Jej miejsce zajęła bowiem Platforma Obywatelska. Jej politycy, choć nie przebierają się, nie wrzeszczą ciągle o tym, że w Polsce konieczna jest rewolucja obyczajowa, a tempo zmian światopoglądowych dostosowuje do tempa, w jakim media społeczeństwo może być zindoktrynowane przez lewackie media, to jednak systematycznie zmieniają Polskę na gorsze i dostosowują ją do lewackich standardów.

Tylko w minionych tygodniach władza zgłosiła całkowicie wrogi życiu, eugeniczny projekt in vitro (a ma on, warto to sobie uświadomić, duże szanse, by przejść), wcześniej przegłosowała – także głosami rzekomych konserwatystów – ideologicznie wrogi religii i rodzinie projekt Konwencji antyprzemocowej, a także odrzuciła projekty ustaw, które przypominały, że to rodzice, a nie państwo powinni decydować o tym, jak wychowywać swoje dzieci i kiedy posłać je do szkoły. Na razie, ale niestety wiele wskazuje na to, że to tylko kwestia czasu, nie wprowadzono jeszcze rejestrowanych konkubinatów (zamiast tego uznano, że pary takie mogą sobie z pieniędzy podatników sprawić dziecko z in vitro, i to mimo, że sami nie deklarują jasno, że chcą być razem do końca życia).Wisienką na torcie jest zwolnienie przez rzekomo katolickiego prezydenta Warszawy prof. Chazana z pracy tylko dlatego, że nie zabił on człowieka. Jednym słowem rewolucja obyczajowa jest w toku, i jeśli nie uda się zatrzymać PO, to będzie ona kontynuowana.

W takiej sytuacji byłoby absurdem marnować głosy na egzotycznych kandydatów. Oni byli potrzebni, jako dowód na to, że lewacka PO jest w istocie partią środka. Teraz jednak, gdy po kilku latach udało się przesunąć społeczeństwo nieco w lewo, są już zbędni. A sami lewaccy wyborcy wiedzą, że lepiej zagłosować za powolniejszymi, ale realnymi zmianami, niż za pokrzykiwaniem.

Z punktu widzenia ludzi wierzących oznacza to jednak radykalne pogorszenie sytuacji. Platforma jako lider zmian antychrześcijańskich (a to właśnie oznaczają kolejne projekty) daje Kościołowi i ludziom wierzącym o wiele mniejsze szanse w walce. PO uchodzi wciąż za partię centrum, a Polacy chętniej widzą się właśnie w tym miejscu, na razie nie stawia na egzotykę, a do tego wciąż cieszy się sympatią pewnej (choć wyraźnie zmniejszającej się) grupy hierarchów. W efekcie może coraz bardziej niszczyć rodzinę, tradycję i religię i budować polską wersję zapateryzmu-kopaczyzmu. 

Tomasz P. Terlikowski