Już trzy Cerkwie prawosławne bojkotują Sobór panprawosławny. Nie wezmą w nim udziału bułgarska, serbska i antiocheńska Cerkiew prawosławna. I choć Konstantynopol zapewnia, że ich nieobecność nie ma znaczenia dla kanoniczności obrad, to inne wspólnoty prawosławne (choćby Moskwa) mają, co do tego poważne wątpliwości i nawołują do przełożenia obrad i próby osiągnięcia kompromisu w spornych kwestiach.

Ale niezależnie od tego, jak sprawy się ułożą, warto już teraz zwrócić uwagę na to, że chaotyczny, wymagający zgody wszystkich Cerkwi autokefalicznych, generujący wiele konfliktów i utrudniający rozwój doktrynalny czy choćby duszpasterski, system prawosławny ma także pewne zalety. Tu nie da się bowiem narzucić przez zdeterminowaną mniejszość niejasnych i nieprecyzyjnych sformułowań. Jeden, nawet najbogatszy Kościół nie jest w stanie narzucić innym swoich – niekiedy złych rozwiązań. Nie jest tego w stanie zrobić nawet Moskwa, bo zawsze może znaleźć się jedna wspólnota, która jej propozycje odrzuci. Takie doktrynalne liberum veto daje poczucie bezpieczeństwa, nawet jeśli jednocześnie rodzi stagnację.

W efekcie brak oczywiście w prawosławiu doktrynalnego rozwoju, brak wspólnej odpowiedzi na wyzwania współczesności, ale w zamian za to jest wierność doktrynie i zabezpieczenie ortodoksji przed hierarchami, którzy jak choćby w Kościele katolickim Niemcy chcieliby tak zmieniać sformułowania, by zmienić stojącą za nimi prawdę. To zatem, co może wydawać się słabością prawosławia, niekiedy przemienia się w jego siłę. Warto o tym pamiętać, gdy śledzimy spory wokół panprawosławnego Soboru. I to mimo iż przynajmniej część z kwestii spornych niewiele ma wspólnego z doktryną, a wynika jedynie z bieżącej polityki eklezjalnej.

Tomasz P. Terlikowski