Piszę te słowa w Brukseli, w gmachu Parlamentu Europejskiego. Pojutrze rozpoczyna się sesja PE. Będzie tam mowa o budżecie na lata 2021-2027. To dzisiaj dla Unii temat kluczowy. Wydawałoby się, że od tego europarlament zacznie, że temat ten pojawi się pierwszego dnia i od pierwszej minuty. Tymczasem europosłowie zajmą się tym dopiero… trzeciego dnia, w środę. Czy jest to sygnał, że władze PE lekceważą fundamentalna dla finansowej przyszłości Unii sprawę?

A może raczej należałoby odczytywać to, jako niebezpośrednią polemikę z tymi wszystkimi, którzy histerycznie wieszczą europejski potop, jeżeli Fundusz Odbudowy, ekologiczny Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, oraz 7-letnia perspektywa finansowa UE nie zostanie przyjęta już, zaraz, natychmiast, w tej chwili. To oczywiście oznaczałoby bezwarunkowe i bezwzględne zrezygnowanie z weta czy innej „zbrodni”: samego myślenia o wecie...

Polityka międzynarodowa to nie jest obszar dla histeryków czy dla ludzi, którzy widza tylko tyle ile, zobaczą uderzając czołem o ziemię przed cudzoziemcami i obcymi państwami. To teren twardej gry , gdzie ostro się licytuje i wie, czego się chce. Zaś weto może zaowocować tym, że nie będzie w unijnym „dealu” instrumentu na podstawie którego Bruksela odbierze nam, na zasadzie „widzimisię”, pieniądze, które nam się należą.

Ryszard Czarencki

*komentarz ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (21.11.2020)