ryback, który zbadał zawartość prywatnego księgozbioru Hitlera, przejętego w 1945 roku przez armię USA, stwierdził, że wódz III Rzeszy do końca – nawet w berlińskim bunkrze – uważnie czytał literaturę okultystyczną i spirytystyczną. Na półkach Führera znajdowały się więc książki w rodzaju Verstorbenen leben! (Umarli żyją), zawierającej opis „niepodważalnych dowodów” na prawdziwość spirytystycznych kontaktów z „duchami”, lub Annulus Platonis – przedruk osiemnastowiecznego traktatu okultystycznego o alchemii, magii i kabale.

Ekslibrisem Hitlera była również opatrzona książka Ernsta Schertela o „historii, teorii i praktyce” magii. Autor stwierdzał w niej m.in., że „w naszym ciele zawierają się całe dzieje świata, począwszy od narodzin pierwszej gwiazdy. Przepływają przez nie energie kosmiczne, z wieczności w wieczność”. Tego rodzaju panteizm (mocno podszyty okultyzmem) odnajdujemy w uwadze Hitlera, gdy pod koniec 1941 roku, monologując o samobójstwie, stwierdzał: „nawet gdy odbieramy sobie życie, po prostu wracamy do natury, jako materia i jako dusza”.

Co ciekawe, ten sam człowiek (Hitler), wierzący – wraz z większością stworzonej przez siebie elity władzy w Niemczech po 1933 roku – w okultystyczne baśnie i legendy, odnosząc się do katolickiej nauki o Realnej Obecności Chrystusa w Sakramencie Ołtarza, stwierdzał: „Murzyn ze swoimi tabu znacznie przewyższa człowieka, który naprawdę wierzy w przeistoczenie”.

NOWA, RADOSNA I BEZBOŻNA MŁODZIEŻ
Podobnie jak wszystkie ruchy poparcia bezbożnictwa również niemiecki narodowy socjalizm szczególne wysiłki podejmował, by do swojej antychrześcijańskiej ideologii przekonać młodzież. Po dojściu Hitlera do władzy w 1933 roku zostały zlikwidowane wszystkie nienazistowskie organizacje młodzieżowe, przede wszystkim te związane z Kościołem katolickim. Narodowi socjaliści słusznie uważali, że model wychowawczy proponowany przez Kościół jest z powodów jak najbardziej zasadniczych nie do pogodzenia z ich ideologią – z gruntu antychrześcijańską.

Po 1933 roku została w Niemczech jedyna organizacja młodzieżowa – Hitlerjugend (dosł. „Młodzież Hitlera”), która podobnie jak jej odpowiednik w Związku Sowieckim (czyli Komsomoł) miała być bardzo mocno zaangażowana w wychowywanie „nowych Niemców”, uwolnionych od „kajdan Kościoła rzymskiego”.

Założenia te były skrupulatnie realizowane. Jak bowiem głosiła jedna z piosenek Hitlerjugend:

“Jesteśmy radosną młodzieżą Hitlera.

Nie potrzebujemy chrześcijańskiej cnoty,

naszym wodzem jest bowiem Adolf Hitler,

on naszym zbawcą i pośrednikiem.”

Jak widać z powyższego cytatu, nie cofano się przed bluźnierczym zestawianiem postaci wodza III Rzeszy z Jednorodzonym Synem Bożym, Zbawicielem Świata. Co charakterystyczne, tego typu postępowanie nie ograniczało się jedynie do piosenek śpiewanych przez hitlerowską młodzieżówkę.

W 1945 roku Joseph Goebbels – szef hitlerowskiego Ministerstwa Propagandy – zanotował w swoim dzienniku, pisanym już w berlińskim bunkrze w ostatnich tygodniach istnienia III Rzeszy:

„Kiedy mówi Führer, jest to jak msza”.

„ZOHYDZIĆ I OŚMIESZYĆ”
Hitler odkładał przystąpienie do rozprawy z Kościołem katolickim do okresu po wygraniu wojny przez III Rzeszę. Jak wiadomo (zob. wyżej), planował zacząć ową antykatolicką kampanię od „zohydzania i ośmieszania” duchownych. Tak ukierunkowana antykatolicka propaganda zaczęła się już zresztą wcześniej, jeszcze przed wybuchem II wojny światowej.

Pretekstem dla antykościelnej nagonki stała się opublikowana w 1937 roku encyklika papieża Piusa XI Mit brenennder Sorge, w której Ojciec Święty oficjalnie potępił doktrynę i system rządów narodowosocjalistycznych w Niemczech. Krótko potem rozpętała się w prasie hitlerowskiej (innej wówczas w Niemczech nie było) kampania „zohydzania i ośmieszania”. Wszystkim sterowało Ministerstwo Propagandy III Rzeszy kierowane przez Goebbelsa.

To właśnie z jego inspiracji zaczęły nagle pojawiać się w 1937 roku w prasie niemieckiej doniesienia o rzekomych nadużyciach seksualnych katolickiego duchowieństwa, nagle w prasie kontrolowanej przez nazistów pojawiały się „wstrząsające świadectwa” osób, które po kilkudziesięciu latach „przypomniały sobie” o tym, jak miały być w latach swojej wczesnej młodości molestowane przez duchownych.

Dzisiaj, gdy zasoby hitlerowskiego Ministerstwa Propagandy zostały gruntowanie zbadane, wiemy, że wszystko zostało sfabrykowane na użytek antykatolickiej propagandy, która miała być zemstą za wspomnianą encyklikę Piusa XI.

Taki charakter miały również doniesienia goebbelsowskiej propagandy w 1937 roku o „przestępstwach dewizowych” popełnianych przez katolickich księży. W ten sposób zostało bowiem określone zbieranie przez Kościół czy poszczególne domy zakonne środków finansowych na prowadzenie działalności misyjnej na innych kontynentach.

Krwawe preludium do tego, co miało stać się udziałem całego Kościoła po wygranej wojnie przez III Rzeszę, wydarzyło się na ziemiach polskich okupowanych przez Niemcy w latach 1939‑1945. Na tych terenach doszło w tym okresie do prawdziwego księżobójstwa zorganizowanego przez aparat terroru III Rzeszy. Na ziemiach bezpośrednio wcielonych do Niemiec po wrześniu 1939 roku – w Wielkopolsce, na Pomorzu i Górnym Śląsku – zostało wymordowanych (przez rozstrzelanie lub w obozach koncentracyjnych) około jednej trzeciej księży, którzy tam pracowali przed wybuchem wojny.

Dla narodowych socjalistów nie do zniesienia była również Królowa Polski z Jasnej Góry. Oblicze Czarnej Madonny jeszcze przed wybuchem wojny określano w prasie hitlerowskiej jako „coś pośredniego między Murzynką a Mongołką”.

Prof. Grzegorz Kucharczyk/Miłujcie się