Socjologowie raz na jakiś czas lubią spytać Polaków o to, co daje im zadowolenie. Bo – wbrew pozorom – jest sporo rzeczy, które nas cieszą. Być może trudno w to uwierzyć, kiedy w koło wszyscy narzekają. Bo dzieci chore, mąż za dużo pracuje, w kościach łamie, a do tego w sklepach drożyzna, a do lekarza udało się zapisać dopiero na przyszły rok. I gdzie ta zima? I czemu znów pada? Czasem to strach się odezwać, bo zasypie nas od razu lawina żali. Statystyka żale odsiewa, bazuje na konkretach. A są to twarde dowody. Wynika z nich, że malkontentami, wbrew pozorom, nie jesteśmy. I potrafimy cieszyć się tym, co mamy. Wśród dorosłych Polaków – jak pokazują badania CBOS – w ciągu roku poprzedzającego badanie wzrosło ogólne zadowolenie z życia. W grudniu 2015 roku ponad trzy czwarte pytanych deklarowało, że jest generalnie zadowolonych z tego co ma i jak żyje, a jedna czwarta jest nawet bardzo zadowolona.

Tym, co daje nam najwięcej zadowolenia, są relacje z bliskimi. Nie wiem, jaki był przekrój społeczny pytanych osób, czy na pytania odpowiadały tylko moherowe wielomatki i ultrakatoliccy ojcowie. Niemal jednogłośnie respondenci – i pewnie ci konserwatywni, i ci nowocześni, i ci wierzący, i ateiści – wskazali na dzieci jako źródło szczęścia, dumy i radości rodziców (aż dla 92 proc. badanych). Wskaźnik ten pozostaje niezmienny od trzech lat. Dwie trzecie małżonków deklaruje zadowolenie ze swojego związku (to najwięcej od 1994 roku). Ponad cztery piąte badanych pozytywnie ocenia swoje relacje z bliskimi i przyjaciółmi. Liczby te są dowodem na to, że sens życiu nadają nie rzeczy, a ludzie. To pozytywne relacje z nimi dodają nam skrzydeł. Dowodzi to tylko temu, że jednak dość mocno zakorzenione są w nas wartości rodzinne. I nawet jeśli nie zawsze optymizmem napawa obecna sytuacja materialna, to i tak dzięki choćby dzieciom nie słabnie nasz zapał i chęć poprawy warunków bytowych.

Pytani przez CBOS w sposób pozytywny wypowiadają się też o swojej sytuacji zawodowej i bytowej. 66 proc. pytanych jest zadowolonych z przebiegu swojej pracy zawodowej, a niewiele mniej (64 proc.) ze swojego wykształcenia i kwalifikacji. Ciekawe, że optymistycznie patrzymy także w przyszłość, co drugi badany widzi przed sobą perspektywy (przyszłość w ciemnych barwach postrzega 14 proc. badanych). I pozytywnie wypowiadamy się na temat poziomu życia. Wskaźnik ten wzrósł zresztą w stosunku do roku poprzedniego o 4 punkty procentowe. Jedynym aspektem życia, z którego poczucie satysfakcji w ostatnim roku nieco zmalało (spadek o 1 punkt procentowy), są dochody i sytuacja finansowa. Ale i tak odsetek osób zadowolonych z zarobków jest jednym z najwyższych od dwudziestu dwu lat. Ze swoich zarobków zadowolenie deklarowało 28 proc. Polaków, pozostali uważali je za przeciętne albo byli z nich niezadowoleni. Ogólnie trzy czwarte badanych jest zadowolonych ze swojego życia.

Badania poziomu zadowolenia z życia zadają więc kłam powszechnej opinii o Polakach jako wiecznie niezadowolonych z tego co mają, marudzących i narzekających. Pewnie niewielką poprawkę trzeba na te dość optymistyczne badania wziąć, ale i tak nie jest źle. Żyje nam się lepiej, na wyższym poziomie. Nie obce jest nam przywiązanie do tradycyjnych rodzinnych wartości i upatrywanie źródła szczęścia w dzieciach. Trudno nie zgodzić się zresztą z osobami badanymi przez CBOS. A skoro tak, to czemu tak mało dzieci rodzi się w Polsce? Czy statystyka aż tak bardzo kłamie? Czy badania nie pokazują prawdziwego obrazu rzeczywistości? Bo skoro jest dobrze, optymistycznie, są perspektywy, to czemu poziom dzietności Polek jest tak dramatycznie niski? Czy deklarujemy zadowolenie z dzieci, bo po prostu tak wypada, bo to ładnie i wiarygodnie wygląda w ankiecie, a myślimy zupełnie inaczej? Czy może z premedytacją dzieci mieć nie chcemy, bo umościliśmy się w naszych pięknych domach i nie chcemy, żeby ktoś nam ten porządek zaburzył, a stopa życiowa się obniżyła? Czy odkładanie dzieci na później faktycznie ma sens? Kto zagwarantuje, że później będzie tylko lepiej. Może więc nie ma na co czekać, pamiętając o tym, że życiu sens nadaje drugi człowiek. Ten mały, którego przygotujemy do dorosłego życia.

 

Małgorzata Terlikowska