Po internecie zaczęły krążyć wyjątkowo brutalne i drastyczne nagrania z Regionalnego Szpitala Gruźliczego nr 1 (RSG-1) w Saratowie nad Wołgą. Nagrania zawierają obrazy brutalnych tortur. - W skrócie: mamy do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępczą. Należeli do niej oficerowie i generałowie Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) oraz Federalnej Służby Więziennej (FSW) i cała im podległa struktura - powiedział w rozmowie z wp.pl Władimir Osieczkin, szef organizacji gulagu-net, która opublikowała nagrania.

Osieczkin wskazuje, że to FSB (z której wywodzi się Putin i cała wierchuszka rosyjskiej władzy) wskazywała konkretne osoby i "wydawała rozkazy, aby je torturować i gwałcić".

- Nagrania ze znęcania się nad osadzonymi wykorzystywali do własnych celów. Rozkazy przychodziły z centrali, często prosto z Moskwy - mówi Osieczkin. 

Osieczkin wskazał także, że brakowało dowodów na to, że za przestępczy proceder odpowiada FSB i FSW - całość organizacji została tak skonstruowana, aby przypisanie winy służbom było bardzo trudne.

- Wcześniej, nawet jeśli udawało się nam skierować sprawy do sądu, karano tylko bezpośrednich wykonawców gwałtów. Tymczasem zleceniodawcy pozostawali na wolności, a system dalej miał się świetnie - opisuje Osieczkin.

Poinformował przy tym jednak, że tym razem będzie inaczej, ponieważ jego organizacji udało się zdobyć "niepodważalne dowody" na zaangażowanie służb w torturowanie więźniów.

- (...) zeznania ofiar, świadków, nagrania gwałtów. To dziesiątki filmów, które były nagrywane służbowymi kamerami i przechowywane na służbowych komputerach. Władzy będzie ciężko się tego wyprzeć - wylicza Osieczkin.

- Po raz pierwszy w historii Rosji jesteśmy w stanie udowodnić, że tortury i gwałty miały systemowy charakter. Były bezpośrednio koordynowane przez FSB oraz FSW - kontynuuuje.

Dodał, że ten materiał dowodowy pozwala nawet na skierowanie sprawy do Trybunału Praw Człowieka, ponieważ, w ocenie Osieczkina, działania rosyjskich służb stanowią zbrodnie przeciwko ludzkości.

Osieczkin poinformował, że źródła dostarczył 30-letni białoruski informatyk imieniem Siergiej, który od 5 lat gromadził tajne archiwum w tej sprawie.

- Jego historia zaczyna się w 2013 roku. To wtedy znajomi poprosili go o przewiezienie z Białorusi do Rosji komputera. Został zatrzymany. Okazało się, że w środku były narkotyki - opisuje historię informatyka Osieczkin.

Następnie na Siergieju wymuszono torturami podpisanie zeznań, po czym został on skazany na 9 lat więzienia i zesłany do Saratowa.

W Saratowie z kolei zorientowano się, że Siergiej jest uzdolnionym informatykiem, a w tamtym czasie w RSG-1 istniało zapotrzebowanie właśnie na kogoś takiego.

Siergiej bezpłatnie pracował w RSG-1 jako specjalista z zakresu IT.

- Do jego obowiązków należało administrowanie całym monitoringiem w szpitalu. Oprócz tego obsługiwał ok. 20 wideorejestratorów - mówi Osieczkin w rozmowie z wp.pl.

W ten sposób Siergiejowi udało się wejść w posiadanie drastycznych nagrań, na których widać, jak specjalnie zwerbowani w tym celu więźniowie-kaci biją i gwałcą swoje ofiary.

Te metody tortur nie należą przy tym w Rosji do nowości - regularnie stosowano je za czasów Stalina, a zwłaszcza w okresie terroru rozpętanego przez ówczesnego szefa NKWD Nikołaja Jeżowa.

Sam Jeżow już po swoim upadku był w ten sposób męczony przez 9 miesięcy w więzieniu na Łubiance, zanim ostatecznie go rozstrzelano. Za Jeżowa "odpowiadał" wówczas Bogdan Kobułow - olbrzymiej budowy przyboczny Ławrientija Berii.

Osieczkin opisuje, że na konkretnych ludzi nierzadko przychodziły rozkazy z samej Moskwy.

- Czasami chodziło o wymuszenie zeznania, przyznanie się do winy lub obciążenie innej osoby. W ten sposób śledczy poprawiali sobie statystyki wykrywalności przestępstw, wkradali się w łaskę szefów i robili kariery - opisuje.

Zdarzało się także, że tortury miały na celu przekazanie pieniędzy lub nieruchomości.

- Jeśli ktoś znajdował się na celowniku służb, miał prosty wybór: pójść na współpracę i spełnić wszystkie warunki albo trafić do szpitala gruźliczego w Saratowie. Przy czym wszyscy doskonale wiedzieli, co się dzieje w tej placówce. Wiemy, że straszono nią więźniów w całej Rosji - mówi Osieczkin.

Osieczkin wskazał także, że do tortur dochodziło w szpitalu gruźliczym, ponieważ do tej placówki można było przenieść każdego więźnia z dowolnej części kraju pod pretekstem choroby.

Więźniowie-kaci mogli się swobodnie poruszać po terenie ośrodka. Mieli dostęp do wszystkich pomieszczeń.

- Najpierw bili do nieprzytomności. Potem rozbierali, krępowali i gwałcili. Czasami do gwałtu wykorzystywano kije od szczotek albo mopów. Na koniec, żeby jeszcze bardziej poniżyć ofiarę, sikali jej na twarz - opisuje metody tortur Osieczkin.

Wszystko było uwieczniane na nagraniach, do których dostęp posiadał informatyk Siergiej. Nagrania wykorzystywano następnie w celu szantażowania więźniów.

Po zakończonej sesji tortur kaci oddawali kamerę Siergiejowi, którego zadaniem było zgranie plików na komputer przełożonego oraz pendrive. Siergiej miał być początkowo kontrolowany, ale potem udało mu się zdobyć zaufanie szefów. To właśnie wówczas zaczął potajemnie archiwizować pliki.

Siergiejowi udało się także włamać do wewnętrznej sieci FSW i pozyskać w ten sposób nagrania z innych rosyjskich kolonii.

- Gdyby ktokolwiek odkrył, że archiwizuje nagrania, po prostu by go zabili, pozorując samobójstwo. Siergiej ryzykował więc życiem, żeby zdobyć dowody na zbrodnie służb - mówi Osieczkin.

Po wyjściu z więzienia Siergiej przesyłał gulagu-net nagrania, używając w tym celu innych nicków. Po jakimś czasie namierzyła go FSB, nie zdając sobie jednak sprawy ze skali jego działalności. Po przesłuchaniu zmuszono go do podpisania zeznań dotyczących wykonywania dzialalności szkodzącej państwu.

Następnie udało mu się uciec na Białoruś.

- Mogę tylko powiedzieć, że pomogliśmy mu wyjechać z Białorusi. Teraz trwa proces objęcia go ochroną międzynarodową. Jak tylko ta procedura się skończy, pojawi się publicznie i sam o wszystkim opowie. Na razie jest bezpieczny i rozpoczął właśnie rehabilitację psychiczną i fizyczną - mówi Osieczkin.

Siergiej dostarczył dotychczas organizacji Osieczkina 40 GB materiałów, ale planuje przesłać drugie tyle.

- Szacujemy, że w ciągu 5 lat w saratowskim szpitalu gruźliczym zgwałcono ponad 200 więźniów. Około 500 zostało pobitych i torturowanych. Tysiące osób mogły zostać zastraszone i zgodzić się na żądania służb pod groźbą wywiezienia do Saratowa - ocenia skalę procederu Osieczkin.

Podkreśla także, że RSG-1 w Saratowie to nie jedyna rosyjska fabryka tortur. Istnieją dowody na istnienie podobnych miejsc w conajmniej 5 regionach Rosji. Podobne zasady mają obowiązywać w koloniach karnych prowadzonych przez reżim Aleksandra Łukaszenki.

Część materiałów znajduje się na stronie www.gulagu-net.ru. Są one niezwykle drastyczne.

jkg/wp